W okolicy gdzie mieszkałem zdaje się że tylko Radew ma sporą populacje tej rybki. Nie słyszałem
o spinningistach którzy tam łowili aby, specjalnie nastawiali się na klenia, ale czy można się dziwić kiedy jest to jedno z lepszych łowisk łososiowatych. Sam do takich należałem i kiedy tam wędkowałem to przeważnie moim celem była troć.
Teraz, kiedy staram się skutecznie łowić tę rybkę okazuje się że w Radwi jest mnóstwo książkowych miejscówek. Ale czy kiedy odwiedzę Radew będę się nastawiał na klenia?
Ale do rzeczy.
Dlaczego postanowiłem zapolować ( nauczyć się łowić klenie) ? Sprawił to przypadek i portale internetowe na których co róż ktoś znajomy czy też nie chwalił się ładną rybką.
Przypadek? Jednego dnia kiedy łowiłem na Nene po bezowocnym opukiwaniu dna gumkami założyłem na koniec zestawu jedyną obrotówkę która zaplątała się między gumami. Rozmiar 2, srebrna paletka typu aglia.
Pierwszy rzut pod zwisające gałęzie, trzy obroty korbką i potężne walnięcie, ryba zdaje się pewnie zacięta chociaż nie wiele w tym mojej zasługi nie mam bladego pojęcia co się zainteresowało moją blachą, byłem bardzo zdziwiony kiedy okazało się że wyholowałem mojego pierwszego klenia z Nene a biczuję tą wodę już osiem lat.
Piękny 39-cio centymetrowy klenik, największy w moim życiu jak do tej pory i kurcze nie zabrałem aparatu. Do końca sesji złowiłem jeszcze cztery sztuki, nie były to rybki tej wielkości co pierwszy zawodnik ale pozwoliło mi to zakończyć dzień pięcioma kleniami i już nie musiałem się tłumaczyć żonce po co ja na te ryby chodzę jak nic nie bierze.
Na drugi dzień zaraz po pracy zapakowałem pudełka z obrotówkami które przygotowałem dzień wcześniej i już nastawiony odpowiednio postanowiłem że na celowniku będą tylko klenie. Wędka 3m o akcji szczytowej 5-25 cw i Nene zweryfikowała mój zapał co prawda złowiłem 3 kleniki ale, były to zaledwie cienie rybek
z poprzedniego dnia.
Wracając do samochodu postanowiłem sprawdzić co dzieje się na odnodze która zatacza spore koło w tym miejscu tworząc jakby wyspę. Nic tam nie złowiłem ale, zagadałem wędkarza który łowił na spławikówkę.
Na haczyku miał najzwyklejszy chleb tostowy. Pochwalił się zdjęciami pięknych kleni złowionych w tym „rowie”
Rybki miały grubo ponad 40 może 50cm. Nie jestem zainteresowany metoda spławikową ale, jeżeli pływają tu taki kabany to muszą się skusić na blaszkę czy woblera.
Następny dzień po pracy jestem na tej odnodze. Z nauk jakie pobrałem dowiedziałem się że to bardzo płochliwa ryba która ma oczy z tyłu głowy jedyna metoda jaka mi przyszła do głowy aby podejść klenia to sposób z pomorskich rzek pstrągowych, od ogona.
Odnoga nie jest zbyt szeroka i do tego dosyć płytka ale w przewężeniach i na zakrętach znajdują się dołki dochodzące nawet do 1,5-1.8m, bujnie porośnięte dno stanowi doskonałą osłonę dla głodnych kleni więc mogłem poświęcić cały wolny czas po pracy na obłowienie całego odcinka.
Wędkarz którego spotkałem dzień wcześniej powiedział mi że oprócz miejsc gdzie na pewno stoją ryby mogę się właściwie spodziewać klenia wszędzie. Namierzenie bankówek nie stanowiło problemu miejsca takie zostały dokładnie wygniecione przez wędkarzy łowiący z gruntu reszta brzegu porośnięta roślinnością stanowiła dziewiczy teren dla mojego polowania.
Nie posiadam w swoim arsenale zbyt dużo przynęt które można by nazwać kleniowymi łowiłem więc głównie na obrotówki 1-2 których używam przy połowach pstrągów.
Łowienie od ogona okazało się strzałem w dziesiątkę złowiłem tego dnia sporo kleni w przedziale 20-30cm te większe jednak okazały się sprytniejsze, widziałem kilka kolosów które odprowadzały przynętę.
No ale jeżeli ja je widziałem to i pewnie one minie, być może to stanowiło źródło mojej porażki, kilka okazów które uderzyły na „długiej żyłce” spadały kilka sekund po braniu kiedy chowały się w zielsku skutecznie pozbywając nie blaszki.
Ten pierwszy moment po braniu wydaje się być najważniejszy na wąskiej rzece z porośniętym dnem, niestety zaraz po braniu wydaje się że to kleń kontroluje sytuację, dopiero po chwili która wydaje się wystarczająca dla ryby budzimy się z szoku ale wtedy jest już za późno. Przynajmniej w moim wypadku.
Cóż muszę się wziąć za trening refleksu, przypomnieć sobie zabawy w Indian, zaopatrzyć się w legendarne „smużaki” i...
A może jest łatwiejszy sposób
Dariusz „Kerad” Gorgoń