Wrzodziejąca martwica skóry, choroba ryb łososiowatych, której pandemia w pomorskich rzekach wystąpiła jesienią, wciąż może się utrzymywać. Jeszcze w grudniu funkcjonariusze Państwowej Straży Rybackiej obserwowali chore okazy, szczególnie na Słupi.
Tymczasem od stycznia otwarty jest sezon wędkarski.
Pomorski lekarz weterynarii zobowiązał przedstawicieli okręgowych związków wędkarskich do raportowania stanu zdrowia ryb. Jak przyznają eksperci, nie ma skutecznej metody, która pomogłaby w zwalczaniu tej choroby. Lekarze przestrzegają więc przed kupowaniem ryb niewiadomego pochodzenia, ponieważ istnieje ryzyko, że mogą być zarażone wrzodzienicą, a te bakterie są groźne nie tylko dla ryb, ale i dla człowieka.
Choroba atakuje trocie i łososie, które z Bałtyku migrują do rzek, aby w górnych nurtach odbyć tarło. Pierwszymi objawami zarażenia są szare odbarwienia przekształcające się we wrzody, zlokalizowane najczęściej na wieczku skrzelowym ryby, pod oczami i na pysku.
Okazy z takimi objawami jeszcze niedawno można było spotkać w pomorskich rzekach. Niewykluczone, że wciąż w nich są.
- Chore ryby obserwowaliśmy jeszcze w grudniu - potwierdza Idalia Kłosowska, komendant wojewódzki Państwowej Straży Rybackiej. - Najwięcej było ich w Słupi, mniej w Wiśle.
Wrzodzienica jest śmiertelna dla ryb, czego skutki odczuwają już rybacy. Sezon wędkarski na trocie już się rozpoczął, a ryb jest mało. Z kolei te chore są łatwą zdobyczą dla kłusowników, ponieważ śnięte okazy nietrudno złapać. Istnieje ryzyko, że chore ryby, po zatuszowaniu objawów choroby, mogą trafić do sprzedaży. Ich spożycie jest groźne dla człowieka.
- W organizmach badanych przez nas ryb znaleźliśmy wiele bakterii - twierdzi Joanna Kopańska, specjalista z Powiatowego Inspektoratu Weterynarii w Słupsku. - Przestrzegam przed jedzeniem ryb zarażonych wrzodzienicą oraz przed kupowaniem ryb nieznanego pochodzenia. Bakterie te mogą wywoływać u ludzi m.in. biegunki, wymioty i uczulenia.
Sami wędkarze nie mają pewności, czy wrzodzienica wciąż występuje w pomorskich rzekach .
- Na początku grudnia zlikwidowaliśmy punkt odłowu, nie mam wiedzy na temat utrzymywania się choroby - twierdzi Teodor Rudnik, prezes zarządu Okręgu Polskiego Związku Wędkarskiego w Słupsku.
Z kolei wędkarze z okręgu gdańskiego twierdzą, że w Łebie choroba ta systematycznie nawraca. Ryby zarażone wrzo-dzienicą w rzekach województwa można bowiem zaobserwować od około pięciu lat.
- Trudno powiedzieć, jak długo ta choroba się utrzyma - przyznaje Edward Gierech, dyrektor gdańskiego okręgu PZW. - Informacje otrzymujemy głównie od członków kół wędkarskich.
Szczegółowe obserwacje zebrane przez wędkarzy mają do 15 stycznia trafić do pomorskiego wojewódzkiego lekarza weterynarii . Wtedy ma zapaść decyzja o ewentualnym podjęciu środków zaradczych, choć możliwości są ograniczone praktycznie do zera.
- Wystosowaliśmy pismo do kół wędkarskich o informacje i na takie czekamy - mówi Paweł Niemczuk, zastępca pomorskiego lekarza weterynarii. - Jeżeli będzie trzeba, to podejmiemy decyzję o utylizacji chorych ryb. Leczenie antybio- tykami nie wchodzi w grę. Nawet jeżeli wlejemy hektolitry leków do rzek, to te i tak mogą okazać się nieskuteczne.
źródło: Dziennik Bałtycki