I tak źle, i tak nie dobrze. W zeszłym roku były narzekania na długą zimę, zbyt wysoką wodę i było bardzo ciężko.
W tym roku było zupełnie odwrotnie (z wyjątkiem tego ostatniego) - o ile brak zimy na wczesnowiosenne łowienie nie był zmartwieniem, o tyle poziom wody, który przypomina letnią niżówkę, już tak.Niektóre bankówki, które dawały wiele, żrących przed tarłem jazi i leszczy, w tym roku były niemal bez wody. Było jej zbyt mało, aby ryba tam weszła. Ale wszystko ma swoje plusy i minusy - to zmuszało do poszukiwań nowych miejsc, gdzie ryba będzie się opychała przez odbyciem tarła, a także do kombinowania, jak zmusić rybę do brania, gdyż nie była wcale taka chętna do współpracy.
Feederowy sezon otworzyłem rekordowo szybko (jak na siebie oczywiście), bo już 14.02. Był to jedyny wypad, kiedy nic nie złowiłem. Najprawdopodobniej powodem był zły wybór miejsca, gdyż byłem na bankówce, która jest świetna, ale przy trochę wyższej wodzie. Na kolejnym wypadzie pokusiłem się o to samo miejsce, ale po kilku godzinach (bezowocnych) postanowiłem poszukać czegoś innego i... znalazłem (zupełnie przypadkowo) bardzo ciekawe miejsce, z trochę głębszą wodą. Brania miałem od pierwszego rzutu. Co prawda nie były to smoki (płocie do 30 cm oraz leszcze do 40+ cm), ale była ryba.
Kolejny wypad, to nowo odkryte miejsce, o którym wspomniałem wyżej. Najwięcej złowiłem płoci (kilkanaście sztuk do 35 cm), ale były też leszcze, krąpie, a także jaź, kleń i jelec, a więc różnorodność gatunkowa była całkiem fajna.
Czwarty wypad, to pierwsza w tym roku nocka, która miała miejsce dokładnie 7-8.03. Noc była zimna, z minusową temperaturą, ale ryby współpracowały. Może nie było zbyt wielu brań i wyjmowane ryby nie należały do okazów, ale co jakiś czas, na brzegu lądowały przeszło trzydziestocentymetrowe płocie i krąpie. Trafił mi się także rozpiór 35 cm - a więc życiówka, poprawiona o centymetr. Po zimnej nocy, w ciągu dnia, nie działo się zbyt wiele. Trafił się leszcz pięćdziesiątak, kleń powyżej 40 cm i nieduże płocie. Bez szału, ale coś się działo. Jednak wciąż brakowało mi połowów po kilkadziesiąt kilogramów, a w szczególności 40-45 cm jazi.
Kolejne marcowe wypady, to na przemian znane już miejscówki i poznawanie nowych. Na jednym z wypadów trafił się już nie najmniejszy kleń, który miał 47 cm. Dokładnie 12.03. - ten dzień dał wielkie nadzieje, że się zacznie na całego. Co prawda ryb było kilka, ale ich wielkość była już zadowalająca. Był to leszcz 55 cm i trzy jazie od ok. 40 do 45 cm. Biorąc pod uwagę fakt, że tego dnia był potężny wyż, nadzieje były ogromne.
Niestety, kolejne dwa wypady były bardzo słabe. Jeden z nich, to zupełna klapa, z kilkoma wyjętymi drobnymi rybami. Drugi, to jedynie grube krąpie biorące przez cały dzień (do 36 cm), jednak rybą dnia (złowioną już po zmroku), okazał się być ten sam kleń (47 cm), którego złowiłem tydzień wcześniej. Owszem, trafiła się jeszcze większa sztuka (ok. 65 cm), ale był to przyłów będącego w okresie ochronnym sandacza, który skusił się na czerwonego robaka.
W końcu nadszedł... Dzień Wędkarza - 19.03. Jest to jeden z dwóch dni w roku (ten drugi, to urodziny), kiedy nie wymagam od siebie zbyt wiele. Po prostu chcę być na rybach. Tego dnia, pogoda nie gra roli, najważniejsze jest to, abym mógł wędkować. Cały dzień padał deszcz, któremu towarzyszył silny wiatr. Ryb tego dnia nie było wiele, ale już w pierwszym rzucie, udało mi się wyrównać życiówkę w kleniu - siódmy osobnik o długości 51 cm. Poza drobnicą, tego dnia trafiłem jeszcze leszcza 57 cm.
Mógłbym połączyć kilka wypadów w parę zdań, ale dwa następne, też były w jakimś tam stopniu "wyjątkowe". Pierwszy, to kilka jazi za dnia do 40 cm, ale gdy nastała noc, brania całkowicie ustały. Postanowiłem jeden zestaw odchudzić, a za przynętę posłużył mi jeden biały robak. Jak się okazało, od tego momentu brania się zaczęły. Najpierw trafił się krąp 36 cm, a następnie, po bardzo delikatnym holu, udało się podebrać leszcza 57 cm. Może nie jest to jakiś okaz, ale pierwszy raz zastosowałem haczyk nr 18 i przypon 0,10 mm. O ile na późniejszych wypadach, leszcze pow. 50 cm, to była norma na taki zestaw i były wyjmowane dosyć szybko, o tyle, przy pierwszej styczności z takim zestawem, zanim go "wyczułem", zabawa była trochę dłuższa.
Natomiast drugi wypad, to drobnica za dnia, ale gdy zrobiło się ciemno... po długiej ciszy, coś porządnie przestawiło kij na podpórce. Leszcz wielki nie był (pięćdziesiątak), ale za to był bardzo waleczny. Chwilę po nim, nastąpiło jeszcze mocniejsze branie. Ryba chciała pozbyć mnie jednej wędki, ale kosmetyczna zmiana gumowych "widełek" sprawia, że ryby tylko podnoszą kij - skończyło się zrzucanie feederów na kamienie, a sporadycznie nawet zabieranie ich do wody. Leszcze czasami lubią brać w ten sposób i są wówczas bardzo waleczne. Ten osobnik przywitał mnie kilkunastosekundowym odjazdem w samym nurcie, ale gdy udało mi się go sprowadzić w basen ze spokojniejszą wodą, zaczęło się przeciąganie liny (czyt. żyłki) w nieskończoność. Ryba miała niespotykanie dużo sił, a przypon 0,12 mm i haczyk nr 20, sprawiał, że nie mogłem przytrzymać ryby na tyle mocno, aby nie odchodziła od brzegu po raz kooolejny. W końcu się poddała. Miara pokazała 60 cm (życiówka poprawiona zaledwie o centymetr), ale tak walecznego leszcza, to jeszcze nie trafiłem. Była to przepiękna, "nieskażona" niczym samica, która była zbudowana bardzo konkretnie. Był to jeden z najdłuższych holi w moim życiu - nawet metrowe szczupaki kapitulowały zdecydowanie szybciej.
Tej wiosny miałem bardzo dużo wolnego czasu i mogłem być dosyć często nad wodą. Kolejne wypady, kończyły się standardowo, tj. leszczami do 50kilku cm, trafiały się też pojedyncze klenie do 40kilku cm, a także płocie i krąpie do 30+ cm.
Najbardziej udana wyprawa (a właściwie, to noc) miała miejsce na początku kwietnia. Wyjąłem wówczas 8 leszczy w przedziale od ok. 45 do 58 cm. Do tego kilka spinek. Biorąc pod uwagę fakt, że tak słabe dni niemal się nie zdarzały przez trzy wiosny (nie licząc tego- i zeszłorocznej), to wynik słaby, ale należy się cieszyć z tego, co jest obecnie, czyli najbardziej udany wypad tej wiosny.
Ostatnia wyprawa z serii "wczesnowiosenny feeder" miała miejsce w połowie kwietnia, a dokładnie była to nocka 16-17.04. Dlatego ostatnia, że ryba zaczęła się trzeć, a ze łowionych samców (leszczy), ciekł mlecz - to ostateczny znak, że czas dać im w spokoju się wytrzeć. Największy "mleczak" tej nocy, miał 56 cm i posiadał piękną (tak, jak pozostałe) szatę godową. Był cały w "papierze ściernym, gruboziarnistym", a jego barwa była iście złota. Znakiem, że białoryb na Odrze się trze, jest także częstszy przyłów w postaci karasi pospolitych. Największy miał 36 cm.
Mimo, iż przez cały marzec i połowę kwietnia, złowiłem mało ryb: 20 jazi (największy 45 cm), 3 jelce, 5 karasi srebrzystych (36 cm), 13 kleni (51 cm), 66 krąpi (36 cm), 40 leszczy (60 cm), 1 okonia, 78 płoci (35 cm) i 1 rozpióra (35 cm), to jestem zadowolony z faktu, iż większość z nich, to były to ryby wymęczone. Zazwyczaj nie wystarczało zarzucić wędki i czekać na branie. Efektywniejsze było szukanie ryby, kombinowanie z zestawami, przynętami, itd. Był dzień, kiedy ryby co kilka godzin zmieniały upodobania i przynęta, która była skuteczna z rana, w południe już nie było na nią brań, ale wystarczyło założyć coś innego i szczytówki "ożywały". Po jakimś czasie trzeba było zakładać jeszcze inne przynęty. Bywało też tak, że przypon 0,14 mm, był zbyt gruby i nie było brań. Po zmianie na 0,10 mm i założeniu na mini haczyku bardzo małej przynęty, nagle pojawiały się leszcze. Itd. To podobało mi się najbardziej i cieszyłem się z każdej, złowionej w ten sposób, ryby. Zmuszały do myślenia.
Wspomniany wyżej wynik, w normalnych warunkach, powinien być osiągnięty w dwa wypady (we dwóch, tj. 4 kije, nawet w jeden dzień), ale cieszę się nawet z tego. Jest nadzieja, że w przyszłym roku będzie bardziej przyjazny poziom wody i ryby będą bardziej chętne do współpracy. Jednak plus niskiej wody jest też taki, że zdecydowanie mniej ryb zostało zjedzonych. Ale to nie wszystko, gdyż przy tak niskiej wodzie, ikra i narybek, nie bardzo będą miały gdzie zginąć (nagły spadek poziomu wody, im nie grozi).