Jest! Jest! Jest! ...wreszcie są wolne spodniobuty... podejrzane dlaczego... Oglądam czy nie ma w środku jakiejś niespodziewajki... No tak wyjaśniło się - wszyscy pobiegli na grilla i piwko.
To jest moja jedyna szansa...
Rybka „z duszą", wędka i do wody - prawie po pas (a nogi mam długie więc głęboko było).
Rzucam, rzucam, rzucam, rzucam...
Dotychczas na moim koncie jeden szczupaczek w poprzednim sezonie. Aż tu nagle: - WIIISIIIIIII!!!! – usłyszeli wszyscy. Ale to połowa sukcesu bo do brzegu daleko...
Adrenalina ledwo pozwoliła mi na ruszenie się z miejsca.... Trzęsąc się jak osika brnęłam ku płyciźnie i dalej do Rafała – do dziś nie wiem jak to się stało ale niosłam rybę trzymając za plecionkę... Jak tylko Rafał podbiegł i odebrał ją ode mnie krzycząc: -Potniesz się! – oczywiście przeciął sobie dłoń...
Trzęsłam się tak jeszcze z bananem na twarzy dobre kilkadziesiąt minut... Ale miałam swoją pierwszą mętnooką 60 cm rybkę ;-)
Ten banan na twarzy został mi w sumie do dzisiaj jak tylko o tym pomyślę ;-P