Naprawdę lubię dzielić się z ludźmi swoją wiedzą wędkarską: co złowiłem, na co, gdzie.
Robię to jednak tylko wtedy, gdy jestem pewien, że wyznają oni nad wodą (i nie tylko) te same zasady co ja.Jak najczęściej staram się wyjątkowo dokładnie pokazać sprzęt, którego używam czy przynęty cieszące się moim uznaniem. Jeżeli sprawi to, że chociaż jednej osobie dzięki temu uda się spędzić nad wodą z wędką
w ręku wyjątkowe chwile, będę zwycięzcą.
Jestem pewien, że każdy z Nas czerpie wyjątkową satysfakcję, kiedy po jego radzie inny wędkarz będzie mógł złowić więcej niż do tej pory. Dlatego śmieszy mnie unikanie tematów "na co, gdzie, co, kiedy".
Czy pomaganie innym miłośnikom tego sportu nie buduje naszej dobrej reputacji i klasy? Sam oczywiście nie jestem święty. Nigdy, powtarzam, nigdy nie wyjawię miejsca zaprezentowanego poniżej osobie, która wyznaje zasadę "bo karta musi się zwrócić". Niestety znam takich wędkarzy i w miarę możliwości trzymam się od nich z daleka. Odcinek mojego okoniowego Eldorado znany jest jedynie osobom, które również bez mojej obecności wypuszczą KAŻDEGO złowionego przez siebie okonia. Niekiedy wysłuchując ich opowiadań znad wody jestem bardziej usatysfakcjonowany, niż gdybym to ja złowił opisywaną przez nich rybę.
Na moje Eldorado zabieram jedynie spinning. Przed sobotnim wypadem zastanawiałem się, czy nie spróbować połowić na zachwalanego na forach trupka. Byłem za, jednak gdy pomyślałem o sprzęcie,
z którym musiałbym przedzierać się przez krzaki, zrezygnowałem z tego pomysłu. Co więcej, nie wysiedziałbym czterech godzin w jednym miejscu. Ultralekki spinning - to zawsze gwarantuje świetną zabawę nawet z mniejszymi okoniami.
Zanim zacząłem wędkować, przez chwilę obserwowałem wodę. Wiedziałem, że ten dzień będzie dobry.
Pod sąsiednim brzegiem pięknie żerowały okonie.
Po przedarciu się przez dwumetrowe krzaki wykonałem pierwszy rzut...
...i 36 centymetrów ląduje na brzegu. Dlaczego wśród okoni nie ma hierarchi - od największego do najmniejszego?! Tego okonia odprowadziły 3 znacznie większe sztuki, w tym jedna grubo powyżej czterdziestki...na takie garbusy poluję od dłuższego czasu. One tam są. Pytanie nie brzmi "czy", ale "kiedy" uda się je przechytrzyć.
Okoń wrócił oczywiście do stada. Wszystkie złowione w pierwszym miejscu okonie kręciły się w pobliżu wpadającego do Wisłoki strumyka. Zawsze warto takiemu miejscu poświęcić więcej czasu.
Chwilę później złowiłem kolejnego. Ten miał około 24-25 centymetrów. Tego dnia jednak nawet zabawa z takimi okoniami nie sprawiała mi większej satysfakcji. Polowałem więc dalej.
Po zejściu kilkunastu metrów niżej, wykonałem kolejne rzuty moją najłowniejszą gumą tego sezonu.
Coś jest! Szczupak! Czekałem tylko, kiedy odgryzie mi żyłkę. Na kołowrotku 0,14, wędka od 1 do 7 g, robił ze mną dosłownie to co chciał. Po 3, 4 minutach nierównej walki, w końcu udało się mi zapanować na szczupakiem. Powoli zacząłem pompować go pod powierzchnię wody i...okazało się, że to okoń!
Był nieporównywalnie bardziej waleczny od poprzedniego.
Nie wspominając o wadze. W rękach czuć było, że jest o wiele cięższy.
Metr pokazał jednak... jedynie 38,5. Nie powiem, byłem trochę zawiedziony. Liczyłem na 40, jednak siłą i walecznością nadrobił brak 1,5 centymetra.
Jedno z ostatnich ujęć.
Trochę siły go to kosztowało, podobnie jak mnie. Potrzebował chwilę czasu, by dojść do siebie.
Na szczęście cały i zdrowy wrócił do wody. Zdziwiło mnie to, że atakował w pojedynkę. Nie towarzyszyły mu żadne inne okonie.
Na zdjęciach nie ukrywałem gumy, na którą złowiłem zaprezentowane okonie. Co więcej, kolor ten wychwalam w każdym możliwym artykule.
I jeszcze raz...
Zawsze wysoko ceniłem sobie wędkarzy, którzy nie bali się opowiadać o swoich przynętach czy łowiskach. Uważałem i uważam, że są to prawdziwi mistrzowie. Wyjawiają swoje tajemnice, bo znają swoją wartość.
Jeżeli ktoś z portalu WTV będzie w pobliżu Dębicy, zapraszam do mojego okoniowego Eldorado...