Setki ryb i skażony potok - to wynik zatrucia Kotlanki, do którego doszło na początku tygodnia. Straż Rybacka ocenia, że może chodzić nawet o ponadtrzykilometrowy odcinek rzeczki.
O tym, że dzieje się coś niedobrego, Społeczną Straż Rybacką powiadomił mieszkaniec Kobylanki.
Na miejsce od razu pojechali strażnicy.
- Woda na całej szerokości koryta potoku była w sino-popielatym kolorze, nad nim unosił się duszący odór. Dno potoku oraz brzegi pokrywała warstwa galaretowatej substancji, wszędzie widać było martwe ryby. Niektóre naprawdę sporej wielkości. Jak choćby dwudziestocentymetrowe okonie - relacjonuje Mirosław Nabożny, komendant Społecznej Straży Rybackiej. - Część padniętych ryb została przykryta szlamem na dnie potoku i jest niemożliwa do zidentyfikowania - dodaje.
Poza wspomnianymi okoniami, wędkarze znaleźli płocie, ślizy, klenie, piekielnice, jelce, strzeble potokowe. Niektóre to gatunki chronione, np. wspomniana piekielnica.
O skażeniu poinformowano policję i straż pożarną, przyjechała także ekipa z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Nowym Sączu. Do badania pobrano próbki wody.
- Ze wstępnych ustaleń wynika, iż przyczyną skażenia wody była mechaniczna awaria studzienki kanalizacyjnej znajdującej się na jednej z prywatnych posesji - poinformowała Komenda Powiatowa Policji w Gorlicach. Gdyby ścieki dotarły do Ropy rozmiar tragedii byłby o wiele większy.
- Jeśli chodzi o samą Kotlankę, to na skażonym odcinku życia praktycznie nie ma. Sądecki okręg Polskiego Związku Wędkarskiego przystąpił do inwentaryzacji strat. Powstaje stosowna ekspertyza. Niski poziom wód gruntowych i wysokie temperatury z całą pewnością nie pomogą przywracaniu życia w Kotlan-ce. Na szczęście potok nie jest zniekształcony melioracjami i nadal posiada stosunkowo wysoką zdolność do samooczyszczania - komentuje Łukasz Kosiba, prezes koła wędkarskiego Miasto-Gorlice.
Pod znakiem zapytania stoi przyszłość stawów w Kobylance, które są zbiornikami płytkimi. Bez dopływu czystej wody z potoku grozi im niedobór tlenu, tak zwana przyducha.
Akcja związana z oczyszczeniem i zabezpieczeniem potoku trwała do godz. 20.
- Wszystkie ryby zostały wyzbierane. Strażacy wypompowali wodę z tego odcinka. Do potoku wlano sto kubików czystej wody. Poza tym, na moje polecenie zebrana została zanieczyszczona szlamem ziemia wokół uszkodzonej studzienki, nawieziono nową, świeżą. Wszystko wskazuje na to, że studzienka mogła zostać uszkodzona podczas prac polowych. Szkoda tylko, że ktoś, komu to się zdarzyło, nie poinformował nas. Nie byłoby całego zamieszania - mówi Ryszard Guzik, wójt gminy Gorlice.
Substancje toksyczne w miarę spływu z biegiem potoku ulegają coraz większemu rozrzedzeniu. Oznacza to, że w pierwszym okresie skutki skażenia najbardziej widoczne są w bezpośrednim sąsiedztwie jego źródła. Pełne oszacowanie skutków jest możliwe dopiero po pewnym czasie.
- Ryby najpierw giną z powodu braku tlenu w wodzie i z powodu toksyn. Te gromadzą się w ciałach ryb tym szybciej, im ryby są bliżej źródła skażenia. Oznacza to, że obumieranie może być zaobserwowane jeszcze jakiś czas po usunięciu źródła skażenia i w znacznej odległości od niego. Poza tym nie można sprowadzić skażenia tylko do ryb. Proszę sobie wyobrazić, że spływające w dół potoku toksyny, choć są zbyt rozcieńczone, aby uśmiercić ryby, to pokrywają cienką warstwą dno doprowadzając tym samym do obumarcia organizmów dennych, którymi ryby się żywią i powstania procesów gnilnych. Skutek będzie dokładnie taki sam, tyle że później - wyjaśnia Łukasz Kosiba.
źródło: Dziennik Polski