Dwanaście duchów czyli wędkarska opowieść wigilijna
Jest parę dni przed Wigilią. Jestem jak w amoku. Zakupy świąteczne, prezenty, porządki... Totalny chaos.Przy którejś z prac domowych, przez nieuwagę walę głową w otwarte drzwi szafki. W ułamku sekundy robi mi się ciemno przed oczami i czuje, że nogi uginają się pode mną. Otula mnie całkowita ciemność. Jest cicho i jakoś dziwnie przyjemnie. Chwile później słyszę głos. Na początku słaby i daleki, ale za chwile potężny i donośny.
"Bądź gotów!! Wkrótce!! Dwanaście duchów!! Zobaczysz!! Odwiedzą cię!! Bądź gotów"
Co to było do cholery!! Myślę sobie. Jakiś żart czy co?! Głos nagle wrócił jeszcze potężniejszy i ryknął: "Bądź gotów !!!"
Po chwili wszystko nagle pojaśniało i zobaczyłem sufit. Zrozumiałem, że leżę na podłodze.
Pierwsza próba podniesienia się przyniosła tylko okropny ból czachy. Druga próba zakończyła się sukcesem. Spojrzałem w lustro. Na czole miałem sporych rozmiarów guza, który bolał nieprzeciętnie. Poszedłem do kuchni, zagarnąłem największą łychę jaka była pod ręką i przyłożyłem do guza. Uff..jaka ulga. Dopiero po chwili zorientowałem się , że w uszach cały czas słyszę echo tego głosu... "Bądź gotów". Dziwne...
24 grudnia, Wigilia... Już dawno po uroczystej, świątecznej kolacji. Wszyscy śpią. Tylko ja jakoś nie mogę. Siedzę w fotelu. Obok choinka pobłyskuje różnokolorowymi refleksami. Jest cicho i spokojnie. Telewizor ściszony na maksa, na ekranie kolejny film wędkarski odpalony z płytki.
Popijam powolutku gorącego, dobrze przyprawionego grzańca. Czuję jak alkohol zaczyna przyjemnie mnie rozgrzewać i przynosi ulgę mocno przeciążonemu żołądkowi. Zapach choinki jest mocny i wypełnia cały pokój.
Czuję, że powoli powieki robią się ciężkie i zaczynają przegrywać z grawitacją. Już nie walczę z tym, to bardzo przyjemne. Przysypiam. Głowa leci luźno w dół.
Następuje nagłe ocknięcie. Zdezorientowany rozglądam się wokół siebie. Jest szaro, jakby mgła. Chwila, coś tu nie gra...
Czuję zimno.
Podrywam się z fotela (tak mi się zdaje) i....moje nogi grzęzną w półmetrowej zaspie śniegu. Matko boska!! Co się dzieje?!
Jestem nad jakąś niewielką rzeką. Wygląda trochę jak Parsęta.
W pewnym momencie z mgły wyłaniają się dwie postacie. Próbuje rozpoznać kto to. Jedna z postaci jest ubrana w śpiochy i krótką kurtkę do brodzenia( chyba GEOFFA ), czapeczka Dragona, ma dość charakterystyczny chód. Okrągła , lekko rumiana twarz, pod dolna wargą charakterystyczna bródka, kurde ja już go gdzieś widziałem. Tego drugiego również. Druga postać też ubrana w krótką kurtkę z pod której wychodzi kaptur od bluzy. Od razu zauważam, że jest...łysy, a uśmiechając się lekko, co chwila wystawia z pomiędzy warg rozdwojony język. Zupełnie jak u węża!!
Co to za paranoja jakaś!? Odpowiedź przychodzi z głębi mojej głowy.... "Bądź gotów !!" No tak, dwanaście duchów...to będzie dłuuga noc.
Jedna z postaci, ta w śpiochach, odzywa się do mnie . Głos taki jakiś chropowaty jakby wypowiadanie słów musiało kosztować ogromne nakłady sił.
"Jam jest Pablo, duch twojego hobby. Nie złowiłeś jeszcze troci?? Wstyd... Rusz tyłek i nad wodę... już nie długo. ,,
Druga postać zasyczała: "Wsssstyd .... Rusz tyłek..." . Ponownie przemówił Pablo : "Nie ma trotilli, nie ma tequili..." i obaj minęli mnie beznamiętnie, znikając we mgle.
Nie potrafiłem wydusić z siebie słowa...
Otoczenie znów się zmieniało.
Stoję teraz nad brzegiem jakiegoś jeziora. To chyba Wierzchowo. Z oddali zbliża się łódka. Nie widzę kto siedzi na łódce, za to świetnie widzę psa który stoi na dziobie. Łódka przybija do brzegu. Wysiada z niej....bardzo wysoki pan z ogromnym plecakiem na plecach. Pies zeskoczył z łodzi i pognał gdzieś w las. Człowiek z wielkim plecakiem wygramolił się z łodzi wziął ze sobą stos tub, zapewne z wędkami. Sapiąc
i klnąc coś pod nosem podszedł do mnie. Również jego twarz wydała mi się bardzo znajoma. Parodniowy zarost, zmęczona, wysmagana wiatrem sympatyczna twarz.
"Jestem Karolus zwany Zacharem, duch wędkarskiej wiadomości. Posmakowałeś już łowienia na Wierzchowie ale nie przyłożyłeś się właściwie. Przygotuj się bo na wiosnę tam wrócisz."
Uśmiechnął się ciepło i minął mnie odchodząc w las, wołając za psem Czaki!! Czaki!!
W momencie jak odwróciłem się ponownie w stronę jeziora to już nie było Wierzchowo. Szybko orientuję się, że jest to miejsce w którym jeszcze nie byłem. Tak samo nagle jak się pojawiło nowe jezioro, w ułamku sekundy znalazłem się w łódce na jego środku. Nie sam. Przede mną na rufie siedziała malutka, zgarbiona postać przypominająca trochę....eee...zgredka z Harego Pottera. Bluza (Savagear-a) jaką miała na sobie postać była jakby za duża, albo kaptur był nie proporcjonalnie duży w stosunku do reszty. Ledwie dostrzegłem w nim twarz. Lekki zarost, cwaniacki uśmieszek na ustach i niebieskie świdrujące oczka bystro patrzące zza szkieł okularów (zgredek w okularach?!).
"Witaj Tomaszu"- odezwała się postać. "Witaj w moim Lubniewickim królestwie. Ja tutaj przewodnikiem i strażnikiem. Nie było cię Tomku u mnie jeszcze. Błąd. Łapiesz u siebie te swoje mikro okonki a nic porządnego i Garbatego na rozkładzie nie masz. Na co czekasz?"
Rozległ się złośliwy śmiech i wszystko znikło równie szybko jak się pojawiło.
Kolejna zmiana...
Tym razem czuję chłód od pasa w dół. Próbuje ogarnąć sytuację. Stoję w górskiej, silnej i diabelsko chłodnej wodzie. Na szczęście mam na sobie śpiochy. Wokół mnie z wody podnosi się ogromna ilość jętek. Widzę cudne, lesiste wzgórza. Hej! Poznaję to miejsce, to San! Za pleców dochodzi do moich uszu jakiś chlupot. Odwracam się i widzę....jak ktoś płynie w pływadełku. Misiowata sylwetka, kapelusz z dużym rondem, muchówka w ręku.
"Jestem duchem tej rzeki. Mistrzem i nauczycielem. Mów mi Vision San."
??? No cóż.. Ponownie się odezwał: "Na festiwalu byłeś ale żebyś się pofatygował na pokazy mistrza Antiego, to jakoś ci się nie udało. Tylko rzeka i ryby...ach.. Nie tylko na tym to polega. W przyszłym roku troszkę cię przypilnuję... nie to że cię będę do czegoś zmuszał ale przypilnuję.."
Uśmiechnął się serdecznie i odpłynął. Zdążyłem jeszcze tylko zauważyć jak na szerokim rondzie jego kapelusza usiadła...sikorka.
Ponownie wszystko zasłoniła gęsta, szara i ciepła mgła. Nie czułem już chłodu. Powoli mgła robiła się rzadsza. Pod nogami miałem drewniany pomost, w dali taflę jeziora. W powietrzu czuć było zapach palonego tytoniu, takiego jak się pali w fajkach. Na końcu pomostu zaczęła majaczyć jakaś sylwetka. Szybko stawała się coraz bardziej wyraźna. Długie siwe włosy, tego samego koloru bródka, długa wojskowa kurtka i ...fajka w ustach.
Głowę bym dał, że to Ju... "Jam jest Jurand, opiekun tego jeziora, w królestwie martiańskim."
Odezwała się postać zanim zdążyłem dokończyć myśl.
"Coś słabo w tym roku odwiedzałeś moje jezioro, oj słabo. Jak tylko lód zetnie dobrze wodę, masz się pojawić u mnie, bo jak nie to poślę po ciebie... Aresa ( znanego też jako Bandytę )."
Śmiejąc się w głos pomachał mi i wsiadł do łódki, której wcześniej tam nie było, odpłynął i rozmył się we mgle..
Za chwilę wyszło słońce, zrobiło się ciepło i przytulnie. Jezioro widać było w pełniej krasie...to Wersminia.
Postałem jeszcze chwile, wystawiając twarz do słońca i czekając na kolejną zmianę i kolejnego ducha.
Nic takiego się nie wydarzyło.
Postanowiłem się przejść trochę ( o ile było to możliwe ). Odwróciłem się szybko i w tym momencie uderzyłem twarzą prosto w obiektyw kamery.
"Co ty wyprawiasz!?" - usłyszałem znajomy głos, przypominający z akcentu i barwy Bogusława Lindę.
"Nic mi tu nie grasz Tomek, nic a nic. Wyszedłeś z wprawy czy co?!"
Z za obiektywu wyłoniła się znajoma twarz.
"W przyszłym roku musisz się mocno starać, musisz grać, wiesz, bajer, gadka, żarcik jakiś albo konkret a nie pierdoły jakieś. Na ten rok kończymy."
Podniósł statyw z kamerą i poszedł. Z tyłu na koszulce miał wielki napis Wielki Telewizyjny Vizjoner i JaRECki.
Dopiero teraz zobaczyłem drugą postać stojącą dalej. Też wyglądała znajomo. Okulary, charakterystyczny tik, lekki za w jednym ręku trzymał tzw. szczura czyli mikrofon a w drugim miał kulę.
"Pamiętaj o spacjach, przecinkach i poprawianiu błędów w tekstach, bo czytać się tego nie da!" Pogroził mi kulą i pokuśtykał energicznie za JaRECkim.
Chciałbym coś powiedzieć ale nie zdążyłem...
Poczułem jak ziemia pod nogami mi się zapada, wokół robi się ciemno. Czuję, że spadam. Nie mam pojęcia jak długo spadałem, wiem że było to na maksa nie przyjemne.
Uderzyłem mocno o ziemie(!?). Przez chwilę nie mogłem złapać tchu. Było bardzo ciemno. W nozdrzach czuć było zapach stęchlizny i mułu. Po dłuższej chwili oczy przywykły do panujących ciemności i mogłem zauważyć trochę szczegółów otoczenia.
Potężne betonowe ściany, porozrzucane wielkie sterty starych sieci rybackich( to one tak śmierdziały).
W najciemniejszym kącie zauważyłem coś co wyglądało jak olbrzymi, betonowy tron. A na tronie..
Najpierw usłyszałem śmiech. Starczy, złowrogi i szyderczy. Wtedy zobaczyłem postać na tronie.
Wyglądem przypominała imperatora z gwiezdnych wojen. Czarna, ciężka powłóczysta szata i olbrzymi kaptur, w którym częściowo ukryta twarz szczerzyła zębiska.
Twarz,która była twarzą człowieka kierującego od niepamiętnych czasów największą organizacją wędkarską w naszym kraju..
No tak, wielki imperator to pasuje jak ulał do tej postaci.
"Jestem wielkim Grabarzem. Myślicie wszyscy, że wygraliście, że coś się zmieni !!??"- zaskrzeczała postać.
"Moi uczniowie i wierni służalcy nie pozwolą wam na to.... Nigdy!!"
Wysunął z rękawa swoją kościstą, starczą dłoń i wskazał na mnie. Coś rzuciło mną o jedną ze ścian i cisnęło o podłogę. Czułem jak powietrze uchodzi mi z płuc. Nie mogłem oddychać, nie mogłem się również ruszyć. Chyba właśnie tak się czuje ryba w sieci. Myślałem, że to już koniec.
Nagły, oślepiający rozbłysk światła i ulga, mogę znów nabrać powietrza w płuca. Czekam aż oczy przyzwyczają się do tak dużej ilości światła. Po chwili zobaczyłem dłoń wyciągniętą w moim kierunku. Usłyszałem: "Wstań".
Wstałem, choć z dużym trudem. Przede mną stały dwie świetliste postacie. Dwóch facetów, obaj nosili okulary. Jeden z nich, wyższy, miał charakterystyczny wąsik i złotą kamizelkę, drugi dwudniowy zarost, był lekko przygarbiony ale to chyba od potężnych rozmiarów torby, którą miał na ramieniu, wypełniona była aparatami fotograficznymi.
"Jesteśmy patronami świata wędkarskiego. Nie obawiaj się, to był zły duch czasów minionych. Zmiany są nieuniknione, a my będziemy się im bacznie przyglądać".
Znów rozbłysło światło i po chwili znalazłem się... no właśnie gdzie?
Olbrzymia sala, wypełniona ludźmi, z przodu duża scena a na niej też tron. Ten jednak inny jasny, bogato zdobiony. Siedzi na nim straszy pan z siwą brodą, z nie nachalną łysinką. Można by było porównać go do białego czarodzieja z Władcy Pierścieni. Też miał długą, białą powłóczystą szatę a w ręku trzymał niczym laskę czarnoksiężnika solidną, mocną morską wędkę.
Podszedłem bliżej. Uśmiechnął się do mnie i powiedział tylko: "Jestem Dionizos, nowy władca. Powiadam wam że będzie dobrze".
Pomyślałem sobie... ciekawe komu, nam wędkarzom czy jemu??
We Władcy Pierścieni Saruman też był dobrym, białym czarodziejem a jak to się skończyło to każdy wie.
Rozległ się bardzo głośny huk, błysnęło i obudziłem się w swoim fotelu.
Kurde mol!!! Co to było!!!
Długo nie mogłem przyjść do siebie. Powoli odtwarzam w głowie wszystkie wątki i postacie, które widziałem. Liczę na palcach ile ich było. Dwanaście jak byk. Spoglądam na zegarek jest już prawie 4 nad ranem.
Co to wszystko miało znaczyć?? Moje obawy, moje błędy, moje marzenia...czort wie.
Z emocji trochę trzęsą mi się ręce. Patrze na pusty kubek po grzańcu, może czegoś mi dosypali?? Niemożliwe..Chyba czas na dolewkę, na uspokojenie nerwów i jak to mówił Pawlak, dla zdrowotności.
Zapach choinki, pomarańczy, świątecznego ciasta... Niedługo Nowy Rok. Mam nadzieję, że będzie lepszy od poprzedniego. Nie tylko jeśli chodzi o wędkarstwo... tak w ogóle.
Czego sobie i Wam życzę z całego serca!!!!
Wesołych Świąt!!!!
Do następnego razu.
Tomek "Strachu" Straszewski
P.S.
Zapewniam, że prawie wszystkie postacie które znalazły się w tej opowieści darzę sympatią i szacunkiem. Prawie wszystkie, bo postać Grabarza jest mi daleka od sympatii i szacunku natomiast o postaci Dionizosa na razie nie mam zdania, ponieważ zobaczymy co przyniesie przyszłość.
Wszelkie nieprawidłowości w wyglądzie postaci są efektem tzw. krzywego zwierciadła hehehehe.