Majówka, majówka. I już po majówce. Dla większości kolegów od tego właśnie dnia zaczyna się sezon wędkarski.
W tym roku wybrałem się na jeziora w zachodniej Polsce. Nie piszę gdzie, bo mógłbym skrzywdzić etycznych wędkarzy. To co zobaczyłem nad brzegiem jeziora trochę mnie zmroziło.Każde wolne miejsce nadające się do wędkowania zajęte. Na wodzie mnóstwo rowerów wodnych i po między nimi łodzie z wędkarzami. Łowiący siedzą na kładkach, na brzegu. Gdzie kto może. Każdy otoczony pojemnikami z zanętą i innym potrzebnym sprzętem wędkarskim. Niestety w kilku miejscach łowiący nie przestrzegają przepisów. A o takiej drobnostce jak wymiar ochronny nie wspominam. Nagminnie łowią na cztery wędki. Na zwróconą prze ze mnie uwagę co do ilości wędek zostałem obrzucony stekiem przekleństw i nie wybrednych epitetów. W jednym przypadku o mało nie zostałem pobity!!!
Postanowiłem interweniować.
Poszedłem do rybaczówki, aby dokonać stosownych opłat (chciałem wędkować zgodnie z przepisami). Poinformowałem skarbnika oraz prezesa koła wędkarskiego i za razem społecznego strażnika o tym co widziałem.
Jedyną reakcją było wzruszenie ramionami i nie śmiałe burknięcie : a może by zadzwonić na policję. I to wszystko!!!
Kto na tą policję miał dzwonić, nie wiadomo? Może ja?! Bo ani prezes koła, ani tym bardziej skarbnik nie wykazywali żadnej chęci do wykonania telefonu. Według mnie, obaj dobrze wiedzą o tym co dzieje się nad brzegiem tego pięknego jeziora.
Łowiący na czerty wędki są przecież kolegami z tego koła i w większości pewnie sąsiadami. Więc jak tu ich karać. Takie ciche przyzwolenie na łamanie przepisów tylko kłusowników z kartą wędkarską w kieszeni rozzuchwala. Za nic mają limity, wymiary ochronne i ilość wędek. To na brzegu. A co robią „wędkarze” na łodziach? Których o wiele trudniej jest skontrolować, nie mówiąc o tym, aby dojrzeć ilość zarzuconych wędek. Jezioro w ostatnich latach pozbyło się brygady rybackiej. Jest systematycznie zarybiane. Czystość wody z roku na rok się poprawia. Są wszelkie dane ku temu, aby odzyskało dawną świetność. Pod jednym wszakże warunkiem! Że skutecznie będzie się walczyć z kłusownictwem. Tym „wędkarskim” i tym sieciowo-sznurowym.
Nie może być tak, że toleruje się łamanie przepisów przez kolegów z koła. Oni są takimi samymi kłusownikami, jak ci bez karty. Nie ważne, że to znajomy. Jeśli łamie przepisy powinien być napiętnowany. Skoro prawie w każdym kole jest Społeczna Straż Wędkarska, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby kontrolować wędkarzy i eliminować tych którzy notorycznie łamią przepisy. A jeśli sami nie potrafią lub nie chcą to jest jeszcze Państwowa Straż Rybacka. Organ powołany do kontroli wędkujących. Jest jeszcze jedna bardzo ważna rzecz. Jeżeli my sami będziemy tolerowali, „wędkarza” łamiącego regulamin to nie możemy się spodziewać poprawy sytuacji nad naszymi wodami. To że PSR i SSW są nie wydolne, wiadomo nie od dzisiaj. To, że SSW nie ma prawie żadnych uprawnień, też wiadomo. Jak karani są kłusownicy przez sądy, wiadomo.
Pozostaje nam jedno. Zwracanie uwagi jak i czym łowi sąsiad. Może wzajemna kontrola, spowoduje większe przestrzeganie RAPR. Zero tolerancji dla łamiących regulamin.
To powinno przyświecać każdemu etycznemu wędkarzowi...