Spiderwire Smooth
W końcu nadchodzi długo oczekiwany czas wyjazdu na ryby do Norwegii. Jadę dość daleko za koło podbiegunowe do miejsca w którym byłem przed kilku laty. Małej rybackiej niegdyś osady, o nazwie Helnessund. Oddalonej o 200 km od znanego pewnie wielu z czasów II – ej Wojny Światowej Narviku. Gdzie walczyli żołnierze Brygady Podhalańskiej.

Norwegia Helnessund 2011 044

Dziś to miejsce dość senne. Życie toczy się leniwie po między jednym, a drugim autobusem wędkarzy ze Szwecji. Którzy  przyjeżdżają  po ryby, nie na ryby. Co raz częściej zaglądają tu również Polacy.

Norwegia Helnessund 2011 005

Droga przez Polskę do przystani promowej w Gdańsku do droga przez mękę. Mamy do pokonania 600 km. Wyjeżdżamy wcześnie rano. Docieramy do obwodnicy Trójmiasta bezskutecznie wypatrując drogowskazu kierującego do promu.  Nic takiego nie rzuca się w oczy. GPS też nie bardzo sobie radzi, bo wszędzie remonty lub budowa nowych dróg czy zjazdów. Jednym słowem Polska codzienność. Dobrze, że mamy zapas czasu. W końcu docieramy do terminalu promowego. Szybkie niezbędne czynności i mamy dokumenty upoważniające do zaokrętowania.

Wjazd na prom. W kabinie szybka kąpiel po męczącej podróży. Chwila relaksu  w czystej i chłodnej pościeli.  Kolacja. Kilka piwek. Idziemy spać. Przed nami  19 godzin podróży przez Bałtyk do Nynashamn. Następnego dnia o 13 – ej rozpoczynamy podróż liczącą ok1500 km przez Szwecję i Norwegię do celu.
Postanawiamy jechać „non stop”. A to dlatego iż drogi szweckie są bardzo dobre , a im dalej na północ tym mniejszy ruch! Po drodze mijamy większe miasta środkowej Szwecji kierując się ogólnie na północ. Tuż za miastem Sundsvall zjeżdżamy z autostrady na boczną drogę. Teraz aż do samej granicy norweskiej wzdłuż drogi ciągną się nie przerwanie jeziora, lub rzeki. Nad którymi „ żywego „ ducha!

Norwegia Helnessund 2011 117

Norwegia Helnessund 2011 003

W okolicy miasteczka Sorsele zjeżdżamy z asfaltu na drogę gruntową. Aby skrócić sobie trasę o ok. 300 km. Jest środek nocy. Północ. Szaro, nie ciemno. Wszak jesteśmy niedaleko koła podbiegunowego. Jedziemy z przepisową prędkością która obowiązuje na szutrze: 70/km.
Pilnie wypatrując łosi i reniferów, bo droga wije się przez las. Samochód robi nie co hałasu. Zwierzęta mają sporo czasu, aby usunąć się z drogi. Widzimy kilka razy łosie i inne drobne zwierzęta. Próby wykonania fotografii kończą się niepowodzeniem Łosie dają „ nogę „. Widać  tylko ich tylasy!
Mijamy rzekę Laisalven i wędkarski  „ przystanek „.Postanawiamy chwilę odpocząć. Nad brzegiem rzeki szałas, drewutnia pełna drewna na ognisko, oraz pieniek z wbita siekierą. Nikt jej tu nie ukradnie! My również. Temperatura waha się w granicach 1 – 2 stopnie C. Pijemy kawę. Kilka gryzów kanapki, oraz rześkie powietrze usuwa zmęczenie i przywraca nam trzeżwość umysłu. Przejechaliśmy ponad 900 km. Do celu pozostaje jeszcze około 400 km.

Norwegia Helnessund 2011 077

Przekraczając góry na granicy norwesko – szweckiej wpadamy w niewielką zamieć śnieżną! A raczej w zwiewane przez dość silny wiatr drobinki śniegu z lodowców. Temperatura około zera! Nad ranem wjeżdżamy do Norwegii zjeżdżając z gór. Robi się znacznie cieplej. Świeci słońce. Do celu docieramy o 7 – mej rano w niedzielę.
Telefon do gospodarza ośrodka! Po kilku minutach przyjeżdża trochę zaspany i zdziwiony Norweg. Pyta się czy jechaliśmy ”long „. Po potwierdzeniu patrzy z podziwem. Wskazuje miejsce zakwaterowania. Pokazuje łódż. Mapy z zaznaczonymi miejscówkami. Oraz objaśnia jak posługiwać się sondą i GPS. Przestrzega przed wyjazdem na ryby z uwagi na dość silny i niekorzystny wiatr. Przyjmujemy tą informację z ulgą. Nie „musimy „ na ryby! Wobec czego idziemy spać. Ale jak spać.
Słońce prawie w zenicie. Jesteśmy w strefie podbiegunowej i właśnie rozpoczyna się półroczny polarny dzień.
Jednak po chwili zmęczenie bierze górę. Wstajemy póżnym popołudniem. Przygotowujemy sprzęt. Wypłynięcie na ryby uniemożliwia utrzymujący się silny wiatr i duża fala. Wędkowanie odkładamy na jutrzejszy dzień. Rozpoczynamy od znanych sobie miejsc. Ryb dużo.
Niestety nie wielkich rozmiarów. Łowimy tylko kilka dorszy wielkości 5 – 6 kg. Oraz całe masy czarniaków  60 – 70 cm. Czyli jak na tutejsze warunki maluchy. Miejsce piękne! Wokół góry, gdzie niegdzie pokryte resztkami śniegu. W powietrzu mewy. Czasem widzimy szybujące orły. Coś niesamowitego.
Jesteśmy sami w całym fiordzie. Cisza! Blisko brzegu słychać szum spadającej wody z topniejących lodowców! Szmaragdowy kolor oceanu. Sceneria iście bajkowa. Mam wrażenie, że zaraz wyjdą krasnoludki, lub trolle. Takie norweskie skrzaty z którymi należy żyć w zgodzie. Bo mogą być złośliwe i rybki np. przestaną brać!
Albo co gorsza mogą popsuć wspaniałą pogodę. Łowiąc ryby zmieniamy miejsca i głębokości. Szukamy dużych dorszy, oraz nieśmiało mówimy o halibucie. Bo spotkanie z ta rybą daje niesamowite emocje!

Norwegia Helnessund 2011 103

W jednej z zatok fiordu postanawiamy spiningować dużymi gumami. Ryby interesują kopyta z domieszką czerwieni. Łowimy kilka okazałych dorszy. Głębokość około 20 metrów. W pewnej chwili nie daleko od łodzi mam tak silne uderzenie, że wędkę prawie wyrywa mi z ręki. Jakimś cudem udaje mi się jej nie wypuścić.
Nawet nie wiem czy zacinam. Olbrzymi opór. Nie do ruszenia! To coś odpływa. Wędka wygięta do granic wytrzymałości. Nie wiem co się dzieje!!! Po chwili luz! Plecionka flaczeje, wędka przez chwilę jeszcze drga. To jakby konwulsje. Nie bardzo wiemy co się stało!
Wszystko rozegrało się w kilka sekund. Słyszę - to  chyba był halibut!? Nie wiem! Być może! Nie bardzo głęboko, piaszczyste dno. Ławice nie wielkich dorszy i czarniaków. Wiosną halibuty lubią takie miejsca.  A może inna jakaś duża ryba! Zmieniamy miejsca, szukając bardziej obiecujących.
Głębokości rożne od 20 metrów nawet do 100. Jednak im głębiej tym mniej ryb. Po kilku dniach pobytu wybieramy, czy raczej typujemy kilka  miejscówek na których to łowimy najwięcej  i największe ryby. Rozłożone wachlarzowato od naszej bazy.
Zaczynamy od najdalej położonego łowiska a kończymy wędkowanie na najbliższym. Większość łowisk oddalonych jest o około 30 do 40 min płynięcia od mariny. Pamiętając, że jest to ocean, a pogoda w północnej Norwegii potrafi być bardzo kapryśna. Większość łowionych ryb wypuszczamy.
Zabieramy tylko większe okazy. Im mniej ryb zabieramy, tym mamy mniej pracy przy filetowaniu. Część mrozimy z myślą o przywiezieniu do domu. Przez cały pobyt w Norwegii na stole stoi talerz smażonych  świeżo złowionych dorszy czy czarniaków. Mają nie powtarzalny smak. Czuć w nich słoność Oceanu! Pychota!

Norwegia Helnessund 2011 106

Któregoś dnia postanawiamy łowić na martwe ryby! Szybko łowimy nie wielkie dorsze takie ok. 50 cm.  Głębokość łowiska  30 metrów. Ryby zawieszamy około metra nad dnem. Cisza. Siedzimy spokojnie! Nie jesteśmy  zmuszeni do jigowania dość ciężkimi pilkerami.
A to jakby nie było męczące. Branie! Po chwili wyciągam dość okazałego dorsza! Kolega również ma branie! Bardziej energiczne! Zacina! Cały zestaw stoi w miejscu! Czyżby zaczep?!. Daje mi wędkę – mówiąc co to jest?  Czuję chyba pulsowanie na drugim jej końcu.
Kij wraca w ręce właściciela! W pewnym momencie domniemany zaczep rusza. Odpływa tylko kilka metrów.
Zaczyna się siłowanie. Siedzę jak oniemiały. Czegoś takiego w życiu nie widziałem. Kolega wkłada całą silę w utrzymanie wędki. Próbuje kręcić multiplikatorem. Nie ma mowy, żeby ruszyć choć raz korbką. Takie zapasy trwają może minutę, może dwie. Od czasu do czasu terkot hamulca. Nie mamy pojęcia co robić dalej! Sprawę rozwiązuje sprzęt. Z wielkim hukiem kij pęka! Złamał się kilka centymetrów po niżej składania. Luz na żyłce. Połowa kija ląduje w wodzie.
Kręcąc kołowrotkiem wyciąga złamaną końcówkę wędki i cały zestaw! Oczywiście bez tego potwora z głębin. Na blanku litery i cyfry: c.w. 50 lbs. Ja mam podobną wędkę! Do tej chwili wydawało mi się, że sprzęt jest dostateczny. A teraz wiem jak bardzo się myliłem. Oboje uważamy że sprawcą naszych strat był z całą pewnością pokażny halibut.  Cóż człowiek przy całej swojej arogancji nie zawsze jest w stanie sprostać przeciwnikowi skrywającemu się w morskich odmętach. Tym razem wygrała ryba.
Trzeba to przyjąć z pokorą! Może następnym razem będzie więcej szczęścia i umiejętności.

Norwegia Helnessund 2011 086

Łowimy rożne odmiany dorszy – rdzawce, oraz tzw. czerwonego dorsza. Udało się nam nawet wyholować z głębin kilka razy nie wielkie karmazyny. Jesteśmy światkami jak kilka metrów od naszej łodzi, ataku orła na pływającą przy powierzchni rybę .
Prawie jak bym oglądał film na National Geographic.  W przerwach po między pływami Oceanu, czekając na przypływ łowimy ryby z brzegu. Od czasu do czasu trafia się okazały dorsz. Tubylcy nie bardzo są skłonni uwierzyć iż dorsze można łowić trochę bardziej finezyjnie.  
Wszyscy tu i my również wypływając na ryby używamy, grubych plecionek np. 0.30 i żyłek o średnicy przynajmniej 0.80 mm i grubsze. Kije przypominają bardziej sztywne pały nie wędki w naszym rozumieniu ( wędkarzy lądowych ).
A i tak ryby nie raz, wygrywają to emocjonujące przeciąganie liny. Już wiem, że aby pokonać dorodnego halibuta trzeba się odpowiednio przygotować i dysponować sprzętem do wyciągania „ łodzi podwodnych „!  Wyprawa bardzo udana. Obfitość ryb powoduje zamęt w głowie. Jedno wiem na pewno! Wrócę tu najszybciej jak tylko się da!
Może następnym razem uda się pokonać Wielką Rybę!

Andrzej Pióro


Nie masz uprawnień do komentowania. Zaloguj się