Złapać w rękę kije, plecak z osprzętem na plecy i nad wodę! Wreszcie nadchodzi ta upragniona chwila!
Wskakujemy do samochodu, PKS-u, pociągu ( w zależności kto jakie ma możliwości ). Jedziemy. Podekscytowani, w euforii, podnieceni. Cóż to za uczucie!! Przypomina to ( bądź jest tym ), taką dziecięcą, nieposkromioną, czystą i niezwykle uskrzydlającą radość i uciechę. To moment, w którym nasze umysły zaczynają funkcjonować w zupełnie inny sposób niż na co dzień. Odczucie intensyfikuje się jeszcze mocniej jeżeli w wyprawie towarzyszą nam przyjaciele, koledzy, którzy dzielą z nami tą ( wędkarską ) pasję.
Czy zauważyliście, jak szybko mija czas w drodze na ryby ( nawet jeśli odległość do przebycia jest spora )?
A jak długa i nieznośna ( czasami ) jest podróż powrotna? Nie tylko ze względu na zmęczenie.
Ja czasami mam takie wrażenie, jakby w takich momentach czasoprzestrzeń ulegała dziwnemu zagięciu albo czas płynął zupełnie innym tempem. Niezwykłe uczucie, chyba się ze mną zgodzicie, że coś jest na rzeczy?
Dojeżdżamy nad wodę. W pośpiechu, z drżącymi rękami rozkładamy sprzęt. Obserwujemy wodę, rozglądamy się wokół. Zapach nabrzeżnych traw, trzcinowisk, drzew i krzewów pomieszany z zapachem wody, mułu, świeżego powietrza i bóg wie jeszcze jakich innych zapachów przyjemnie wciska się w nozdrza
i otumania. W nasze uszy wciskają się odgłosy ptaków, owadów buszujących w powietrzu, trawach i na łąkach. Często słychać samą wodę, przelewającą się po kamieniach czy zwaliskach. No i oczywiście ryby. Spławy, ataki drapieżników, cmokania, szum uciekającej drobnicy...
Warto wtedy trochę przyhamować z łowieniem. Zatrzymać się na chwilę. Wciągnąć w płuca ogromny haust świeżego powietrza. Zatopić się w otoczeniu, stać się jego cząstką, popatrzeć w około. To taki moment,
w którym nasz umysł wyłącza te wszystkie męczące i niepotrzebne funkcje ( oprócz życiowych oczywiście he,he,he ), których jesteśmy zmuszeni używać na co dzień, w rozgardiaszu dnia codziennego. Uaktywniają się w nas instynkty. Pierwotne, czyste i proste. Stajemy się czujni, a wszystkie zmysły pracują na pełnych obrotach. Nawet herbata czy kawa smakuje zupełnie inaczej ( nie tylko dlatego, że jest z termosu ). Następuje wtedy pełny, przyjemny, zdrowy i jakże potrzebny psychiczny reset naszej głowy.
Takie chwile trzeba zatrzymać, utrwalić. Żyjemy w czasach, w których elektronika i technika jest na bardzo wysokim poziomie. Nawet stosunkowe proste i niedrogie telefony czy aparaty fotograficzne pozwalają na zrobienie przyzwoitego zdjęcia czy filmu. Nie chodzi mi tylko o zdjęcia ryb. Fotografujcie również to co wokół was. Mysz podjadająca zanętę z wiadra, zimorodek na pobliskim krzewie, bóbr sprawnie obrabiający konar drzewa, jeleń czy dzik buszujący niedaleko w zaroślach, owady, kwiaty, niebo, chmury, gra światła, cienie, kolory....
Siedząc później w domu (n.p. zimową porą ) fajnie jest obejrzeć takie fotki. To zatrzymany czas.
Czas, w którym czuliśmy się tak wspaniale, tak lekko, tak przyjemnie.
Po takich wyprawach wracamy do domów pozytywnie zmęczeni, oszołomieni ( nie mówię tu o efekcie działania napojów wyskokowych ). Jednocześnie naładowani, wypoczęci i inaczej nastawieni do walki z szarą codziennością.
Wędkarstwo, to nie tylko łowienie ryb, sprzęt i trofea. To.....przestrzeń, w której tacy jak my (wędkarze ) odnajdujemy spokój, satysfakcje, odpoczynek i sens.
To jest moja przestrzeń....
Do następnego razu.
Tomek "Strachu" Straszewski