Rok temu, trzech Polaków, poprosiło mnie bym pomógł im w załatwieniu formalności pełnienie roli pilota w zwiedzaniu Gabonu. Nie ma sprawy.
Po paru perypetiach, w końcu, w połowie marca tego roku spotkaliśmy się coby pooglądać kraj.
Pierwszy cel, najstarszy gaboński park -Lope. Myślałem sobie, no tak słonie, zwierzaki różne, nie ma sprawy, służę pomocą. Jednak jak na hobbystę wędkarza popełniłem kardynalny błąd: nie wziąłem wędki.
Było cudownie ale nie do końca… widoki, zwierzęta, safari, na skraju parku piękna, majestatyczna rzeka….
a ja bez sprzętu.
Coś ścisnęło w środku, no ale cóż, trzeba płacić za błędy. Na szczęście po 4 dniach ruszyliśmy na zwiedzanie wodospadów Kongou, położonych na rzece Ivindo, daleko na północno-wschodnich krańcach Gabonu, ok. 600 km od stolicy. Wędka i osprzęt wzięte.
Droga długa i ciężka. Potem jeszcze 3 godziny pirogą i w końcu na miejscu. Pięknie: dzicz, totalne odludzie, pierwotny tropikalny las. Super. Ale jeszcze bardziej super - woda. A jak woda to i … no właśnie.
Już pierwszego wieczoru poszliśmy razem na przepiękne wodospady, ja oczywiście z wędką i rosówkami. Wodospady wodospadami ale pod nimi rodzaj jeziora o głębokości ok 20m. Montuję zestaw.
Na przyponie kilku gramowy ciężarek i mały haczyk z naciągniętą częścią rosówki. Miejscowi mówią,
że dużych ryb tu nie ma. Zarzucam, wypuszczam sporo żyłki coby daleko na dno opadła zanęta.
Chwilę czekania i coś szarpnęło. Czekam i wyciągam. Robaczek zeżarty. Aha, trzeba być czujnym. Znowu rzut, chwila odczekania i szarpnięcie, zacinam i wyciągam małego sumowatego. I tak powtarzam operację tylko kilka razy, bo przed zmrokiem trzeba zwijać się do obozu. W sumie tego dnia 6 wąsaczy plus minus 20 cm każdy. Bardzo miła i fajna zabawa, no i kolacja ze świeżynki…
Następnego dnia wyprawa na kolejne wodospady, a ja jak zwykle ze sprzętem. Nasi idą daleko, ja
z jednym z przewodników zostajemy pod innymi wodospadami na wędkowanie. Tym razem podobne jezioro tylko większe i głębsze. Ta sama metoda ale brania częstsze choć i ryba sprytna: zjadła sporo przynęt. Łącznie łapiemy ok. 20 ‘wąsaczy’ czyli mniej więcej 4 kg ryby. Akurat dla nas i dla obsługi na kolację. Wspaniała rozrywka w nie mniej wspaniałych okolicznościach przyrody. Trochę żal, że następnego dnia powrót do cywilizacji. No ale takie życie i w dodatku w drodze powrotnej mieliśmy przygodę: urwała się nakrętka trzymająca tylni amortyzator w naszym Prado. Po 3 godzinach napraw udało się i szczęśliwie nad ranem dotarliśmy do domu.
Pozdrawiam