Abu 1
Wiele osób zadaje mi pytania, w jaki sposób łowię jesienią sandacze w Wiśle. Nie da się tego opowiedzieć w wielkim skrócie, a ciężko też odpisywać każdemu z osobna, bo temat szeroki niczym Wisła.

1

Stąd właśnie pomysł na artykuł o jesiennych, mętnookich drapieżnikach z Królowej Polskich Rzek.
W pierwszej części opiszę sprzęt, którym łowię te ryby. Później przyjdzie czas na charakterystykę sandaczowych miejscówek oraz na to, jak prowadzić przynęty, aby skusić mętnookiego do brania.

Zacznę od tego, że łowię grubo. Tego wymaga samo łowisko. Oczywiście można próbować nawinąć na szpule kołowrotka plecionkę 0,10mm, tylko po co? Po to żeby rwać przy każdym zaczepie? A tych w Wiśle nie brakuje...
Kije, których używam do łowienia sandaczy w Wiśle (łowiąc z brzegu) mają długość około 3 metrów. W tym wypadku nie chodzi o odległość rzutów, a o możliwość odpowiedniego prowadzenia gumy. Długim kijem łatwiej podbić przynętę na dużym dystansie, dzięki czemu będziemy mieli mniej zaczepów. Dzięki uniesionej wysoko szczytówce, pod powierzchnią wody znajduje się tylko niewielki odcinek plecionki. Im mniej plećki pod wodą, tym większa kontrola nad przynętą, ponieważ nurt w mniejszym stopniu napiera na linkę. Sytuacja zmienia się nieco podczas silnego wiatru wzdłuż rzeki, ale z siłami natury nie wygramy...
2

Wędka moim zdaniem powinna być szybka, aby błyskawicznie zaciąć rybę. Musi też mieć taką dynamikę, aby hak przynęty wbił się w twardy pysk sandacza. Z drugiej strony powinna pod zaciętą rybą „pracować”, nie może być więc sztywnym kołkiem. Staram się łowić najlżej jak to możliwe (oczywiście ciężar główki dostosowujemy do miejsca, w którym łowimy), więc ciężar wyrzutu kija dochodzi maksymalnie do 40gr.
Ja, do łowienia sandaczy z brzegu mam dwie wędki. Pierwsza to Berkley Pulse (długość 3 metry) o ciężarze wyrzutu 13 – 33gr, a druga to Greys Platinium Specialist II Sea Trout (również 3 metry długości) o ciężarze wyrzutu 10-40gr.

3

Kołowrotek powinien być solidny i równo układać plecionkę. Nie powinien też się rozlecieć po kilku wyprawach. To chyba wszystkie funkcje, które musi spełniać. Powinien też wyważać wędkę (długa wędka, zawsze wymaga nieco cięższego kręciołka, aby ją dobrze wyważył) i nie plątać plecionki podczas rzutów. Liczba łożysk i nazwy kosmicznych materiałów nie są istotne. Ważniejsze jest to, aby kręciołek dobrze „leżał w ręce” łowiącemu. Ja używam dwóch kręciołków – pierwszy to Penn Clash 3000, drugi to Penn Battle II w tym samym rozmiarze.

4

Używam plecionek o średnicy 0,20mm. Cieniej raczej nie schodzę aby nie tracić zbyt wielu przynęt na zaczepach, a grubiej też nie szaleję, bo nie jest to niezbędne. Plećka powinna być markowa czyli pewna – nie może zbyt szybko się strzępić, nie powinna zbyt szybko tracić wytrzymałości i nie powinna się plątać (czyli nie używam plecionek o płaskim przekroju). Kolor plećki nie robi sandaczom żadnej różnicy, ale wędkującemu może ułatwić obserwację tego, co dzieje się z przynętą. Ja stosuję zarówno plecki w kolorze ciemnozielonym, jak i żółtym czy zielonym-fluo. Nawijam to co mam lub co akurat udało mi się kupić. Zaznaczam jednak, że zawsze wybieram sprawdzoną linkę!

5

O przynętach można pisać bez końca i każdy kto łowi sandacze ma swoje „killery”. Pominę więc temat gum, bo każdy wędkarz ma swoje preferencje. Czasem sprawdzają się rippery, innym razem tradycyjne kopyta, jeszcze kiedy indziej twistery. Najważniejsza jest wiara w przynętę! Osobiście nie stosuję przynęt mniejszych niż 7 centymetrów i rzadko kiedy wiążą gumę większą niż 12 centymetrów. Gdy łowię w miejscach z wieloma zaczepami (takie lubię najbardziej, ale o tym napiszę w drugiej części tego artykułu), główkę jigową wiążę bezpośrednio do plecionki, a gdy w danej miejscówce nie ma zaczepów, używam mocnej agrafki do szybkiego zmieniania przynęt. Wybór główki jigowej również zależy u mnie od miejscówki i ilości zaczepów. Przeważnie używam mocnych haków, których nie rozegnie żaden sandacz, gdy jednak łowię w podwodnym „dżumandżi” wiążę główki, które mają troszkę słabsze haki. Słabsze na tyle, aby podczas upierdliwego zaczepu udało się je rozginać, jednak na tyle mocne, aby nie prostowały się podczas silnego zacięcia czy w czasie holu sandacza.
Zdarza się dość często, że nadchodzące ciemności nie wygonią mnie znad rzeki. Rozumiecie – ryby biorą lub po prostu fajnie mi się łowi, więc siedzę trochę dłużej. Wtedy oprócz gumowych przynęt sięgam po woblery. Tu też nie będę się rozwodził, bowiem każdy wie jaki powinien być wobler sandaczowy. Ja używam przynęt smukłych, pracujących wąsko i niezbyt głęboko. Najlepiej sprawdzały mi się wobki o srebrnych lub perłowych bokach z ciemniejszym grzbietem ale też z grzbietem seledynowym. Czy jednak kolor woblera ma dla żerujących pod osłona nocy ryb jakieś znaczenie? – nie wiem. Dla wędkarza na pewno ;-)

6
Uzupełnieniem wyposażenia jest multitool z kombinerkami, którymi doginam haki po spotkaniu z zaczepami oraz nóż. Na tyłek zakładam spodniobuty neoprenowe, dzięki którym mogę usiąść czy przyklęknąć nawet w błocie, ułatwiają wejście do wody gdy trzeba podebrać rybę oraz po prostu jest cieplej w tyłek. Chronią też przed deszczem i rosą. Na grzbiet kurtka przeciwdeszczowa i hajda na wodę!


W kolejnej części opiszę Wiślane miejscówki, w których szukam jesiennych sandaczy.

Kamil „Łysy Wąż” Walicki
Crazy Fishermen

Nie masz uprawnień do komentowania. Zaloguj się