Berkley 1
Na początku bardzo sceptycznie podchodziłem do tego rodzaju przynęty, wszyscy w koło łowili na kukurydze i groch. Wszyscy to nie znaczy ze ja też,  jako że lubię eksperymentować mówię sobie no cóż trzeba spróbować. W wielu książkach o tematyce wędkarskiej,  ta przynęta figuruje, więc czemu nie. No właśnie...
Poszedłem na pobliskie bazary i zakupiłem na próbę kilka kilo łubinu. Wsypałem go wieczorem do wiaderka i zalałem ciepłą wodą. Jakież było moje zdziwienie  kiedy rano po około 12 godzinach woda zniknęła.

Nie było ani kropli a łubin powiększył swoją objętość prawie trzykrotnie. Dolałem wody i poszedłem do pracy. Po powrocie przesypałem go do garnka i zacząłem gotować. Zapach nie był zbyt przyjemny a domownicy kręcili nosami i marudzili.
Po ugotowaniu całość wylądowała na balkonie. Wieczorem pojechałem na moją wybraną miejscówkę by zanęcić. W zanęcie którą użyłem w 80% był łubin dodatkowo też konopie i niewielka ilość kukurydzy z puszki.

Tak minął tydzień.  Co dwa dni przyjeżdżałem na moją miejscówkę i nęciłem aby w najbliższa sobotę  zrobić krótką zasiadkę. W sobotę skoro świt już byłem na miejscówce, zestawy gruntowe  poszły do wody, na włosie łubin i na drugim zestawie kukurydza.

Czekam i nic ryba spławia się w miejscu nęcenia ale  brań nie ma. Słońce coraz wyżej ludzi coraz więcej a ja siedzę i nic.
Nagle delikatne piknięcie sygnalizatora pełen emocji wyciągam rękę do wędki na której była kukurydza i znów cisza. Za chwile piękny odjazd na drugiej wędce  sygnalizator  wyje swinger powędrował do góry a żyłka zaczęła się wysnuwać z kołowrotka.
Cięcie i coś jest, wzrok gapiów jest skierowany w moim kierunku, przechodnie przystanęli by zobaczyć  co się dzieje.
Powolny hol i jest pierwsza rybka i moje rozczarowanie miał byćkarp a jest jaź 35cm. Prawidłowo zapięty przy jego pysku dynda zestaw z dwoma ziarnami łubinu.
Po chwili rybka wędruje do wody a zestaw wraca w to samo miejsce. Już po paru minutach następne  branie i sytuacja podobna znów podobny jaź ląduje na brzegu. Zachodzę w głowę gdzie są karpie w sumie to nęciłem z myślą o nich.
Słońce coraz wyżej trzeba zbierać się powoli  i kiedy zacząłem powoli pakować swoje rupiecie kolejne  branie, cięcie i czuje że to już coś innego, hamulec zagrał ale nie jest to kolos .
W podbieraku ląduje  karpik rozmiaru wigilijnego. Szybka fotka i do domku na obiad.



Kolejny tydzień znów  pod znakiem nęcenia  i oczekiwanie naweekend.
Wreszcie sobota. Zestawy lądują w nęconym miejscu. Dziś nie sam, dołączył kolega Adam. 


Po 20min  pierwsze branie u Adama i ryba po krótkiej walce spięła się praktycznie w tym samym czasie branie u mnie i na brzegu ląduje 30cm karpik.
Zaczyna padać deszczyk ale to nic, brania są i jest ich coraz więcej. Co chwila któryś z nas holuje karpika ale raczej to malutkie karpiki. Po czterech godzinach dajemy sobie spokój i wracamy do domu ,z postanowieniem ze wpadniemy w tygodniu.
Oczywiście ze zaglądaliśmy na to miejsce wielokrotnie i łowiliśmy coraz więcej ale nadszedł dzień kiedy jak to w życiu miejsce zostało zajęte. Najciekawsze było to ze siedział prawie jeden na drugim i próbowali coś złowić,niestety. Więc pożegnaliśmy  się z łowiskiem. Ale od tego czasu  łubin na trwałe zagościł w moim asortymencie przynęt. Polecam wszystkim bo sprawdza się na wodach o dużej presji wędkarskiej i mulistym dnie .

 

Nie masz uprawnień do komentowania. Zaloguj się