Mieszkający na os. Słonecznym Jacek Masłowski jest wędkarzem od ok. 17 lat. Na ryby stara się jeździć, gdy tylko czas pozwoli, przynajmniej kilka razy w miesiącu. Na początku lipca miał urlop, wziął więc ze sobą syna i wybrał się w pobliże Świerkocina, by zarzucić wędkę w wody Warty. Gdy tylko rozpoczął wędkowanie, pojawiła się Społeczna Straż Rybacka. Na widok funkcjonariuszy przypomniał sobie, że w zezwoleniu na amatorski połów ryb zapomniał wpisać daty oraz łowiska, na którym wędkował (to jest obowiązek każdego wędkującego). Przed okazaniem dokumentów (karta wędkarska, zezwolenie na połów oraz potwierdzenie opłaty ze wędkowanie) przyznał się strażnikowi do swojego błędu i poprosił o możliwość jego naprawienia. Strażnik był jednak niewzruszony i zatrzymał mu zezwolenie na połów ryb, tłumacząc to złamaniem ustawy o rybactwie śródlądowym. Zdaniem Masłowskiego zatrzymanie zezwolenia było bezprawne, bo takiej formy kary nie przewiduje prawo. Sprawdziliśmy to. Strażnik ma niewielkie uprawnienia. Może skontrolować dokumenty wędkarza, zabrać mu złowione ryby i sprzęt służący do połowu. Strażnik może też zabrać wędkarzowi dokumenty uprawniające do połowu, ale pod warunkiem, że za tym pójdzie wniosek do sądu o ukaranie wędkarza. W przypadku Masłowskiego dokumenty zostały zabrane i oddane po dwóch tygodniach bez drogi sądowej.
Konsekwencją braku wpisu w zezwoleniu była też kara nagany, jaką gorzowianin dostał od koła wędkarskiego. Boleśniejsze dla wędkarza było jednak co innego. - Gdy zwrócono mi dokumenty, mój urlop się, niestety, skończył i czas, w którym mogłem spokojnie bez patrzenia na zegarek spędzać czas nad wodą, bezpowrotnie minął - mówi gorzowianin. Uważa, że kara jest niewspółmierna do wykroczenia. Jak mówi Masłowski, podobnie potraktowano także innego wędkarza łowiącego koło Świerkocina ryby obok niego. - Myślę, że takich ofiar jest więcej, ale większość z nich poprzeklina pod nosem i z pokorą przyjmuje to, że takie są przepisy. Wędkarz dla Polskiego Związku Wędkarskiego jest tylko dawcą składek - mówi mieszkaniec os. Słonecznego.
Co o całej sprawie mówią w związku wędkarskim (pod niego podlegają strażnicy)? - Nie ma nic złego w postępowaniu strażników. Źle zrobili jedynie w tym, że nie poszli z tym do sądu. Zezwolenie na połów wydaje zarząd, a wędkarze muszą się dostosować do regulaminu. Ten mówi wyraźnie: w dokumencie musi być data i numer łowiska - mówi Kazimierz Szmid, specjalista ds. ochrony wód w gorzowskim zarządzie okręgu PZW.
OPINIA
Wędkarze jeszcze o tym zapominają
Ireneusz Grabka wojewódzki komendant Państwowej Straży Rybackiej
Warta to woda należąca do Skarbu Państwa i też podlega pod PZW. Sprawa pana Masłowskiego to natomiast jedynie wykroczenie. Za niewpisanie daty numeru łowiska wędkarza można ukarać mandatem w wysokości 50 zł, ale może to zrobić jedynie Państwowa Straż Rybacka. Społeczna Straż Rybacka ma natomiast ograniczone uprawnienia. Może kontrolować dokumenty, ale zatrzymywać ich nie może. Wpisywanie daty, numeru łowiska i tego, co udało się wędkarzowi złowić, to obowiązek w miarę świeży, wynikający z nowej ustawy z listopada 2010 r. Wędkarze jeszcze o tym zapominają i takie przypadki jeszcze się zdarzają. Stosowane są w nich przeważnie kary nagany i upomnienia.
KOMENTARZ
Czy trzeba być służbistą?
Jarosław Miłkowski dziennikarz „Gazety Lubuskiej"
Sprawę zatrzymania zezwolenia na połów ryb przedstawiciel Polskiego Związku Wędkarskiego tłumaczy literą regulaminu PZW. Komendant Państwowej Straży Rybackiej w wyjaśnieniu powołuje się natomiast na nową ustawę o rybactwie śródlądowym. „Czarno na białym" stoi w niej, że dokument można zabrać jedynie wówczas, gdy sprawę skieruje się do sądu, a w przypadku pana Masłowskiego tego nie zrobiono. Jakkolwiek można zarzucić wędkarzowi niedopatrzenie (on sam się do tego przed strażnikami przyznał), wydaje się, że wystrzelono do niego z armaty o kalibrze niewspółmiernym do czynu. Czasami nie warto być służbistą.
źródło: www.mmgorzow.pl
Konsekwencją braku wpisu w zezwoleniu była też kara nagany, jaką gorzowianin dostał od koła wędkarskiego. Boleśniejsze dla wędkarza było jednak co innego. - Gdy zwrócono mi dokumenty, mój urlop się, niestety, skończył i czas, w którym mogłem spokojnie bez patrzenia na zegarek spędzać czas nad wodą, bezpowrotnie minął - mówi gorzowianin. Uważa, że kara jest niewspółmierna do wykroczenia. Jak mówi Masłowski, podobnie potraktowano także innego wędkarza łowiącego koło Świerkocina ryby obok niego. - Myślę, że takich ofiar jest więcej, ale większość z nich poprzeklina pod nosem i z pokorą przyjmuje to, że takie są przepisy. Wędkarz dla Polskiego Związku Wędkarskiego jest tylko dawcą składek - mówi mieszkaniec os. Słonecznego.
Co o całej sprawie mówią w związku wędkarskim (pod niego podlegają strażnicy)? - Nie ma nic złego w postępowaniu strażników. Źle zrobili jedynie w tym, że nie poszli z tym do sądu. Zezwolenie na połów wydaje zarząd, a wędkarze muszą się dostosować do regulaminu. Ten mówi wyraźnie: w dokumencie musi być data i numer łowiska - mówi Kazimierz Szmid, specjalista ds. ochrony wód w gorzowskim zarządzie okręgu PZW.
OPINIA
Wędkarze jeszcze o tym zapominają
Ireneusz Grabka wojewódzki komendant Państwowej Straży Rybackiej
Warta to woda należąca do Skarbu Państwa i też podlega pod PZW. Sprawa pana Masłowskiego to natomiast jedynie wykroczenie. Za niewpisanie daty numeru łowiska wędkarza można ukarać mandatem w wysokości 50 zł, ale może to zrobić jedynie Państwowa Straż Rybacka. Społeczna Straż Rybacka ma natomiast ograniczone uprawnienia. Może kontrolować dokumenty, ale zatrzymywać ich nie może. Wpisywanie daty, numeru łowiska i tego, co udało się wędkarzowi złowić, to obowiązek w miarę świeży, wynikający z nowej ustawy z listopada 2010 r. Wędkarze jeszcze o tym zapominają i takie przypadki jeszcze się zdarzają. Stosowane są w nich przeważnie kary nagany i upomnienia.
KOMENTARZ
Czy trzeba być służbistą?
Jarosław Miłkowski dziennikarz „Gazety Lubuskiej"
Sprawę zatrzymania zezwolenia na połów ryb przedstawiciel Polskiego Związku Wędkarskiego tłumaczy literą regulaminu PZW. Komendant Państwowej Straży Rybackiej w wyjaśnieniu powołuje się natomiast na nową ustawę o rybactwie śródlądowym. „Czarno na białym" stoi w niej, że dokument można zabrać jedynie wówczas, gdy sprawę skieruje się do sądu, a w przypadku pana Masłowskiego tego nie zrobiono. Jakkolwiek można zarzucić wędkarzowi niedopatrzenie (on sam się do tego przed strażnikami przyznał), wydaje się, że wystrzelono do niego z armaty o kalibrze niewspółmiernym do czynu. Czasami nie warto być służbistą.
źródło: www.mmgorzow.pl