Clash 1

Było to kilka miesięcy temu, w czerwcu. Zadzwonił do mnie znajomy Polak.

Mówił, że w wakacje jedzie na urlop do kraju i ma ochotę, jeszcze przed wyjazdem, na złapanie jakiejś większej ryby. Decyzja szybka, jedziemy nazajutrz do Mbini, mała wioska rybacka nad oceanem niedaleko Cocobeach. Zgodziłem się bardzo chętnie gdyż kilka miesięcy już tam nie byliśmy a ostatnio ja złapałem dwa ośmio-kilowe karanki, znajomy miał brania ale wszystkie albo się zerwały albo urwały mu przynęty. Także miał spore straty w sprzęcie i żadnej ryby.

w minbi4Tak wiec, korzystając z wolnego dnia ruszyliśmy. Pierwsze problemy okazały się z dojazdem, ostatnie osiem kilometrów to stara droga przez dżunglę a przez te kilka miesięcy sezonu deszczowego straszliwie zarosła. Przejechaliśmy ale samochód mocno podrapany (głównie przez bambusowe gałęzie). Po dotarciu do debarkadera bierzemy sprzęt i idziemy na część łowiska, którą nazwaliśmy „kamienie”. Bardzo ciekawe miejsce, gdyż dosłownie kilka metrów od brzegu jest urwisko i głębokość ok. 20 m, co przy odpływie powoduje bardzo silny prąd, w którym łapią ogłuszone małe rybki - barakudy i karanki.

 

Montujemy sprzęt, ja spinner bait’a, kolega mojego poppera. Od czasu do czasu jakiś drapol poluje.
S
ą Karanki, tylko mało. Po kilku minutach kolega ma branie, tuż tuż przy brzegu. Duży karank momentalnie odchodzi w silny prąd. Obserwuję walkę, wędkarz zaciska hamulec, prawie na maksa, mimo to ryba robi kilka krótkich odjazdów. Po chwili sytuacja patowa ani ryba ani wędkarz się nie ruszają, ryba nie wyciąga plecionki a wędkarz nie ma siły do pompowania.

„O! coś się dzieje, coś zgrzyta i chrobocze” krzyczy znajomy i rozpoczyna powolne ściąganie ofiary. Mimo wszystko wędkarz silniejszy ;) Jeszcze kilka minut i okazały karank na skalistym brzegu.
Fotki, zważenie (11kg) i patrzymy - ryba już padnięta. Przemęczyła się biedaczka. Ale wędkarz, choć zadowolony, te
ż ciężko dycha. Przyglądamy się okazowi już na spokojnie, cała podrapana: w walce kiedy kolega krzyczał, że coś nie tak, musiała ocierać się o kamienie najeżone ostrymi muszelkami coby wyrwać z paszczy niedobrego popka ;)
Tez rzucam i niedługo potem przy brzegu, coś capło mojego spinnera 
– kilogramowy lucjan.
Ha, dobre i to! Po godzinie wycofujemy się na drugą część łowiska (przypływ odcina przejście), na grunt.
W czasie początku przypływu, lucjany mają swoja aktywność, wi
ęc wykorzystujemy to. Ja mam lucka ok. 1.5 kg i kolega maluszka. Zwijamy sprzęt w pełni zadowoleni i trudną drogą wracamy.
Warto zaznaczyć, ze w Gabonie jest nakaz zabierania wszystkiego co się złowi, jeśli miejscowi zobaczą,
że wypuszczasz z powrotem rybę, są przekonani, że chcesz im zrobić coś złego. Jeśli już nie chcesz brać ryby, to możesz dać ją komuś !
w minbi3w minbi5
w minbi2

 

Nie masz uprawnień do komentowania. Zaloguj się