Abu 1
Dorodne trocie płynące na tarło cieszą oko nie tylko wędkarzy, ale widok tych w Redzie i Słupi może przerazić nawet ludzi o mocnych nerwach. Takie zdjęcia przesłał nam nasz czytelnik.

Pan Marcin jest wędkarzem oraz studentem agrochemii na Uniwersytecie Gdańskim. Tak opisuje ryby, które widział w Redzie i Słupi.

- Nie mogę uwierzyć, że wszystkie trocie, które widziałem były chore. Okropny wygląd to jedno, ale najgorszy był widok umierających w konwulsjach ryb, które właśnie płyną z morza w górę rzek na tarło. Taka sytuacja trwa już od pięciu lat - informuje pan Marcin.

Okazuje się, że ryby widziane przez naszego czytelnika chore były na wrzodzienicę łososiowatych, chorobę znaną już w XIX w. Jej przyczyną są bakterie z rodzaju Aeromonas, które atakując powodują pojawienie się zmian na skórze, mogących w ekstremalnych przypadkach przekształcić się w rany sięgające nawet rybiego szkieletu.

Rozwojowi bakterii sprzyja zwiększone stężenie związków organicznych oraz mała ilość tlenu, jednym słowem: zanieczyszczenie wody. Ryby wpływające do rzek spotykają się ze wzmożoną aktywnością Aeromonas, które doskonale czują się w Redzie i Słupi. Łososiowate, wyczerpane wędrówką na tarliska, stanowią łatwy cel dla namnażających się bakterii.

- Taki problem faktycznie występuje w rzekach Pomorza - przyznaje dr inż. Wojciech Pelczarski z Morskiego Instytutu Rybackiego w Gdyni. - Istnieją szczepionki, które mogą uchronić ryby przed zachorowaniem, jednak nie jesteśmy w stanie podać takiego środka rybom dziko żyjącym. Można jedynie szczepić te łososiowate, którymi zarybia się nasze zbiorniki wodne. Choroby dotykające troci są sporym zmartwieniem, ale trzeba zaznaczyć, że mimo to ryb nie ubywa, przeciwnie - z roku na rok jest ich coraz więcej.

Na zwiększającą się ilość troci mają wpływ akcje zarybiania, podczas których miliony ryb wpuszczane są do naszych wód.

- Zarybiamy trzy razy do roku. Pierwsza partia 2,5-centymetrowych ryb trafia do wody wczesną wiosną, 5-centymetrowe ryby wypuszczane są w czerwcu. Ostatnie zarybienie polega na wpuszczeniu do wody osobników 2-3 letnich, mierzących kilkanaście centymetrów - wylicza Grzegorz Gęsiarz, ichtiolog z Polskiego Związku Wędkarskiego. - Szczepionek nie stosujemy, są jeszcze w fazie testów. Wiem że prace nad takim projektem są w toku i jest szansa, że za jakiś czas będzie wdrożony.

Wbrew pozorom, szczepienia wcale nie są najlepszym sposobem walki z wrzodzienicą. Zmniejszenie zawartości zanieczyszczeń w naszych rzekach to najskuteczniejsza broń przeciwko Aeromonas. Czysta woda po prostu nie sprzyja rozwojowi tych bakterii.

Złowione osobniki z widocznymi objawami choroby powinny zostać zutylizowane, nie należy spożywać takich ryb. Lepiej obchodzić się z nimi w rękawiczkach, choć bakterie z naszej skóry skutecznie zmyjemy wodą z mydłem.


źródło: trojmiasto.pl

Nie masz uprawnień do komentowania. Zaloguj się