Spider Wire 1

ODSŁONA PIĄTA
"Do boju!!"

Dziwne, spałem bardzo krótko a nie było problemu ze wstawaniem.

Podobnie jak wszyscy. No, może Remik coś tam lekko marudził, że głowa boli czy coś.
Kawa i herbata, dobre śniadanie stawia wszystkich na nogi. Nie straszne nam problemy techniczne, czuć wyraźnie bojowy nastrój i pełną mobilizację .
Cris już dawno na nogach. Od wczesnych godzin porannych analizował wszystkie wczorajsze, techniczne awarie. On też jest bojowo nastawiony, wszystko się naprawi. Miejmy nadzieje.
No, dobra panowie! Do roboty! Szykujemy sprzęt, ubieramy się, prowiant spakowany, coś do picia, coś słodkiego. Zbiórka przed domem.
Trzeba nakręcić przygotowania, coś pokazać,powiedzieć. Szybko się z tym uporaliśmy i lecimy nad wodę.
Niestety, trzeba znów dźwigać akumulator. Sprzętu też jest trochę. Po drodze robimy dwa, trzy przystanki.

Akumulator niesiemy na zmianę.
Dzisiaj wyraźnie widać, że tutaj wiosna dopiero puka do drzwi. Drzewa bezlistne, tu i ówdzie zakwitły dopiero przylaszczki. Świeci słońce ale temperatura oscyluje w pobliżu zera stopni. Wieje lekki ale lodowaty wiatr.
Dotarliśmy w końcu do pomostu. Przy wejściu na pomost jest sporej wielkości skałka. Wdrapuję się na nią. Staję na szczycie. Widok stąd jest niesamowity. Za mną wdrapuje się Robert, robi kilka fotek.

skalki
W tym czasie reszta załogi pakuje graty na łódki. Cris od razu bierze się do pracy przy silnikach. Na pierwszy rzut idzie motor na małej łódce.
Ustalamy kto i na której łódce będzie pływał. Zgłaszam się dobrowolnie na dużą łódź. Pomimo gremlina na pokładzie jakoś polubiłem tą łajbę. Ma w sobie to coś... Dołącza do mnie Robert.
Remik, Konrad i Jarek będą pływać na mniejszej. Chłopaki to mistrzowie castingu, skusiły ich specjalne podesty na małej łodzi, z których naprawdę wygodnie się łowi, nawet we trzech. No, pomijam fakt, że mała łódka jest wyposażona w echosondę. Duża niestety nie.
Mija godzina kiedy Cris oznajmia, że silnik w małej łodzi jest gotowy. Chłopaki błyskawicznie pakują się na pokład, odpływają i zaczynają łowienie.
Teraz kolej na walkę z silnikiem na dużej łodzi. Na początku Cris walczy sam, potem Robert przyłącza się do tej nierównej walki z gremlinem.
Czas mija. Chłopaki przestali grzebać w silniku, za to rozebrali mechanizm manetki i stacyjkę. Z nudów biorę do ręki wędkę i zaczynam dokładnie obrzucać wodę wokół łodzi. Próbuję różne przynęty woblery, wahadła jednak szybko wracam do gum. Woda wokół płytka i zarośnięta, gumy zdecydowanie najlepiej sobie radzą
w takim terenie.
Mija kolejna godzina, a może dwie... Tracę rachubę czasu. Robert z Crisem zrobili postęp jeśli chodzi o naprawę silnika. Zdołali go uruchomić i przywrócić mu moc. Jednak nadal nie ma wstecznego. Na dodatek znów rozładowali akumulator. Cris stwierdził, że nie możemy pływać z takim akumulatorem więc pojedzie i kupi nowy. Nie pozostaje nam nic innego jak czekać na łodzi. Robert również chwyta za wędkę i zaczynamy razem czesać wodę.

Szkierowe szczupakiSzkierowe szczupaki 12

Jarek, Remik i Konrad podpłynęli na chwilę zapytać jak wygląda sytuacja. Pytamy czy coś złapali. Niestety jest bryndza. Jarek mówi, że woda ma temperaturę około 5 stopni co nie wróży dobrych brań. Po wymianie informacji odpływają w najbliższą zatoczkę i bombardują wodę przynętami.
Mija kolejna godzina, nie dzieje się kompletnie nic. Zaczyna mi siadać psycha. Robert też jest nie w sosie. Zaglądam do swojego plecaka i...kurcze! Zapomniałem, że spakowałem do niego buteleczkę grejfrutówki! Szybko nalewam po kieliszku ( Jarek na szczęście zostawił nam zestaw turystycznych kieliszków ). Za odmianę losu!

Błyskawicznie po żołądku rozlewa się fala ciepła i jakoś się człowiek rozluźnił. Rzuty lepiej wychodzą i zimno przestało przeszkadzać.
Z tego przyjemnego letargu wyrywa mnie krzyk Roberta, siedzi! Patrzę z niedowierzaniem na wygiętą wędkę Roberta. Za chwilę widzę i rybę. Szczupak jest niezbyt okazały, tak na oko około 60 cm. Dobre i to ! Radość nie trwa długo, bo ryba wypina się przy samej łodzi. Cholera jasna!! Robert kwituje to spokojnym "Trudno, nie duży był."
Nieważne, kontakt z rybą polepsza nasze nadszarpnięte morale.
Dalej biczujemy wodę. Kątem oka widzę wzmożony ruch na łódce chłopaków. Stoją od nas jakieś 100 metrów. Widzę kamerę w rękach Jarka i Konrada wychylającego się przy burcie. Mają rybę! Czyżby coś się zaczęło dziać? Jak na zawołanie słyszę Roberta, siedzi!
Szczupak dzielnie walczy w plątaninie roślin. Robert siedzi wysoko, na nadbudówce łodzi więc musi się trochę nagimnastykować żeby podebrać rybę. Udaje się. Szczupły ma około 60-65 cm ale jest nieźle opasiony i gruby. Buzi i do wody. Uśmiechnięta twarz Roberta mówi sama za siebie.
Znów widzę zamieszanie na łódce Jarka. Wygląda na to, że mają kolejną rybę. Trzeba wzmóc czujność, bo wygląda na to że szczupaki postanowiły, że czas na obiad.
Przy którymś rzucie czuje energiczne łupnięcie w gumę, zacinam odruchowo wędka wygina się w łuk i zaczyna rytmicznie podrygiwać. Trochę chlapaniny i z wody wyjeżdża kolejny grubasek.
Szkierowe szczupaki 7

Nareszcie mam rybę!! Fotka, buźka i do wody.



Jak duch, za naszymi plecami, na pomoście pojawia się Cris. Streszczamy mu szybko ostatnie 20 minut. Widzi nasze podekscytowanie, montuje szybko akumulator ( nie wygląda na nowy ). Odpalamy silnik, pracuje bez zarzutu, tylko wstecznego ciągle nie mamy. Trudno, da się przeżyć. Machamy na chłopaków, muszą przypłynąć żeby odciągnąć nas od pomostu. Dalej damy sobie już radę.
Przypływają, odciągają nas na otwartą wodę. Pytam o ryby. Jarek zdaje relację i pokazuje poharataną dłoń. Mieli spore ryby.

Szkierowe szczupaki 3
Siadam za kółkiem, przesuwam manetkę do przodu. Łódź rusza ochoczo. Aż korci, żeby docisnąć manetkę mocniej ale wole nie ryzykować i nie robić zbyt dużo hałasu. Do boju, bo szczupaki zgłodniały!

ODSŁONA SZÓSTA
"Happy hours"

Ustawiamy się w pierwszej zatoce. Tam gdzie chłopaki stali poprzednio. Oni też ustawiają swoją łódkę obok naszej. Łowimy...
Na efekty długo nie trzeba czekać. Robert zapina ładnego siedemdziesiątaka. Dosłownie kilkanaście sekund później Konrad ma ładną rybę.Szczupak Konrada
Wszyscy łowią Sebile-ami. Magic Swimmer-y w wersji miękkiej i twardej, Stick Shadd-y. Tylko ja łowię "niepolitycznie" na gumę innego producenta.
Chyba wszyscy już zaliczyli po ładnej rybie tylko u mnie coś słabo. W końcu czuję konkretne walnięcie w przynętę. Zacinam i czuję przyjemny ciężar. Ryba stawia mocny opór. W przeźroczystej wodzie widzę jak szczupak targa pyskiem próbując pozbyć się przynęty. Pod powierzchnią wyraźnie widać jaki jest szeroki. Chwytak idzie w ruch i ryba ląduje w moich rękach. Ma dobrze ponad 70 cm. Z tego wszystkiego zapominamy o aparacie i kamerze, które mamy na pokładzie. Jarek nas zabije za brak fotek i filmów. Nie ma za bardzo na to czasu, bo Robert znów holuje rybę. Odhaczam rybę najdelikatniej jak mogę (przynęta jest mocno i pewnie zażarta) i szybko zwracam jej wolność. Robert podbiera swoją rybę. Ma na pewno około 80 cm. W ferworze tego wszystkiego nie zabraliśmy miarki ze sobą, masakra. Odmierzamy ryby "do uda". Amatorka na maxa.

Kolejne rzuty, jest parę pobić, są spady, naprawdę się dzieję. Chłopaki dają mi reprymendę co do przynęt jakie używam. Dobra, dobra już zmieniam...

Stick ShadZakładam 14 centymetrowego Stick Shadda w wersji suspending. Niebieski grzbiet i przeźroczysty korpus. Chwila...? Co on ma w środku?! Wobler (bez sterowy) wypełniony jest bezbarwnym płynem, jest też kilka stalowych kulek. Ciekawe. Szoku doznaję wtedy gdy potrząsam woblerem... . Tam jest jeszcze jeden płyn!! Czerwony jak krew! W momencie kiedy potrząsam ponownie woblerem, ten czerwony płyn przemieszcza się w środku i zabarwia wnętrze woblera ma lekko czerwonawy kolor. Wygląda to tak, jakby przynęta doznała krwotoku wewnętrznego. Może właśnie to ma imitować ta przynęta. Ranną, pokrwawioną rybę? Niezły patent.
Tego wobka założyłem na mocniejszy kijek. Konrad wczoraj wręczył mi do testów Fenwicka z serii ELITE TECH WALLEYE. . Dokładnie model dwu częściowy, długości 6,9 stopy ( 2,05 m ) i ciężarze wyrzutowym od 1/8 do 7/8 uncji (3-25 gr ). Właśnie do takich przynęt.
Rzut w kierunku trzcin. Prowadzę Stick-a krótkimi energicznymi szarpnięciami, robiąc krótkie, nieregularne pauzy. Właśnie podczas tych zatrzymań wobler wolniutko tonie, lusterkując delikatnie. Po następnym rzucie gdy wobler jest jakieś 5-6 metrów od łodzi zatrzymuję go na 3 sekundy. Widzę jak zaczyna powoli opadać. Za chwile już go nie widzę, bo znika w szeroko otwartej, najeżonej zębiskami paszczy.
Nie mam pojęcia skąd wyskoczył ten szczupak! Woda jest przeźroczysta, woblera widziałem, ryby nie. Prędkość z jaką następuje atak jest niesamowita.
Hol jest dynamiczny i emocjonujący. Ryba parę razy nurkuje gwałtownie pod łódkę. W końcu udaje mi się ją pochwycić chwytakiem.
Jest większa od poprzedniej. Pewnie blisko 80 cm. Robert ma za moment rybę ale wypina mu się w pobliżu łódki. kątem oka widzę, że chłopaki na swojej łódce też mają co robić. U nich kamera jest co jakiś czas w ruchu.
Przez następne 15-20 minut nie mam żadnego brania, pobicia czy odprowadzenia. Odkładam ELITE TECH-a. Wracam do swojego AETOSA (1,98 m , 3-21 gr ) i "niepolitycznych" gum.

Szczupak w wodzie
Kilkanaście rzutów i nic. U chłopaków znów zamieszanie na łodzi. Nie wiem czy rybę ma Konrad czy Remik. Muszę się bardziej przyłożyć. Staram się poprowadzić gumę w jak najwolniejszym opadzie. Tam gdzie łowimy jest jakieś 1,2-1,5 metra wody i kępy morszczynu, odznaczające się wyraźnie ciemnym pasem. To stamtąd wychodzą ryby. Woda jest przejrzysta i klarowna.
Czuję potężne kopnięcie na wędce. Po zacięciu nie ma charakterystycznych szybkich szarpnięć. Są za to powolne, mocne, miarowe pociągnięcia. Ryba trzyma się w pobliżu dna. Parę razy kołowrotek oddaje kilka metrów plecionki, chociaż hamulec jest dość mocno dokręcony. To nie jest mała ryba! Robert widząc co się dzieje, szybko schodzi do kabiny po kamerę i zaczyna kręcić. Ryba kołuje powoli i majestatycznie w pobliżu łodzi. Teraz wyraźnie ją widzę. Szczupak jest naprawdę duży. Czuję nerwa, bo to na pewno jest mój rekord. Parę razy ryba odjeżdża od burty. W końcu udaje mi się dobrze zapiąć szczęki chwytaka i podbieram rybę. Jest długa i masywna. Cholera, że nie mamy miarki. Przykładam do nogi, czubek pyska mam na wysokości mojego kolca biodrowego, ogon ryby lekko dotyka dna łodzi. Zmierzymy później tą odległość. Bezapelacyjnie mój rekord! Radocha jak jasna cholera. Wypinam przynętę z pyska. Robert odkłada kamerę, bierze aparat i strzela fotki.

Szkierowe szczupaki 18

Ostatni rzut oka na rybę i do wody. Przytrzymuję ją przez chwilę pod powierzchnią wody. Czuję jak ryba się napręża, puszczam i szczupak powoli odpływa. Micha mi się cieszy, w niepamięć idą wszystkie dzisiejsze złe zdarzenia. Jest dobrze!

Szkierowe szczupaki 13Piętnaście minut później doławiam jeszcze szczupaczka około 60 cm i brania ustają. Od momentu jak złapaliśmy pierwszego szczupaka przy pomoście, minęły niespełna dwie godziny. Wszyscy zaliczyliśmy niezłe ryby. Dzień chyli się ku końcowi. Przeczesujemy jeszcze kilka dalszych zatoczek, jednak już bez efektów. Kończymy łowienie i płyniemy do pomostu.
Wracając stwierdzam, że muszę spróbować co ten silnik potrafi. Przesuwam manetkę zdecydowanie do przodu. Łódź szybko wchodzi w ślizg i...po prostu leci. Pięknie się kładzie w zakręty. Tak, ta łódź ma w sobie coś...



ODSŁONA SIÓDMA
"Urodzinowy wieczór"

urodzinyOdmiennie do dnia wczorajszego, w drodze na kwaterę żywiołowo dyskutujemy na temat dzisiejszych wyników. Dochodzimy do domu. Teraz jakiś dobry, ciepły posiłek i kropelka czegoś mocniejszego z toastem za udane połowy.
Pada pomysł żeby rozpalić grilla. Niezła myśl! przecież w lodówce leży ogromny kawał karkówki. Przyjeżdża Cris. I tu miła niespodzianka. Jakiś czas przed wyjazdem miałem urodziny. Wtedy dostałem przez net mnóstwo życzeń, w tym również od Crisa. Dzisiaj wręczył mi z tamtej okazji wielką butlę Jacka Danielsa. Znów zapowiada się dłuuugi wieczór.
Konrad zabrał się za szykowanie opału i rozpalanie grilla. Ja za karkówkę. Reszta za picie i gadanie.
Karkóweczkę pokroiłem na kilkanaście plastrów, dobrze doprawiłem i zamarnowałem. Przy stole zrobiło się głośno, radośnie i intensywnie. Oglądaliśmy zdjęcia, z wypiekami na twarzy relacjonowaliśmy każdy hol. Jarek i Konrad złapali naprawdę ładne sztuki. Jarek 96 cm a Konrad 95 cm. Cieszę, że również mój szczupak przekroczył 90 cm. W domu zmierzyłem odległość pomiędzy podłogą a kolcem biodrowym. Wyszło 94 cm. Nieźle. Mój nowy rekord. Taki urodzinowy prezent.
Dalsza część wieczoru była równie intensywna. Karkówka wyszła wyborna, whisky smakowała wyśmienicie a opowieści, kawały i anegdoty sypały się jak z rękawa. Znów poszliśmy późno spać. Przed nami kolejne dni walki..

ODSŁONA ÓSMA
"Powrót gremlina"

Następne dni przynoszą ciągłe pogorszenie pogody. Ryby współpracują słabo. Nie to żeby nic się nie działo. Łowimy szczupaki owszem ale wszystkie w granicach 50-70 cm. Wykorzystujemy ten czas, żeby nagrać materiał o przynętach SEBILE-a i sposobie ich prowadzenia. Konrad z Remikiem mają o tym gigantyczną wiedzę, wynikającą z praktyki. Ważne są wszystkie smaczki i niuanse w prowadzeniu poszczególnych przynęt. Będzie można to zobaczyć na filmie.
Gdzieś około poniedziałku, w połowie dnia, obławiamy jedną z zatok niedaleko przystani. Łódki stoją w niedużej odległości od siebie.
W pewnym momencie chłopaki stwierdzają, że płyną dalej. Jarek łapie za linkę od zapłonu, szarpie energicznie kilka razy i ...dupa. Silnik nie zapala. Znów kilkanaście prób i nic. Zdenerwowanie daje o sobie znać. W eter idą niecenzuralne wiązanki.
Kolejna seria prób uruchomienia. Nagle, słychać trzask rozsypującego się mechanizmu rozruchu (sprężyny). Jarek stoi z urwaną linką w ręce. Cisza jaka następuje po tym, jest wymowna. Gremlin powrócił...
Zostało jeszcze parę godzin do zmierzchu. Spływamy do przystani. Podpychamy chłopaków pod pomost a sami postanawiamy jeszcze trochę popływać.

W końcu i my kapitulujemy i kończymy łowienie. W domu Cris z Konradem próbują naprawić uszkodzony rozruch. Bez efektu.
Jak długo ten cholerny gremlin będzie nas prześladował..
W pewnym momencie, Jarek z Crisem wsiedli do auta i gdzieś pojechali. Pomyślałem, że pewnie na stację benzynową po paliwo i jakieś pieczywo. Jakże wielkie było moje zaskoczenie gdy po około 1,5 godziny wrócili z....nowiutkim, 5-konnym, czterosuwowym silnikiem!
Cris po prostu kupił nowy silnik. Widać sam miał już dość ciągłych awarii.
Pięć koni to nie dużo, biorąc pod uwagę ogrom wody jaki mieliśmy do dyspozycji ale jak się przekonaliśmy w ciągu tych paru dni, nie ma potrzeby pływać daleko, żeby połowić. Taki silnik do mniejszej łódki jest ok. Będzie dobrze.

ODSŁONA DZIEWIĄTA
"Zmęczenie materiału"

 

Wieczorem siadamy wszyscy przy stole. Po mimo tego,że sprawa silnika do małej łodzi się wyjaśniła nie widzę entuzjazmu na twarzach kolegów. Zamiast tego widzę...zmęczenie. Potężne zmęczenie.
Od czwartku jechaliśmy równo na adrenalinie i euforii. Nie przeszkadzało późne chodzenie spać, wczesne wstawanie. Teraz było widać wyraźnie, że nastąpiło zmęczenie materiału. Zmęczenie fizyczne i psychiczne. Co teraz?
Są na to dwie metody. Pierwsza prostsza, odpuścić sobie. Położyć się wcześniej spać, wyspać się, wstać późno, na luzaka, można nie wypływać.
Druga metoda, zacisnąć zęby, zrobić dobrą, smaczną kolację. Wychylić parę szklaneczek czegoś mocniejszego, pośmiać się trochę, pożartować. Znowu iść późno spać, wcześnie wstać i łowić od rana do nocy.
Wybraliśmy tą drugą metodę. Trzeba być twardym a nie miękkim! Zmusić organizm do aktywności i takiego intensywnego trybu pracy, można go w ten sposób oswoić i przyzwyczaić.
I wiecie co? Udało się!

ODSŁONA DZIESIĄTA
"Triumfalny finisz chłopaków"

Konrad z Remikiem muszą wracać w środę, wieczorem do Polski. Ja, Jarek i Robert wracamy 2 dni później.
W środę rano jak zwykle meldujemy się na pomoście. Pakujemy się do łódek i na wodę. Dla chłopaków, to ostatnie łowienie tego wyjazdu. Mają lekki niedosyt jeśli chodzi o rozmiar ostatnio łowionych szczupaków. Przeważają ciągle sześćdziesiątaki.
Wypływamy. Od razu ustawiamy się w pierwszej zatoce. Na początku nic się nie dzieje. Wszyscy zmieniają przynęty. AT-MINNOW-y, MAGIC SWIMMER-y, STICK SHADD-y i SVARTZONKERY od ABU, gumy BERKLEY-a.
Od paru dni, prawie nie zdejmuję z agrafki "twardego" Magic Swimmer-a, w wersji suspending (45 gr). Robert męczy Stick Shadd-a.
Łódki stoją od siebie w odległości 10-15 metrów . Rzucamy tak, żeby sobie nie przeszkadzać.
Słychać podniesiony głos Remika - "Ryba!! I to ładna!!" Rzeczywiście, kij wygięty solidnie. Widać wolne, miarowe, silne przygięcia. Wiry na wodzie są naprawdę spore. Znów dłuższy odjazd. Za moment ryba wychodzi do powierzchni. Teraz wyraźnie widać jak jest gruba. Trochę chlapaniny przy łódce i Remik sprawnie podbiera,, "mamuśkę". Będzie około metra. Jarek wszystko kręci. Ryba ma dziewięćdziesiąt z hakiem. Znów zabrakło niewiele do magicznej setki.
Jarek nie zdążył odłożyć kamery. Tym razem Konrad ma ładną rybę. Znów gruby szczupak. Krótka sesja zdjęciowa i ryba wraca do wody. Dobija nas Jarek wyciągając piękną, tłustą "mamusię" .

Szczupak Jareckiego

Cholera, tylko u mnie i Roberta jakaś cisza. Trzy sekundy później czuję łupnięcie na szczytówce. Mam rybę, nie jest to okaz ale około 70 cm jest. Robert chyba niezbyt zadowolony z sytuacji. Podejmujemy decyzję o przestawieniu się w następną zatoczkę. Tak też robimy.
Chłopaki nie próżnują. Co chwilę widzę jak Jarek dzierży kamerę. Robert krzyczy "Ryba!" Po kiju widać, że nie mała. Jednak po minucie walki spada.
Potem następuje dość długa przerwa w braniach. Nie dzieje się nic. Patrzę na łódź chłopaków. Podnoszą kotwicę i dryfują w naszą stronę.

robert
Monotonia daje o sobie znać, czas płynie. Sam nie wiem ile już rzutów wykonałem 50-80 ? Zaczynam z nudów obserwować swoją przynętę jak pracuje w pobliżu łodzi. To, co następuje chwilę później, jest jak otrzeźwiający cios z otwartej w twarz. Widzę, jak nieśpiesznie gdzieś od dna odrywa się długi, rudawy, wrzecionowaty kształt. Po chwili widzę już tylko wielką, otwartą paszczę i znikającą w niej przynętę. Kij znacznie się ugina, ryba po zacięciu daje potężnego susa pod łódkę. Schodzi do dna i tam energicznie potrząsając pyskiem próbuje pozbyć się przynęty. Jest naprawdę silna.
Kątem oka widzę Jarka na drugiej łodzi, jak chwyta kamerę i kręci. Szczupak pięknie walczy. Mam spore problemy z podebraniem ryby.
W końcu chwytak jest na miejscu i ryba ląduje w łodzi. Blisko 90 cm. Zielonkawo-rudy zbój! Pięknie walczył. Zdjęcia, ryba do kamery i woda. Uff!! Pięknie.Szczupak

Czas płynie nieubłaganie. Remik z Konradem kończą łowienie, muszą już się zbierać. Samolot mają za 4 godzinki.
Spływamy do pomostu. Chłopaki zabierają graty z łódki. Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie, pożegnanie i ruszają w drogę. Cholera jasna, szkoda....

Pożegnanie

Na pożegnanie woda obdarzyła nas pięknymi rybami.
Przepakowujemy z Robertem graty na małą łódkę, cumujemy i zabezpieczamy dużą i dalej z Jareckim na wodę.
Do wieczora pływamy jeszcze za szczupakiem ale bez efektów. Pogoda z godziny na godzinę się pogarsza. Wieczorem, przy stole jakoś cicho i markotnie. Wyjątkowo szybko idziemy spać.

C. D. N.

Tomek "Strachu" Straszewski

Nie masz uprawnień do komentowania. Zaloguj się