W barze siedzimy przy piwku do godziny 14:00, bo musimy czekać na jeszcze jednego załoganta, który nie mógł wyrwać się wcześniej z pracy. No nareszcie ruszamy z Łomży o 15:30 i obieramy kierunek na Olsztyn. W Olsztynie zabieramy jeszcze 2 załogantów. Mamy już komplet i teraz kierunek na Ustkę. W czasie jazdy niektórzy z nas prawie na kolanach proszą naszego kierowcę żeby się gdzieś zatrzymał bo coś ciśnie i może się zrobić mokro w busie. Na miejsce zajeżdżamy około północy. Trochę czasu straciliśmy w Gdańsku bo skończyły się nam gazowane napoje "orzeźwiające". Po zakwaterowaniu trzeba było jeszcze iść się przywitać z tymi co jeszcze nie spali. Umawiamy się że w sobotę wstajemy skoro świt i zaczynamy połowy. U mnie skoro świt to była godzina 8:30. Z kumplami z pokoju poszliśmy na śniadanie, a po śniadaniu ubieramy się w nasz rynsztunek i okazuje się że nie zabrałem też swojej kamizelki, wychodzimy nad morze. To co zobaczyliśmy trochę nasz otrzeźwiło a może orzeźwiło.
Zaczynamy spinningowanie. Na pierwszy ogień idą blaszki solvkrokena. Potem jakieś inne wynalazki i wszystko na nic, bez kontaktu. Decyduję się założyć 30 gramowego łomżyńskiego bezstera, a co tam, może jakis boleń pomylił rzeki z morzem. Chyba w piątym rzucie czuję potężne uderzenie i po siłowym holu wyciągam potwora a że to było za dużo czystego mięsa jak na moje potrzeby potwór wraca do morza. Po około 4 godzinach od rozpoczęcia wędkowania w spokojnym morzu byłem już cały mokry i zbliżała się pora obiadu wracamy do ośrodka.
Obiad jak to obiad w Orzechowie przeciągnął się do późnych godzin nocnych, to już w sobotę nie wędkowaliśmy więcej. W niedzielę niestety już nie wychodziłem bo jedyne suche ubranie jakie miałem to było to w którym miałem wracać do domku.
O godzinie 14:00 odbyło się zakończenie, rozdano nagrody za największą wymiarową troć jaka została złowiona na zlocie - 51 cm i za największą troć jaka została złowiona z plaży od poprzedniego zlotu - 95 cm. Teraz czekam na zaproszenie na Orzechowo 2011 i mam nadzieję że wtedy już dam radę wyjść połowić skoro świt.
Najważniejsze jednak w tym nie były rybki ale to że można było się spotkać z kumplami z zeszłego zlotu.