Berkley 2

Kolejny rok, przeleciał, jak wystrzelona z łuku strzała. Bardzo szybko. Sam nie wiem, kiedy.

Czas więc, na kolejne podsumowanie, minionego roku (nie sezonu, bo on trwa cały czas!). Chyba, jak dla większości, rok 2013, nie był dla mnie zbyt łaskawy. Najpierw bardzo długa i sroga zima, następnie powodzie, a po nich upalne lato. Na koniec, długa i ciepła jesień, która utrzymała się do końca roku. Ten rok był „pokręcony", jeśli chodzi
o pogodę.

 

Zeszły rok, udało mi się otworzyć dopiero 7.01., kiedy to wybrałem się na górską rzekę, aby rozpocząć zimowe ganianie, za „kropasami". Natomiast zakończenie, wyszło zgodnie z planem, tj. 31.12. Była to także rzeka, ale zdecydowanie większa. Odra, gdzie zamykałem sezon na sandacza.

Podobnie, jak w latach poprzednich, tak i w ub.r., nie udało mi się zaliczyć „100" - sto razy na rybach.
Podliczając wszystkie wypady, wyszło mi, że nad wodą byłem ok. 85 razy. Najkrótsza wyprawa, to 2 godzinny spławik, na pobliskim stawie PZW - krótki rekonesans, co dzieje się nad wodą. Natomiast najdłuższa zasiadka, to 49 godzinne koczowanie na Odrze, z feederami.
Najczęściej w tym roku, bo przeszło pięćdziesięciokrotnie, ganiałem ze spinningiem. To daje ok. trzydziestu wypadów z feederami oraz po jednym ze wspomnianym spławikiem oraz muchówką.
Wody, na jakich łowiłem, to głównie ulubiona Odra, aczkolwiek tej rzece, poświęciłem tylko 60kilka wizyt. Pozostałe, to głównie pstrągowe rzeki oraz kilkukrotnie wody stojące, kiedy to podczas powodzi, rzeki były niedostępne.

Jeśli chodzi o same ryby, to był to mój najgorszy rok, od kiedy łowię „nałogowo" w Odrze, aczkolwiek, coś tam się udało złowić. Najbardziej zawiodły mnie jazie, klenie, sandacze oraz letnie leszcze.
Z białorybu, najbardziej „dopisały" oczywiście krąpie, które były wyjątkowo natrętne. Te wiosenne były w porządku. Raz - nie było ich dużo, a dwa - były duże. Gorzej, z tymi letnimi, które zazwyczaj były kilkunastocentymetrowe i ciężko było za dnia, złowić cokolwiek innego, niż małego krąpia. Brakło mi wiosennych oraz letnich jazi. W poprzednich latach, było ich naprawdę dużo. Jednego dnia, łowiło się nawet po kilkanaście sztuk w okolicach 40 cm. W tym roku, tylko jeden osobnik, tego gatunku. Podobnie było z kleniem - raptem kilka sztuk. Na usprawiedliwienie można dodać, że przez poziom wody, ustawiłem się w tym roku za kleniem, tylko jeden raz. Leszczy kilka się trafiło (niespełna 50 sztuk), ale wszystko, to była wiosna i jesień. Lato było marne. Jak na ten rodzaj ryby, to liczba także niewielka. Tym bardziej, że te „dobre", to raptem połowa z wszystkich złowionych.
Jeśli chodzi o drapieżniki, to tutaj bywało różnie. Połowiłem trochę pstrągów (ok. 50 sztuk, ale tylko kilkanaście, przekroczyło wymiar). Bolenie, sandacze i szczupaki, to ponad 30 sztuk, ale przeważały „skróty". Największa ryba, nie miała nawet 80 cm.

Jak co roku, udało mi się poprawić kilka, aczkolwiek wciąż kiepskich, życiówek. Dodatkowo, po raz pierwszy, udało mi się złowić takie gatunki ryb, jak: lipień, rozpiór i węgorz. A zeszłoroczne „rekordy", to:
- karp: 76 cm (ilość poprawionych centymetrów, to +13),
- kleń: 51 cm (wyrównana życiówka),
- krąp: 37 cm (+1),
- leszcz: 59 cm (+2),
- lipień: ok. 25 cm (+25),
- okoń: 37 cm (+1),
- płoć: 35 cm (+2),
- pstrąg potokowy: 36 cm (+1),
- rozpiór: 34 cm (+9),
- węgorz: 63 cm (+63).

W skład w/w liczb, rekordów, itd., nie wchodzi zagraniczne wędkowanie, ale o tym, trochę później.

To tyle, jeśli chodzi o „wstęp", czas na „rozwinięcie".

ZIMA
W poprzednich latach, mimo szczerych chęci, nie udawało mi się, „przeganiać" najzimniejszej pory roku, po dolnośląskich, górskich rzekach. Miniony był przełomowy. Nic nie stanęło na przeszkodzie. Przynajmniej w styczniu, kiedy to mogłem do woli jeździć po okolicznych rzekach i poznawać nowe ich odcinki. Jak pewnie dobrze pamiętamy, zima była długa, biała (z krótką przerwą w lutym) i bardzo mroźna. Trafiłem może jeden wypad, kiedy nie marzły mi przelotki. Łatwo nie było. Najniższa temperatura, w jakiej przyszło mi łowić, to -21 st. C. Marzło wszystko. Począwszy od przelotek, przynęt, żyłki, itd., a kończąc na wszystkim, co było w wodzie - kamienie, rośliny, itd. Łowienie w kilkustopniowym mrozie, to była największa przyjemność. Nawet przy odwilży łowiło się gorzej, gdyż wówczas wszystko było mokre, gdy chodziło się po zaspach. Każdy wymiarowy pstrąg, który lądował na śniegu, cieszył oczy - była radość. Niestety, na przełomie lutego-marca, trafiła mi się miesięczna przerwa, a w marcu, myślami byłem już na Odrze.

IMG 5045Pstrągpstrągpstrąg


PRZEDWIOŚNIE

Jak co roku, był miał być to czas obławiania się niezliczoną ilością leszczy oraz jazi. Zazwyczaj ten okres przypadał na marzec oraz kwiecień. Bardzo długo, utrzymująca się zima, sprawiła, że tym razem, nie wiele z tego wyszło. Był już kwiecień, a ryba wciąż nie współpracowała. Śnieg wciąż gdzieniegdzie leżał, a ten, który już stopniał (a było go dużo), spowodował, że stany wód w rzekach, były bardzo wysokie. Białoryb ruszył się dopiero na sam koniec kwietnia. Co prawda, trochę leszczy udało się „pociągnąć", ale na jazie było chyba jeszcze za wcześnie. „Wyjechała" ledwie jedna sztuka. Być może, w maju byłoby lepiej, ale to był czas na inną rybę.

4IMG 5241IMG 525437IMG 5296


WIOSNA

Bardzo mocno czekałem na maj, nie mogłem się doczekać boleni. Była to moja druga wiosna z tymi rybami. Podobnie, jak rok wcześniej, okazów nie było. Ale o to się nie martwię, gdyż dopiero uczę się podchodzić te ryby i podobnie, jak w roku poprzednim, poświęciłem im tylko kilka wypadów. A to dlatego, że później „brakuje" mi na nie czasu. Skupiam się więc na rapach, tylko w maju. Ta wiosna była zupełnie inna. Woda bardzo wysoka, przelane ostrogi. To była dla mnie nowość, jeśli chodzi o tę rybę - a więc, kolejne doświadczenia. Głównie dominowały bardzo małe sztuki, w przedziale 45-50 cm, ale trafił mi się jeden „rodzynek", który miał równo 70 cm. Dla kogoś może być to niewielka sztuka i racja, bo nie jest to olbrzym, ale mój rekord jest niewiele dłuższy, więc dla mnie, na dzień dzisiejszy, to bardzo fajna ryba.
Kilka nocek, zaliczyłem także w poszukiwaniu węgorzy. Udało mi się złowić dwie sztuki. Nigdy wcześniej nie łowiłem tych ryb, więc radość była ogromna, zwłaszcza z pierwszego. Mimo, iż były to „sznurówki" - większy miał 63 cm.
Niestety, cały czerwiec, to „tułanie" się po okolicznych wodach stojących, które w tym okresie były bardzo oblegane przez wędkarzy. W kraju mięliśmy powodzie i mimo, iż bezpośrednio mnie one nie dotknęły (dobytek, ani nic innego, nie ucierpiało), to wędkarskie plany, na jakiś czas, musiały zostać pozmieniane. Rzeki były niedostępne, a „moja" Odra, wyszła z koryta i wylała się na łąki.

35 563IMG 5530IMG 5561IMG 5620Kopia IMG 5645


LATO

Wraz z nadejściem wakacji, wody w rzekach zaczęły opadać. Dokładnie 1.07., wybrałem się ze spinningiem, aby sprawdzić, jak ma się sytuacja na Odrze. Nadal było nieciekawie. Rzeka powróciła do koryta, ale na łąkach pozostało dużo wody, przez co, nadal była niedostępna. Jednak było miejsce, gdzie dało się wykonać kilka rzutów. To wystarczyło, aby złowić niedużego, 50+ cm bolenia. W to samo miejsce wybrałem się kilka dni później z feederami. Opadająca, wielka woda, to podobno dobry okres. Niestety, los po raz kolejny splatał figle. Mi przytrafiła się krótka przerwa w wędkowaniu, a woda opadła tak szybko, że gdy „powróciłem", było już po wszystkim i zaczął się czas krąpia. Za dnia, ciężko było się dobrać do innej ryby. Kilka ziaren kukurydzy, czy ser żółty, nie robiły na nich wrażenia. Zjadały wszystko. Uspakajały się dopiero, gdy zapadał zmrok.
Jak wspomniałem, woda opadła szybko, ale niestety nie na tyle, aby zasadzić się na opasce za kleniami, jaziami i brzanami. Przez całe lato, udało mi się usiąść na „prostce" ledwie dwa razy.
Niemal cała, najcieplejsza pora roku, była bardzo uboga w ryby. Dopiero pod koniec wakacji, coś się ruszyło, ale regularne efekty zaczęły przychodzić dopiero we wrześniu, kiedy to nocne leszcze, całkiem fajnie zaczęły współpracować.
Na koniec sierpnia, jak co roku, wybrałem się kilkukrotnie na pstrąga. Jak to letnie „kropasy" - było ich dużo, ale przeważała drobnica. Oczywiście to nie wszystko, jeśli chodzi o letni spinning, znalazło się także kilka dni na to, aby poganiać za boleniem.

IMG 5738IMG 5786IMG 5787IMG 570144 2IMG 5863Kopia IMG 5937


JESIEŃ

Przyszedł październik, który zacząłem od... niespodziewanego wyjazdu do Szwecji. Spędziłem tam kilka dni. Ot, taka niespodzianka od Pawła Mireckiego, który zabrał mnie na skandynawskie drapieżniki. Z pogodą nie trafiliśmy za bardzo, jednak trochę ryb udało się złowić. Oczywiście Paweł pokazał klasę i nałowił więcej, niż nasza pozostała trójka. Ja natomiast, spinałem rybę, za rybą. Nie wiem, z czego to wynikało. Nigdy wcześniej (ani później), nie miałem czegoś takiego. Jedna spinka na kilka-kilkanaście ryb, a tutaj, było zupełnie odwrotnie. Straciłem kilka dużych ryb, w tym „krokodyla", ale i tak wróciłem bardzo zadowolony oraz przywiozłem nowe doświadczenia. Udało mi się złowić kolejną metrówkę oraz przekroczyć „40" w okoniu. Sandacze też były, ale wielkościowo przypominały te „nasze". To był taki fajny „trening" przez odrzańskim opadem.
Po powrocie, zabrałem się ostro za uganianie się za rzecznym sandaczem. Woda opadła niemal do letniej niżówki, a temperatury nie były w ogóle jesienne. Pierwsze ryby, pojawiły się od razu, ale były to tylko przyłowy, w postaci szczupaków oraz okoni. Sandacze zaczęły „szamotać" się na moich wędkach dopiero od listopada. Co ciekawe, w nocy nie złowiłem ani jednego mętnookiego. Był za to nocny okoń i kilka szczupaków. Owszem, trafił się w listopadzie taki tydzień, kiedy z wielu stron, docierały do mnie wieści o bardzo mocno żerujących sandaczach. Jakież było moje rozgoryczenie, że w tym czasie, jak na złość, nie miałem możliwości, wyskoczyć na ryby.
W grudniu, oprócz sandaczy i szczupaków, trafił mi się dość nietypowy połów. Niemal wleczoną po dnie gumę, zassał... karp! Dla karpiarza, może to i malec, ale dla mnie, to nowa życiówka. Cyprinus miał 76 cm.
W międzyczasie, wybrałem się raz na lipienia, udało mi się złowić trzy małe sztuki. Był to mój pierwszy kontakt w muchówką. Rok zakończyłem w sylwestra. Trafił się mały szczupak.

IMG 5948Kopia IMG 6085IMG 5966IMG 5980 2IMG 6134IMG 6269Kopia IMG 6306

 

Co mi dał rok 2013? Bez wątpienia kolejne doświadczenia, które można nabyć tylko podczas pobytu nad wodą. Miałem także okazję wybrać się po raz kolejny do „innego świata", którym jest Szwecja. I nie mam tutaj na myśli tylko ryb, ale „całokształt". Wiem także, że zmarnowałem dużą część jesieni, ganiając uparcie za saIMG 6075ndaczem, który i tak miał moje przynęty, gdzieś. Mogłem ganiać za jesiennymi boleniami. Mogłem uczyć się metody muchowej i łowić lipienie. Mogłem nawet siedzieć z feederami. Wybór był. A ja, bite trzy miesiące, jeździłem po Odrze i „orałem" dno, w celu, złowienia sandacza. Ale... byli i tacy, co dobrali się do mętnookiego (na „moich" miejscówkach!) i połowili go w niemałych ilościach, więc nie jest tak do końca, że on nie brał. Przyczyna była inna i to mój osobisty brak doświadczenia spowodował, iż poległem. Teraz już znam powód porażki, ale tę wiedzę, z wiadomych powodów, pozostawię dla siebie.
Miniony rok, dał mi przede wszystkim nowego kompana, świetnego kumpla - Michała, z którym jeździłem tak często, jak to było tylko możliwe. Paradoksem jest, iż mieszkamy bardzo blisko siebie, a dopiero teraz się poznaliśmy.

Na koniec, taka mała ciekawostka:
Kilka lat temu, dostałem od siostry małą "tablicę rejestracyjną", do kluczy, z napisem "MARIUSZ". Stało się pewnego razu, że się "uwolniła" i ją zgubiłem. Nie wiedziałem kiedy, ani gdzie. Jakież było moje zdziwienie, kiedy to po kilku miesiącach, kiedy byłem na jesiennym sandaczu i siedząc w aucie oraz konsumując "kolację"... zauważyłem, jak na ziemi, obok auta, leży owa "tablica". Z początku byłem w takim szoku, że w ogóle nie "zareagowałem". Zguba się znalazła.

 

Nie masz uprawnień do komentowania. Zaloguj się