Szczerze mówiąc w ogóle nie miałem ochoty jechać na te targi i gdyby nie to, że jakiś temu podczas luźnej rozmowy powiedziałem Jareckiemu, że jadę – spędziłbym ten weekend w domu.
Moja niechęć do targów, to zapewne efekt ostatnich imprez tego typu, na których bywałem. Jednak po powrocie z Zabrza powoli wraca nadzieja na fajne targi wędkarskie w naszym kraju.
Większość powierzchni wystawienniczej zajmowali karpiarze, jednak nie zabrakło też firm z ofertą skierowaną do pasjonatów innych metod połowu.
Obok stoisk producentów przynęt i zanęt karpiowych naprzemiennie wyczuwało się intensywną woń produktów, a słodkie, owocowe zapachy mieszały się ze smrodem kałamarnic i innych specyfików.
Obecna na targach oferta karpiowa to nie tylko to, co sypie się do wody, to również akcesoria, wędziska, kołowrotki, namioty, zdalnie sterowane łódki do wywożenia zanęt, łóżka, namioty i wiele, wiele innych.
W alejce obok casting pool'u muszkarze mogli obejrzeć i przetestować sprzęt oraz nabyć materiały
i akcesoria do kręcenia. Zawodowi krętacze wykonywali sztuczne muszki, ukazując swój kunszt w tej dziedzinie. Podczas pokazów szkoły wędkarstwa muchowego Adam Sikora prezentował techniki rzutowe. Udzielał też fachowych rad początkującym muszkarzom, sprawdzającym na rzutowym torze możliwości sprzętu Vision'a.
Na stoisku Salix Alba można było nabyć muchowe podbieraki, koszyki oraz torby.
Nie ukrywam, że w Zakopiańskich Muchach buszowałem jak przysłowiowy zając w kapuście, pewnie dlatego, że w Warszawie nie ma sklepu, który by oferował pełną ofertę materiałów do kręcenia much i kogutów.
Na szczęście dla mnie prowadzą też sprzedaż internetową.
Jeśli miałbym wybrać produkt, który zrobił na mnie największe wrażenie, to numerem jeden było bez wątpienia stanowisko do kręcenia muszek MayFlyBench.
Obserwując mistrzów imadła i nawijarki kręcących przy nich swoje muchy, byłem pod wielkim wrażeniem funkcjonalności tych stanowisk.
Kto był na targach w sobotę miał szansę usłyszeć wystrzały korków od szampana oraz głośne „sto lat” - była po temu nie lada okazja, gdyż swoje trzecie urodzimy obchodziła Sztuka Łowienia. Ich stoisko przypadło do gustu wszystkim, nawet nie muszkującym kobietom, a to ze względu na socrealistyczny plakat z dumnie brzmiącym hasłem „Kobiety do wędek, mężczyźni do garów!”.
Na targach nie mogło zabraknąć łodzi wędkarskich. Największym zainteresowaniem cieszyły się aluminiowe łodzie SKYLLA. Jak twierdzą producenci oraz użytkownicy, nie mają sobie równych pod względem wytrzymałości. Ich konstrukcja zapewnia nie tylko stuprocentową niezatapialność, ale również szczelność, gdyż elementy konstrukcji nie są łączone na nity, lecz spawane.
Wielka szkoda, że na targach tak mało miejsca zajmowały firmy spinningowe, może w przyszłym roku będzie ich więcej. Gdyby nie kilku producentów przynęt oraz wędzisk, to spinningiści nie mieli by czego szukać.
Jak pisałem na wstępie, nie miałem ochoty jechać na te targi. Rzeczywistość, jak często bywa, spłatała nam figla i zamiast wracać w sobotę, postanowiliśmy zostać jeszcze na niedzielę.
Targi to nie tylko zakupy i oglądanie nowości – targi to też okazja do spotkania z przyjaciółmi, do poznania nowych ludzi, do umówienia się na ryby...
Mam tylko nadzieję, że w przyszłym roku ilość wystawców spinningowych będzie większa. Może obok casting pool'u stanie wielkie akwarium, w którym producenci sztucznych przynęt będą prezentować ich pracę? Jeśli tak, to bardzo korzystnie wpłynie to na wizerunek tej imprezy, którą i tak uważam za udaną.
Z wędkarskim pozdrowieniem
Robert „Wodziniak” Wodziński