- Jeśli ktoś ma hobby, musi sobie znaleźć sponsora - mówi wędkarzom minister sportu Joanna Mucha.
Jej zdaniem to zawodnicy bez sukcesów
"o których większość nic nie wie".
- W ubiegłym roku reprezentanci Polski, zdobyli prawie trzydzieści medali na mistrzostwach świata i Europy. W tym prestiżowy tytuł mistrzów świata w wędkarstwie spławikowym - odpowiada rzecznik PZW, Antoni Kustusz.
Minister sportu Joanna Mucha ogłosiła we wtorek, że ostro zabiera się za zmiany w finansowaniu dyscyplin sportowych. Podzieliła je na te, które dają szanse medalowe i te "o których większość nic nie wie, które najczęściej nie mają sukcesów i są realizacją hobby". Ministra uznała, że najwięcej pieniędzy należy się kolarzom, narciarzom, pływakom, sztangistom, zapaśnikom, żeglarzom, lekkoatletom, a także kajakarzom
i wioślarzom. Pozostałe popularne w oczach Joanny Muchy dyscypliny dostaną nieco mniej, a wszelkie "hobbystyczne" na pieniądze z budżetu państwa w ogóle nie mają już szans.
Wędkarstwo, czyli prawdziwy sport narodowy
Ten plan brzmiałby wyśmienicie, gdyby tylko ministra przedstawiła racjonalne uzasadnienie nowego podziału dotacji. - Jeśli ktoś ma hobby, musi sobie znaleźć sponsora - mówiła wczoraj wędkarzom.
Problem w tym, że polscy wędkarze to jedni z najbardziej utytułowanych reprezentantów naszego kraju. Wyczynowcy, którzy co roku przywożą z różnych imprez międzynarodowych ponad 20 medali.
W statystykach medalowych wyprzedzają żeglarzy, kajakarzy, czy reprezentantów sportów siłowych.
Większe żniwo medalowe od wędkarzy zgarniają w barwach Polski tylko zawodnicy taekwondo i kick-boxingu.
Medalista olimpijski, prezes Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów i zapalony wędkarz, czyli Szymon Kołecki w rozmowie z naTemat przyznaje, że o wędkarstwie też długo myślał stereotypowo. - Muszę przyznać, że wędkarstwa nigdy nie rozpatrywałem w kategoriach dyscypliny sportowej, choć niejednokrotnie uczestniczyłem w zawodach wędkarskich w naszym kole. Traktowałem to zawsze jako hobby. Nie oznacza to jednak, że odebranie funduszy związkowi wędkarskiemu oceniam pozytywnie - mówi.
- W przepisach polskiego prawa napisano, że wśród dyscyplin dopuszczonych do uprawiania w naszym kraju jest wędkarstwo sportowe. Sądziłem, że pani minister Joanna Mucha zna tę listę - podkreśla tymczasem rzecznik prasowy Polskiego Związku Wędkarskiego, Antoni Kustusz.
To nie są sportowcy?
- W ubiegłym roku reprezentanci Polski, zdobyli prawie trzydzieści medali na mistrzostwach świata i Europy. W tym prestiżowy tytuł mistrzów świata w wędkarstwie spławikowym. A tego tytułu będziemy bronili w tym roku na mistrzostwach świata, które odbędą się w Warszawie. Zupełnie nie rozumiem więc, jak teraz pani minister chciałaby pomóc w obronie tego trofeum i organizacji imprezy - zastanawia się Kustusz.
Rzecznik PZW tłumaczy też, wyczynowy wędkarz wkłada taki sam wysiłek w walkę o medal, co zawodnicy innych dyscyplin. - Ten wysiłek jest ogromny, pomijając nawet wydatki finansowe na sprzęt, zanęty i przynęty. Szczególnej sprawności wymagają na przykład dyscypliny rzutowe, w których jesteśmy światową potęgą,
a które zmuszają do celności i wybitnego posługiwania się sprzętem - tłumaczy.
Podobnego poziomu sprawności wymaga też wędkarstwo podlodowe, w którym właśnie trwa sezon najważniejszych zawodów. - Tu dochodzi spory wysiłek, który wiąże się z tym, że musimy wiercić dziury
w lodzie, a później szybko i sprawnie przemieszczać się po lodzie tak, jak zmienia swoje położenie ryba. Wcześniej długo też w takich trudnych, zimowych warunkach trenujemy. To dyscyplina sportowa, jak każda inna - mówi naTemat Mariusz Bernatowicz, jeden z najlepszych zawodników na świecie.
Tymczasem prezes związku sztangistów podkreśla jednak, że poniekąd decyzje o nowym podziale ministerialnych środków rozumie. - Uważam, że każda dziedzina, w której się rywalizuje, może być sportem. Natomiast nie każdą da się finansować z budżetu państwa. Zawsze w pierwszej kolejności muszą być finansowane dyscypliny olimpijskie. Uważam, że to jest poza jakimkolwiek sporem, ponieważ dyscypliny znajdujące się w programie olimpijskim to zupełnie inny poziom rywalizacji - komentuje Szymon Kołecki.
Olimpijczyk i wędkarz-hobbysta dodaje jednak, że gdyby to zależało tylko i wyłącznie od niego, wędkarze z pewnością mieliby zapewnione środki. - Gdybym miał odjąć sobie, chętnie bym to zrobił. Na przykład wówczas, gdy byłem w klubie "Polska-Londyn" i dysponowałem 500 tys. zł rocznie na przygotowania. Wtedy mogłem zdecydować, że oddam cześć z tego dyscyplinie, która właśnie finansowanie utraciła. Jednak jako szef związku nie miałbym takiego prawa - stwierdza.
Wędkarze sobie poradzą
Rzecznik PZW zapewnia jednak, że polscy wędkarze bez pieniędzy od ministry Muchy także sobie poradzą. Zwłaszcza, że bardzo dobrze radzili sobie bez nich dotąd. Ostatnimi czasy ministerstwo sfinansowało bowiem jedynie kilka biletów na imprezy zagraniczne dla zawodników. - Nasz budżet składa się główne ze składek członków. Prowadzimy też działalność z zakresu zagospodarowania i ochrony wód. Dla nas głównym partnerem jest właściwie Ministerstwo Rolnictwa. W zasadzie wygląda to tak, że papiery mamy u ministra sportu, a żyjemy dzięki ministrowi rolnictwa - podsumowuje Antoni Kustusz.
źródło: natemat.pl
{fshare}