W pierwszy weekend maja tego roku odbyła się wspaniała impreza inaugurująca szczupakowy sezon 2015.
Zawody odbywały się na pięknym mazurskim jeziorze Dadaj, o którym wcześniej miałem przyjemność czytać w jednym z zeszłorocznych numerów Wędkarskiego Świata. Artykuł ten przedstawiał jezioro jako bardzo rybne i mądrze zawiadywane przy współpracy kilku instytucji. W odbudowę ichtiofauny zaangażowały się zarówno nad-dadajskie hotele, jak i Gospodarstwo Rybacko Wędkarskie Olsztyn, policja, koło PZW Biskupiec no i oczywiście Pan Jarosław Misiak, bez którego dziś nie byłoby stowarzyszenia „Nasz Dadaj"- a jezioro stałoby się kolejną rybną pustynią. Nie będę jednak pisał o samym procesie wskrzeszania jeziora, bo o tym możecie dowiedzieć się z 2-go numeru WŚ (2014), (zapraszam do lektury).
Pierwsze wieści o planowanej imprezie Garmin Fishing Series rozeszły się podczas targów Rybmania w Poznaniu. Impreza planowana była na ostatni weekend maja, pod co zresztą podporządkowałem swoje całe majowe plany. Długi czas milczenia ze strony organizatorów trochę mnie niepokoił, bo czułem, że to wydarzenie to będzie prawdziwy „big deal". W akcie desperacji odezwałem się do organizatora z pytaniem czy impreza jest wciąż aktualna. Na szczęście reprezentant Garmin Fishing Team uspokoił mnie pisząc, że na dniach pojawi się informacja odnośnie zawodów. I BAH! Pojawiło się info o wydarzeniu i co bardzo mnie ucieszyło impreza została przeniesiona na tak zwaną „majówkę" a dokładniej 2-3 Maja. Jednym z warunków udziału w zawodach było zgłoszenie dwu-osobowego teamu, tak więc szybko chwyciłem za telefon zadzwoniłem do tego i tego i z prędkością pendolino zmontowałem team Mazurskie Szczupaki.
W skład naszej załogi wchodziłem ja :) i rodowity mazur Kuba, którego bzikiem są wypady tropem grubych Okoni. Dni kwietnia dłużyły się jak niemiecki film erotyczny, co doprowadzało mnie do szewskiej pasji. Od czasu do czasu dzwonił do mnie Kuba opowiadając co tam słychać nad mazurskimi jeziorami. Celem rozruszania nadgarstków i wyostrzenia uśpionych po zimie wędkarskich zmysłów ruszyłem na Mazury 30-go kwietnia z samego rana. Od razu obrałem kierunek Wersminia – gdzie spokojnie mogłem potestować nowe przynęty, kołowrotek i zobaczyć gdzie siedzi ryba i jak z jej aktywnością. Niestety zmieniająca się pogoda i wahania ciśnienia nie zapowiadały nic dobrego. Kilka kontaktów z rybą i jeden pistolet to był bilans marnego czwartku. 1 Maja rozpocząłem 3-ma czy też 4-ma spadami i jednym wyjętym nie wymiarowym szczupaczkiem – żenada! Ryby brały bardzo delikatnie, kilkukrotnie widziałem jak wychodzą do przynęty i delikatnie ją trącają. Takie zachowanie z ich strony nie wróżyło nic dobrego przed zbliżającymi się zawodami. 2-go Maja pobudka o 4 rano i z Mrągowa ruszamy nad jezioro Dadaj na Garmin Fishing Series czyli na najbardziej wyczekiwaną imprezę wędkarską tego roku. Po dojechaniu na miejsce potwierdziliśmy obecność naszego Teamu i zwodowaliśmy naszą łódź. Na nasze nieszczęście ruska myśl technologiczna z cyklu gniotsja nie łamiotsja nie zadziałała – znaczyło to tyle że nasz silnik spalinowy wypadł z gry i tracimy naszą główną jednostkę napędową. Szczęście w nieszczęściu, że mieliśmy ze sobą elektryka, dzięki któremu ciągle mogliśmy wziąć udział w zawodach. Jednak to jak się czuliśmy widząc dookoła wypasione łodzie wyposażone w ogromne mocne silniki wiemy tylko my. Imprezę można uznać za dość prestiżową, ponieważ swój udział potwierdziło wiele znanych i zasłużonych załóg jak np. Salmo Team z Piotrem Piskorskim na czele, Savage Gear Team czy D.A.M. Fishing Team. Po dwóch godzinach przyjmowania załóg, przyszła pora na odprawę podczas której zebrani zostali wszyscy uczestnicy i przedstawione zostały zasady zawodów. Fakt, że załóg było aż 82(!) to trzeba było ustalić takie zasady, by nikt na nich nie ucierpiał i by wszystko miało ręce i nogi.
Jezioro zostało podzielone na dwa sektory (A i B), każda z załóg losowo została przydzielona do jednego z sektorów w którym zaczynała pierwszą turę. Nam trafił się sektor B, co zresztą nie robiło nam większej różnicy bo na Dadaju byliśmy pierwszy raz i nie mieliśmy wytypowanych wcześniej swoich „bankówek". Poza tym nawet gdybyśmy je mieli to nie mieliśmy szans być na tych miejscówkach pierwsi z racji naszego elektrycznego „demona prędkości". Po odprawie wszystkie załogi udały się po odbiór prowiantu i dalej na swoje łodzie. Miejscem startowym zawodów była linia dzieląca jezioro na dwa sektory, którą wcześniej organizator oznaczył bojami. Po zebraniu się wszystkich uczestników na linii startowej zaczęło się wyczekiwanie na klakson rozpoczynający pierwszą turę. Muszę przyznać, że przeszło 82 łodzie, które startują i rozpływają się w różnych kierunkach w jednym momencie robią ogromne wrażenie. My w pierwszej kolejności udaliśmy się na kancik koło jednej z wysp który schodził na jakieś 12 metrów by potem znowu wyjść na 5 metrów. Na szczycie górki niestety ustawiło się kilka innych załóg, więc nie chcieliśmy się tam wbijać jako 4 czy 5 załoga. Przepływając akurat obok przeczesujących górkę załóg ekipa Wimar Team ustrzeliła ładnego zębacza (86,1 cm).
Rybka połasiła się na jakiegoś swimbaita (pewności nie mam ale chyba Sebile Magic Swimmer), prowadzonego na zestawie castingowym. To zadziałało na mnie motywująco i dało trochę nadziei, że może coś się złapię i na nasze wędziska. No ale niestety mimo ośmiu czy tam siedmiu godzin czesania wody nie mieliśmy żadnego kontaktu z rybą. Niezależnie czy siekaliśmy gumami, jerkami, woblerami, na płytkiej wodzie czy na głębokiej – nic, zupełne nic :( Nie pomogło też echo, które pokazywało piękne łuki stojące tuż obok ławic drobnicy. O godzinie 18 zakończyła się I tura zawodów, a nastroje na brzegu były mieszane. Ciężko powiedzieć skąd tak słabe efekty wśród dość sporej części uczestników. Pozornie dzień wydawał się idealny pod majowe szczupaki, no ale niestety woda nie obdarzyła zbyt hojnie rybami.
Łowienie mógł utrudniać też silny wiatr który przyczynił się do wywrotki jednej z załóg. Na szczęście nikomu nic się nie stało i dzięki szybkiej interwencji ekipa szybko znalazła się z powrotem w łodzi. A z racji stosunkowo płytkiej wody na której wywrotka miała miejsce, udało się odzyskać część zatopionego sprzętu. Dodatkowo firma Garmin zachowała się bardzo ładnie wręczając chłopakom z pechowej załogi dwie nowe echosondy. Pod wieczór miało miejsce podsumowanie pierwszej tury zawodów i oficjalne wręczenie upominków dla wszystkich uczestników zmagań Garmin Fishing Series. Wszystkie załogi otrzymały pamiątkowe koszulki, medale i butelki na wodę. Jeśli chodzi o podsumowanie pierwszego dnia to zdecydowanie na uwagę zasługiwał największy Szczupak 104cm złowiony przez Pana Andrzeja Busia z GWDA Fishing Team i Okoń 42,5cm złowiony przez Pana Rafała Komorowskiego z PZW Mława Team. Padło jeszcze kilka ładnych ryb np.: Szczupak 87,5 cm złowiony przez załogę Go Fishing Biskupiec, czy wyżej wspomniany Szczupak 86,1 trafiony przez ekipę WIMAR Team.
Po oficjalnej części przyszedł czas na wspólne biesiadowanie, przy naprawdę suto zastawionych stołach. Co dokładnie można było zjeść nie powiem z racji, że nie jem mięsa a królowały raczej dania 100% mięsa w mięsie. Sam raczyłem się zupą chmielową i rozmową o minionym dniu z biesiadującymi kolegami „po kiju". Następny dzień przywitał nas pięknym, ciepłym mazurskim świtem. Po śniadanku, ekipy były gotowe przystąpić do kolejnej części zmagań tym bardziej, że cała pula była wciąż sprawą otwartą.
Na drugą turę przypadł nam do obłowienia sektor A. Mądrzejsi o doświadczenia z ubiegłego dnia i o relację innych załóg skupiliśmy się na obławianiu głębszych partii jeziora. Bardzo spokojna woda i lejący się z nieba żar na bank nie wzmagały aktywności drapieżników. Po kilku godzinach wędkowania doczekaliśmy się kontaktu z rybą. Kuby agentem do zadań specjalnych jest Real Eel i to właśnie na niego doczekaliśmy się pierwszego konkretnego uderzenia. Niestety ryba bardzo szybko i sprawnie wyzwoliła się z haka, pozostawiając nam pole do gdybania jak była duża. Trzeba było jednak szybko się otrząsnąć z tej porażki i dalej siekać bo czasu było coraz mniej a do złowienia potrzebnych było kilka rybek. Mi przypadło nastęne bardzo delikatne branie, jednak szansa na jego zacięcie nie miałem żadnych. Ryba uderzyła w zielonego ripperka firmy Gambler, pozostawiając na jego ogonku jedynie wyraźne rozcięcia. Do samego końca dzielnie walczyliśmy, jednak tym razem musieliśmy przełknąć gorzki smak nie klasyfikowania.
Po dotarciu na brzeg postanowiliśmy szybko wrzucić na przyczepkę nasz krążownik a następnie wiernie wyczekiwać na oficjalne ogłoszenie wyników. Po godzinie 17 zaproszeni zostaliśmy na oficjalne ogłoszenie wyników i zakończenie I edycji Garmin Fishing Series. Nagrodzonych zostało 10 pierwszych team-ów oraz załga która zaliczyła wywrotkę pierwszego dnia i ekipa, która namierzyła sieć kłusowników o czym szybko poinformowali straż i organizatora zawodów. Nagrody dostali także szczęśliwcy, którzy złowili największe ryby (Szczupak 104 cm i Okoń 42,5cm). Za to na podium stanęli:
(miejsce 3-cie) GO Fishing Biskupiec w składzie Przemysław Golenia i Wojciech Gręda (największa ryba Szczupak – 89,1 cm)
(miejsce 2-ie) Konger Team w składzie Daniel Kowalski i Michał Załucki (największa ryba Szczupak – 86,5cm)
(miejsce 1-sze) GWDA Fishing Team w składzie Sławomir Czajkowski i Andrzej Buś (największa ryba Szczupak – 104cm)
Podsumowując weekend na Dadaju stwierdzam, że był to niesamowity i bardzo ciekawy czas. Garmin Fishing Series pokazało jak powinna wyglądać dobra impreza wędkarska i jak dużo ludzi chce takich wydarzeń w naszym kraju. I tak naprawdę poza słabą aktywnością ze strony ryb to nie było do czego się przyczepić, bo organizator zadbał dosłownie o wszystko. Mam też nadzieję, że to wydarzenie pokaże tym na stołkach i tym wszystkim „prezesom", że gra jest warta świeczki i że warto pochylić się nad tematem naszych polskich wód bo skorzystać mogą na tym wszyscy. Pozdrawiam wszystkich i gratuluję wygranym! Wyrównamy rachunki w przyszłym roku ;)
mazurskieszczupaki.pl