360 tys. zł zadośćuczynienia domaga się przed sądem hodowca ryb ozdobnych od Polskiego Związku Wędkarskiego. Twierdzi, że stowarzyszenie pozbawiło go ponad 1000 kg ryb i z tego powodu popadł w poważne zadłużenie.
PZW odrzuca roszczenia hodowcy. Jan G. od połowy lat 90. dzierżawił od Nadleśnictwa Jarocin pięć stawów w Nowym Mieście nad Wartą (pow. Środa Wlkp.).
Na własny koszt je gruntownie wyczyścił i wyremontował upusty do wody. W zbiornikach o łącznej powierzchni 3,5 ha hodował ryby ozdobne do oczek wodnych.
Umowa dzierżawy wygasła w 2008 roku, ale hodowca dalej użytkował stawy i regularnie płacił za ich bezumowne wykorzystywanie.
Tak było przez dwa lata.
- Wiosną 2010 roku dostałem z nadleśnictwa pismo, że mam stawić się 30 kwietnia na stawach w celu ich przekazania. Tyle, że dotarło ono do mnie po tej dacie. Zdziwiło mnie, że na piśmie podano, że zostało wysłane do wiadomości PZW Okręg w Poznaniu- mówi hodowca.
Mężczyzna był przekonany, że z powodu jego nieobecności nic ze stawami nie robiono. Ale kiedy zabrał się za odławianie ryb, to okazało się, że cztery stawy są puste, a w ostatnim było tylko 100 kg, podczas gdy w zbiornikach powinno ich być w sumie 1000-1500 kg. Wtedy domyślił się, że PZW ryby odłowił lub zabił prądem i spłynęły do Warty.
- Potem zresztą dostałem fakturę od PZW za wykonanie usługi połowu ryb agregatem prądotwórczym - zeznawał wczoraj Jan G. przed Sądem Okręgowym w Poznaniu.
Hodowca twierdzi, że poznański okręg związku spowodował, że znalazł się on w fatalnej sytuacji finansowej. Pieniądze z hodowli pozwalały mu bowiem na spłacanie wziętych wcześniej kredytów. Zpowodu pozbawienia go ryb wpadł w pułapkę zadłużenia, w której tkwi do dzisiaj. Pozwał PZW taże dlatego, że uważa, że działał on bezprawnie.
- Zarząd Główny PZW w Warszawie stwierdził, że bez mojej zgody przedstawiciele PZW nie mieli prawa wchodzić na stawy i odławiać ryb - mówił B. pokazując pismo z centrali PZW.
Pełnomocnik pozwanej organizacji wniósł o oddalenie pozwu twierdząc, że G. nie wykazał jego zasadności i nie podał na jakiej podstawie domaga się 360 tys. zł. Sąd zobowiązał hodowcę, by pisemnie wyjaśnił jak wyliczył zadośćuczynienie.
- Mogę tylko powiedzieć tylko tyle, że kwestionujemy całość roszczeń tego pana - powiedział nam po rozprawie radca Grzegorz Hańczewski, reprezentujący PZW w Poznaniu.
źródło: Głos Wielkopolski