Do tej pory nie wierzyłem, że takie rzeczy przy zarybieniach rzek i jezior należących do okręgu PZW Białystok.
Jak wiadomo w Supraślu okręg posiada wylęgarnię ryb oraz stawy w których hodowane są ryby, które po odłowieniu na jesień służą do zarybiania wód będących pod władaniem okręgu w Białymstoku.
Od pewnego okresu odpowiedzialnym za zarybienia jest główny ichtiolog, z-ca dyrektora PZW (nazwiska nie będę podawać). Od momentu przejęcia obowiązku naczelnego ichtiologa w środowisku wędkarskim pojawiały się opinie, że zarybianie są nieuczciwe. Ryby które były przeznaczone do zarybień (szczególnie szlachetniejsze gatunki) trafiają do prywatnych wód i stawów należących do zarządu, ich rodzin i znajomych a pozostałe trafiały do wód okręgu. O tych faktach głośno mówiono w Supraślu, zarówno przez mieszkańców, wędkarzy jak i przez pracowników, którzy byli naocznymi świadkami i nie mogli się pogodzić z takimi metodami zarybień.
Sam osobiście po uprzednim powiadomieniu widziałem jak wpuszczono do prywatnego stawu ryby w obecności osób, które odpowiedzialne są za zarybienia i ochronę.
Po tym fakcie postanowiłem bliżej przyjrzeć się zarybieniom i podjąłem współpracę z kołem PZW w Supraślu a następnie z zarządem PZW okręg w Białymstoku jako społeczny strażnik rybacki. Przez wiele miesięcy brałem udział przy zarybieniach rzek i jezior oraz w kontrolach wędkarzy, ale to już odrębny temat do opisania.
Dziś zajmę się wyłącznie zarybieniami. Okręg powiadamia poszczególne koła o planowanej dacie zarybień w ich terenie(chociaż to nie jest reguła, bo nie wszystkie zarządy kół są powiadamiane).
Jeśli koło wyślę przedstawiciela to dobrze(dla koła). Na miejscu ichtiolog najczęściej nie informuje ile i jakie ryby jest przeznaczonych na dany teren. Tłumaczy, że jeszcze nie wie dokładnie. Następnie proponuje, że rybę będą ważyć tak jak leci nie rozdzielając poszczególnych gatunków. Należy wyrazić zgodę, bo innej opcji wtedy nie ma. Wtedy pracownicy odławiają ryby ze zbiornika, wysypują na stół. Wybierają szczupaka, lina, sandacza, amura i dużego karpia. Po przebraniu na stole pozostaje głównie okoń, płotka i jaź. Po stwierdzeniu przez ichtiologa, że ryby jest wystarczająca ilość dla osób z koła , które są posłuszne i nie sprzeciwiają się wręczane są karpie 1 lub 2 szt.
Następnie wiezie się ryby nad miejsce zarybienia i wpuszcza się ryby do wody. Co dzieje się z rybą, która została przebrana ? Otóż trafia ona do stawów, które posiadają członkowie zarządu oraz ich „kolesiów". Byłem świadkiem jak w roku 2014 przebrany amur trafił do będącego ze mną prezesa koła, który posiada stawy hodowlane w Supraślu (około 20 kg amura).
Na zebrania sprawozdawczo-wyborczym poinformowałem o tym także członków koła co stało się powodem zmiany większości zarządu koła.
Efektem nagłośnienia tej sprawy było to, że Komendant Społecznej straży Rybackiej w okręgu powiedział mi, że nie jestem lojalny i zastanawia się nad przedłużeniem mi zezwolenia (legitymacji strażnika). Por rozmowie ze mną pod dłuższym namyśle chciał podbić legitymację, lecz powiedział, że więcej nie będę nagłaśniał tej sprawy i porozmawiam z ichtiologiem , który jest teraz jednocześnie przełożonym komendanta.
Ja na takie warunki nie wyraziłem zgody i w związku z tym nie otrzymałem przedłużonego dokumentu.
W związku z tym w dniach kolejnych umówiłem się z prezesem zarządu, którego poinformowałem o tym fakcie oraz o fakcie ujęcia w rejestrze zarybień zarybienia sumem Narwi, zbiornika Zajma w Wasilkowie oraz jeziora Kunis, Kaczan, Pomorze, rz. Marycha (ogólnie 7250 sztuk suma, co jest nie prawdą, gdyż po zakupieniu narybku suma w lipcu 2014r. I przechowywaniu go na „pstrągowni" w Supraślu, po kilku dniach prawie cały materiał zarybieniowy padł. Przy życiu pozostało dosłownie kilkadziesiąt sztuk).
W grafiku zarybień figuruje, że 1000 szt wpuszczono do Narwi od Rzędzian do Biebrzy i 4250 szt do jezior Pomorze, Kunis, Kaczan i rz. Marycha, która moim zdaniem nie nadaje się do zarybiania sumem ze względu na jej charakter.
Zastanowić się trzeba w tym miejscu, kto podpisał im dokumentację na te zarybienia „widmo", na które zostały przeznaczone duże pieniążki pochodzące między innymi ze składek kolegów wędkarzy...
Takie fikcyjne zarybienia wpisywane są nagminnie od kilku lat. W tym ostatnim roku przynajmniej 30/40 % wykonanych zarybień widnieje jedynie na papierze. Przykładem może tez być wpis z zarybień rzeki Bug. W tabeli odnajdziemy 300kg karasia kroczka za kwotę 3300zł w okolicy Drohiczyna oraz okolicach Mielnika. 200 kg leszcza, 130 kg płoci tarlaka, 20 kg okonia za kwotę 1250zł - tylko kto to widział ? Akurat tak się składa, że pochodzę z tamtych stron i znam wielu wędkarzy z kół wędkarskich opiekujących się tymi odcinkami rzek. Żaden z zapytanych ludzi nie słyszał nic o zarybieniach przez PZW okręg w Białymstoku od co najmniej kilku lat.
Prezes Okręgu na spotkaniu zaproponował mi abym przez tydzień nie nagłaśniał tych spraw dopóki On tego nie wyjaśni. Po tygodniu poinformował mnie, że rozmawiał z ichtiologiem i zobowiązał się On, że więcej to się nie powtórzy. Prezes za wszelką cenę starał się dowiedzieć skąd wiem o śniętych sumach. Gdy poinformowałem go, że osobiście widziałem te sumy jak pomagałem przy zarybieniu powiedział, że więcej nie będą wpuszczane obce osoby do tych obiektów...
Sytuacja jest po prostu tragiczna. Tak nie może działać PZW. Większość wędkarzy z Podlasia ma świadomość, że podawane w tabelach zarybienia są fikcją daleką od faktów, jednak mało kto widział to na własne oczy. Twarde fakty tez ciężko będzie pewnie przedstawić, ponieważ musiałby chyba wkroczyć prokurator i dokładnie przejrzeć wszystkie dokumenty. Ani ja ani żaden inny członek PZW nigdy nie będzie w stanie walczyć z tym układem. Dlatego tez postanowiłem rozgłośnić tę sprawę, bo może wtedy uda się poprawić tę chorą sytuację. Niebawem tez opiszę poczynania straży SSR działającej przy PZW okręg w Białymstoku, ponieważ tak podobnie dzieją się rzeczy o których trzeba głośno pisać na forum publicznym.