18 lipca 2011 roku, piękna, słoneczna pogoda - wręcz wymarzona na "moje" okonie... i jak się okazało... nie tylko.
Po kilku godzinach w pracy, udało mi się wcześniej załatwić wolne - chyba polubię mojego szefa pomyślałem... Patrząc na pogodę za oknem plan na cały dzień mógł być tylko jeden...
Bezwietrzna pogoda, słoneczko i ponad 22 stopnie Celsjusza na termometrze - to może oznaczać tylko jedno - lipcowe okonie z Tomkiem. Umawiamy się, że za godzinę po niego jestem i ruszamy na dobrze nam znane jezioro Bukowo. Jeszcze tylko telefon do Pana Antka, od którego zawsze wypożyczamy łódki, że jesteśmy w drodze.
Po napłynięciu na pierwszą zatoczkę i 30 minutach stukania o dno wszelkimi kolorami i typami przynęt humory i zapał nieco ostygły - wynik zerowy. Po zmianie miejsca na "sitowia" i kombinacji z kolorami pojawiają się pierwsze "pasiaki" na pokładzie, niestety żaden z nich nie przekracza 30 cm, jednak gryzą pewnie i agresywnie, co daje największą frajdę. Zachęceni pewnymi atakami i agresywnością pasiastych maluchów postanawiamy poszukać rocznika starszego powracając na bankową zatoczkę...
Jak się okazało był to strzał w dziesiątkę - po kilkunastu minutach łowienia i kilkuset podbiciach przynęt mamy na koncie po kilkanaście okoni powyżej 30stu centymetrów - dzień jak najbardziej już wtedy mogliśmy uznać za udany. Nasza euforia nie trwała jednak zbyt długo, 30 minut brań i w jednej chwili nastała kompletna cisza, jak w studni.
Po 10 minutach ciągłego obławiania zatoczki z nadzieją na powrót okoni w to miejsce odczuwam tępy opór przy drugim podbiciu... zacinam i... jest! Jest duży okoń! Po kilkudziesięciu sekundach ryba pokazuje się na powierzchni! Tomek dostrzega, że to szczupak i to na pewno "dobra osiemdziesiona"! Pierwsza myśl : długo go nie poholuję - wędka z wyrzutem do 9 gram, plecionka 0,09, 5cm kopytko na haku 1 to nie zestaw na takie ryby. Druga myśl : obym go tylko zobaczył, to chociaż będzie co wspominać. Hol trwa już dobre dwie minuty, a zębaty nie przeciął plecionki - nadzieja na udany hol rośnie. Zmęczenie ryby w stosunku do drżących kolan także rośnie wprost proporcjonalnie - im ryba bliżej łodzi, tym kolana stają się coraz bardziej miękkie, a ręce bardziej drżą. Pierwsza próba podebrania szczupaka ręką przez Tomka nieudana, jeszcze ryba nie jest na tyle zmęczona, ale czujne oko kolegi wypatrzyło zapięcie ryby - informuje mnie, że jest zapięta z zewnątrz tak zwanych nożyczek i nie ma plecionki w zębach - kamień z serca, teraz oby się tylko nie wypiął. Po kolejnych kilku minutach holu udaje się Tomkowi podebrać moją rybę! Szybkie przyłożenie miarki - wskazuje ona równe 90 cm, kilka pamiątkowych fotek i oczywiście jak wszystkie łowione przez nas ryby odpływa w dobrej kondycji.
To był emocjonujący dzień, a szef od tej pory zyskał dużego plusa chyba zupełnie nieświadomie. Nie codziennie przecież udaje się wyholować takie przyłowy na zestawie Ultra Light.
Pozdrawiam serdecznie, Damian Stejbach