Tegoroczna zima dała się nam wszystkim we znaki. Nie każdy potrafi cieszyć się urokami sportów zimowych i docenić godziny spędzone na lodzie.
Ja przynajmniej się do takich ludzi nie zaliczam. Oczywiście kiedyś próbowałem, lecz wszelkie próby polubienia tej nader ciekawej dyscypliny wędkarskiej spełzły na niczym.Wiosna nie nadeszła tak jak w poprzednich latach. Jej podchody spełzały na niczym a mnie dobijały ujemne temperatury i hałdy zmarzniętego śniegu na zewnątrz. Na początku drugiej połowy marca nie wytrzymałem i udałem się nad wodę. Ot, szybki rekonesans z kumplem po wiślanym, zarośniętym brzegu.
Szarobury śnieg, zalega przypominając, że pogoda ma w poważaniu nasze wędkarskie plany. Ze względu na wysoki stan wody, po naszych ulubionych miejscach nie ma ani śladu. No nic, trzeba próbować na macanego. Staram się przypomnieć sobie układ dna i miejsca, gdzie zalegają zwalone drzewa i inne przynętolubne przeszkody.
Po trzech godzinach biczowania wody, dochodzę do wniosku, że domniemane stanowiska ryb, są stanowiskami do wynajęcia a nasze wysiłki spełzną na niczym. Zaczynam koncentrować się na otoczeniu. Pokąsane przez bobry drzewa świadczą, że rzadko się tu ktokolwiek zapuszczał zimową porą. Niesamowite, że te wesołe zwierzęta, kształtują swoje otoczenie na własne potrzeby, prawie w centrum sześcio milionowego miasta.
Widok opierającej się przed cywilizacją przyrody, wprawia w dobry humor i zaczynam się cieszyć, że zdecydowałem się na ten spacer. Po zrobieniu paru zdjęć, ruszam dalej w poszukiwaniu oznak nadchodzącej wiosny. Oznaki znajduję wcześniej niż się spodziewałem, może nie do końca wiosny, ale nadchodzących wielbicieli naszego wspaniałego hobby.
Pierwszy wędkarski pierwiosnek świadczy o trosce i życzliwości dla kolegów po kiju. Pozostawiane przybory, zadowolą każdego, kto zapomniał o najważniejszych podczas łowienia ryb akcesoriach. Wręcz raduje się serce, że dany przykład znajdzie wielu naśladowców a tradycja w narodzie nie zginie. Tak optymistycznie nastawiony, mogę wracać do domu i cieszyć się z świadomości, że orędownicy niepotrzebnych zmian posłuchu nie mają.