Ilośc kontroli PSR i SSR na Polskich akwenach jest zdecydowanie za mała. Doskonale wiedzą o tym wszyscy wędkujący. Pisząc "wszyscy" mam na myśli każdego, kto posiada jakikolwiek sprzęt wędkarski albo kłusowniczy i używa go do połowu lub pozyskiwania ryb.
Z jednej strony ta sytuacja jest bulwersująca dla wędkarzy przestrzegających RAPR, z drugiej natomiast jest to el dorado dla kłusowników, którzy:
- łowią bez uprawnień
- zabierają ryby w okresie ochronnym
- zabierają ryby niewymiarowe
- nie uznają limitów
- pozyskują ryby w sposób nie dozwolony przez RAPR
Ilość strażników jest niewystarczająca i zapewne to się nigdy nie zmieni.
Obecnie PZW liczy sobie ok. 700 tys. członków. To jest jedynie część wędkarzy, która pozostała jeszcze przy PZW z różnych względów. Niektórzy zostali ze względów etycznych, bo nie chcą być w świetle prawa kłusownikami, inni dla świętego spokoju, bo nie chcą mieć nieprzyjemności podczas przypadkowej kontroli itp.
Liczba wędkujących w 38 milionowym kraju jest o wiele większa niż wspomniane 700 tysięcy członków PZW. Pozostali pomimo tego, że nie zrezygnowali z wędkowania zrezygnowali z opłacania karty wędkarskiej. Dlaczego?
Nie opłaca im się!
Nie opłaca im się opłacać karty bo:
- i tak nie złowią w ciągu roku tyle ryb, żeby zwróciła im się karta
- ryzyko kontroli PSR, SSR albo innych uprawnionych organów jest tak małe
- wysokość grzywny nie jest odstraszająca
- rekwirowane są zazwyczaj "bazarowe" wędki i kołowrotki o minimalnej wartości
Widać więc wyraźnie, że wędkarze, któży zrezygnowali z opłacenia karty mieli konkretne powody. Powody te są jak na razie pozostają bez zmian, a co za tym idzie liczba osób dochodzących do podobnych wniosków nie będzie malała lecz rosła.
Podobnie rzecz się ma w przypadku zabierania ryb objętych okresem ochronnym, nie wymiarowych oraz w ilości przekraczających limity.
W obecnej sytuacji kłusownicy tak na prawdę nie mają się czego obawiać, gdyż ryzyko przyłapania na gorącym uczynku jest niewielkie, a kary łagodne. Wszysko to sprzyja patologii na naszych łowiskach.
Czy tak na prawdę wszystko jest niezmienne?
Otóż nie. Są rzeczy, które można w prosty sposób zmienić, a odniosą pożądane efekty.
Mam na myśli stworzenie taryfikatora dla kłusowników.
Zalety taryfikatora:
- konkretnie określona wysokość kary za posczególne wykroczenie - jest to bardzo pomocne narzędzie dla organów "nie wędkarskich" nakładających grzywny, więc sprawy będą dla nich łatwiejsze i mniej czasochłonne. Ponadto wyeliminuje ryzyko orzekania śmiesznie niskich kar za kłusownictwo.
- świadomość społeczna jasno określonych konsekwencji finansowych w przypadku wielu osób zaowocuje wykupieniem zezwolenia oraz pobudzi do myślenia przed uśmierceniem chronionej ryby na łowisku.
Przykładowa wysokość grzywny za najpopularniejsze wykroczenia:
- wędkowanie bez uprawnień - 500 zł i konfiskata sprzętu
- ryba objęta okresem ochronnym - 500 zł za sztukę
- ryba nie wymiarowa - 100 zł za każdy cm poniżej wymiaru
- ryba powyżej limitu połowu - 500 zł za sztukę
Oczywiście w przypadku popełnienia kilku wykroczeń jednocześnie, kary powinny się sumować.
Kary typu "zabranie uprawnień" czy temu podobne darowałbym sobie, gdyż w odczuciu osób o tak niskim stopniu moralności nie jest to żadna kara.
Na koniec dodam jeszcze jedno - chyba każda osoba posiadająca kawałek ziemi, na którym rosną drzewa wie o konsekwencjach nie legalnego wycięcia chociażby jednego. Jest to kara w wysokości kilku tysięcy złotych. Kłusole też muszą mieć świadomość dotkliwej kary.
Czy Waszym zdaniem takie rozwiązanie ma rację bytu? Czy jest szansa, że po wprowadzeniu taryfikatora sytuacja się przynajmniej trochę poprawi? Jeśli uważacie, że TAK, to będzie można go dopracować w gronie osób z odpowiednią wiedzą, a następnie złożyć w odpowiednim miejscu. Zobaczymy.
Wodom cześć!
Robert "Wodziniak" Wodziński