Nauczeni doświadczeniem, że nie wszystko złoto co się świeci, w tym sezonie postanowiliśmy sprawdzać populację karpi w łowiskach PZW Mazowsze.
Dlaczego tak przewrotne motto – otóż w wielu z nas pokutuje przeświadczenie, że tylko łowienie
w sprawdzonych miejscówkach jest pewne jeśli chodzi o ryby. Dość często nawet nie chcemy słyszeć żeby pojechać nad wodę, której nie znamy a tym bardziej nie mamy informacji o populacji ryb w tej wodzie.
Dla nas przysłowiowym złotem jest taka woda na której „ sąsiad „ łowi takie rybska o jakich świat nie słyszał.
A wiadomość pochodzi często od jego żony, znajomej, kolegi lub dziewczyny. Więc my jak te ćmy gonimy
"dziesiąt" kilometrów na te ryby i po dobie czy dwóch spędzonych zupełnie sami wracamy zdziwieni do domu…
A sami byliśmy tam dlatego, bo w tej wodzie tak zachwalanej po prostu nie ma ryb i nikt tam nie jeździ.
W tym roku nasze zasiadki rozpoczęliśmy od pewnego urokliwego jeziora w którym wiem dokładnie,
że karpie są a może już tylko były bo kilka lat wstecz sam zasadzałem się na nim na zasiadkach.
Jednak być może źle dobrane miejsce i zły czas spowodowały, że woda nam nie sprzyjała i nie obdarzyła nas karpiami. A może było to przysłowiowe złoto co się świeci? Zdegustowani taką sytuacją sprawdzaliśmy nasze kulki i zestawy na łowisku specjalnym Całowanie o czym już pisałem.
Tam okazało się, że i kulki i zestawy sprawdzają się doskonale.
Po tej zasiadce poszukaliśmy i zaczerpnęliśmy informacji o innej wodzie PZW leżącej niedaleko Legionowa. Już pierwszy wyjazd utwierdził nas w przekonaniu, że woda jest warta uwagi i zachodu.
Z uwagi na pracę nie mogliśmy zorganizować sobie zasiadki tydzień po tygodniu ale ustaliliśmy, że weekend 26 do 28 lipca poświęcimy na zasiadkę.
Po przybyciu na miejsce okazało się, że na "naszej miejscówce" są turyści zażywający kąpieli słonecznej. Bardzo grzecznie poprosiliśmy plażowiczów czy nie zechcieliby zmienić sobie miejsca skoro nie łowią ryb. Ku naszej radości zgodzili się i po kilku chwilach taszczyliśmy nasze klamoty na miejscówkę. Przygotowanie biwaku, zanęty i zanęcenie zajęło nam dość długi okres czasu z uwagi na upał, który około godziny 14:00 naprawdę dawał się już we znaki. W końcu wszystko było gotowe. Namioty stały jak trzeba, zanęta dojrzewała w wiaderku, pody porozstawiane, rejestry wypełnione ;-)
Zanętę stanowiły połówki kulek Gold Carp Baits Black Squid, Extreme Squid zalane aminoliquidem Black Squid . Do tego dołożyłem dwie puszki kukurydzy konserwowej oraz pellet Gold Carp Baits zmieszany
z pelletem Aller Aqua. Na każde dwie wędki poszło do wody po sześć dużych rakiet zanętowych oraz po około 50-70 całych kulek Gold Carp Baits.
Noc upłynęła spokojnie czyli bez żadnych brań. Co nas zadziwiło to deszcz, który zaczął padać nie wiadomo skąd przechodząc chwilami do prawie ulewy. Jednak nad ranem wszystko się uspokoiło i tylko sygnałki
nie pozostały spokojne i ciche.
Pierwsze branie, dość delikatne miałem jak noc powoli zamieniała się w ranek. Kilka pipi, pipi i tyle.
Byłem tak pewny, że to leszcz że po podebraniu ryby przez Bogdana i położeniu na matę definitywnie stwierdziłem, że to ładny około dwukilowy leszcz. No ale rybę trzeba było wyhaczyć i uwolnić a wtedy zobaczyłem, że to karp. Ucieszony, wprawnie szybko wyjąłem haczyk z pyska ryby. Fotka, buzi i do wody – płyń rybo po swoich kolegów.
W czasie krótkiej dyskusji z Bogdanem doszedłem do wniosku, że jeszcze za rano na pobudkę ( było około 04:30 ). Bez namysłu wsunąłem się do śpiwora z zamiarem pospania. Jednak nie dane mi było zasnąć. Drugie branie nie pozostawiało żadnej wątpliwości – długi, mocny i wyraźny odjazd zapowiadał, że to karp i to zdecydowanie większy od pierwszego. Po krótkim i dość spokojnym holu na macie ląduje karp. Nie ważyliśmy ale myślę, że siedem kilo miał na pewno a z resztą nie łowię dla wagi a dla satysfakcji … No gdyby miał 20 kilo to pewnie bym się nie obraził ale jak się nie ma co się lubi … Fotka i karp odpływa do swojego domku.
Po tej rybie byliśmy już zupełnie rozbudzeni. Poranny rytuał czyli gorąca kawa całkiem nas pobudziła do działania. Postanowiłem dorzucić po dwie rakiety zanęty i po około 30 kulek. Następnie było śniadanko w czasie którego okazało się, że nie tylko my mamy z rana apetyt. Tym razem branie było u Bogdana. Karpik szybciutko wyhaczony powędrował do wody. Na następne branie poczekaliśmy do około godziny 09:00. Malutki ale karpik połakomił się na kulkę 20 mm Black Squid.
Podbudowani ranną aktywnością karpi myśleliśmy, że dzień a w szczególności nadchodząca noc i poranek znowu przyniosą brania. Jednak zapowiadane upały zrobiły swoje. Do końca zasiadki nie usłyszeliśmy nawet jednego piknięcia.
Niedzielny ranek bardzo szybko zamienił się w strasznie upalny dzień. O godzinie 08:00 po śniadaniu zaczęliśmy się pakować. Nie czekając aż nadchodzący upał pozbawi nas sił wyjechaliśmy około godziny 09:00 do Legionowa.
W tym miejscu nadmienię, że doświadczenia z zasiadki potwierdziły nasze wcześniejsze teorie dotyczące żerowania karpi. I tak mówiąc w skrócie:
- karpi nie trzeba nęcić tygodniami żeby zaczęły pobierać kulki
- żerujących karpi nie płoszy ani plusk wpadających kulek ani plusk rakiety z zanętą
- absolutnie po raz kolejny nie sprawdziła się teoria, że przynęta musi być mała i idealnie wyważona.
Brania były na kulki tonące 20 mm Black Squid.
- dobra stabilna kulka może poleżeć w wodzie 12 godzin lub dłużej pracując i opierając się atakom drobnicy
JK