Penn Slammer III

Prace hydrotechniczne prowadzone na polskich rzekach powinny zostać skontrolowane przez Najwyższą Izbę Kontroli. Istnieje obawa, że setki milionów złotych są marnotrawione na finansowanie inwestycji szkodliwych dla środowiska. Takie wnioski wynikają z listopadowego posiedzenia Komisji Senackiej do spraw Ochrony Środowiska. Organizacja ekologiczna WWF Polska zaprezentowała na nim raport dotyczący niszczenia polskich rzek.


Problem prac prowadzonych na polskich rzekach wymaga pilnej interwencji władz
– uważa Mariusz Zega
z WWF Polska. – Stoimy przed realnym zagrożeniem zniszczenia rzecznych ekosystemów i ich zasobów przyrodniczych. Dlatego niebezpieczeństwa związane z ochroną rzek przedstawiliśmy w specjalnej prezentacji na temat „Skutków środowiskowych, skali i skutków prawnych prac hydrotechnicznych prowadzonych na rzekach polskich”, powstałej na podstawie raportu przygotowanego na zlecenie naszej organizacji.

Nowa kategoria zagrożeń

Dwa poprzednie posiedzenia Komisji Ochrony Środowiska Senatu dotyczące gospodarki wodnej poświęcone były wnioskom z Raportu Komitetu Badań nad Zagrożeniami Związanymi z Wodą przy prezydium PAN, podsumowanego w Stanowisku Komisji. Zidentyfikowano wtedy cztery najważniejsze kategorie zagrożeń związanych z ochroną wód w Polsce: ich nadmiar, niedobór, nieodpowiednia jakość oraz zagrożenia instytucjonalne związane z zarządzaniem zasobami wodnymi. WWF Polska w swojej prezentacji przed Komisją wykazał, że należy dodać piątą kategorię zagrożeń - postępującą degradację rzek.

Polski rząd jest zobowiązany Ramową Dyrektywą Wodną do osiągnięcia w roku 2015 „dobrego stanu wód”, czyli możliwie najbliższego naturalnemu stanu koryta rzeki i jej doliny oraz dobrego stanu populacji zasiedlających rzekę organizmów, w tym ryb.

W myśl Ramowej Dyrektywy Wodnej rzeka to nie odbiornik wód drenażowych, ścieków, czy też droga wodna – dodaje Zega. - Rzeka powinna być przede wszystkim „żyjącą rzeką”, a jej wykorzystanie powinno odbywać się w sposób zrównoważony, który będzie w zgodzie z zasadami ochrony środowiska. W naszym kraju utarło się myślenie, że dewastacja małej rzeki nie oznacza straty przyrodniczej. Jest jednak przeciwnie, bo wiele takich małych rzek i potoków, było historycznymi tarliskami łososia i troci wędrownej.

Syzyfowe zarybianie i zmarnotrawione miliony


Ministerstwo Rolnictwa już od dziesięcioleci realizuje program restytucji ryb wędrownych – średnie roczne nakłady na ten cel sięgają 5 milionów złotych. Z Programu Operacyjnego Ryby na lata 2014-2020 na przepławki zostanie przeznaczona kwota ponad 56 milionów złotych. Nawet jeśli przeszkody dla wędrówki ryb w górę rzeki zostaną usunięte, to łososie i trocie nie będą miały dokąd wędrować, gdyż rzeki tarliskowe zostaną zniszczone. Jesteśmy świadkami sabotowania wysiłków Departamentu Rybołówstwa w resorcie rolnictwa, podejmowanych na rzecz odtworzenia zasobów najcenniejszych ze względów gospodarczych gatunków ryb, takich właśnie jak łosoś. W części prezentacji poświęconej raportowi przygotowanemu przez WWF Polska wykazano, że stosowane sposoby regulacji rzek stoją w rażącej sprzeczności z nowoczesną, proekologiczną gospodarka wodną. Stosowane obecnie rozwiązania odpowiadają podejściu stosowanemu
w połowie ubiegłego wieku, kiedy to za obowiązek i miarę postępu uznawano ujarzmianie przyrody. Tak nie powinno regulować się rzek. Uregulowanie naturalnej rzeki i przekształcenie jej w kanał o przekroju trapezu oznacza bowiem katastrofalną w skutkach degradację hydromorfologii i całego ekosystemu rzeki.

Oczywiście czasem trzeba umocnić narzutem kamiennym podmywany przez wodę brzeg rzeki jeśli stanowi to zagrożenie dla ważnej infrastruktury, na przykład drogi – tłumaczy Zega. - Nie ma jednak żadnego uzasadnienia dla stosowania tak kosztownych umocnień brzegów meandrującej rzeki w otwartym krajobrazie, niezasiedlonym przez człowieka, gdzie dominują pola, łąki czy też lasy. Warto pamiętać, że koszt umocnienia narzutem kamiennym kilometra brzegu rzeki może wynosić nawet do sześciu milionów złotych! Oznacza to, że koszt zdewastowania kilometra rzeki wynosi tyle ile roczne nakłady Ministerstwa Rolnictwa na przywrócenie ryb wędrownych. W tej sytuacji trudno oprzeć się wrażeniu, że główną motywacją do zastosowania tak kosztownych wariantów regulacji rzek płynących przez łąki i lasy było szybkie wydanie jak największej ilości środków publicznych.

Odmulają za miliony


WWF Polska przedstawił również problem związany z tak zwanymi pracami utrzymaniowymi. Najczęściej polegają one na pogłębianiu rzeki. Uzasadnieniem pogłębiania jest zwykle ochrona przeciwpowodziowa rozumiana jako dążenie do obniżenia poziomu wód gruntowych w celu likwidacji lokalnych podtopień łąk
i przyspieszenia spływu wód. Degraduje się w ten sposób ekosystemy rzek i ich doliny, w sytuacji, gdy w Polsce odłogiem leżą tysiące hektarów ziemi uprawnej położonych z dala od rzek. Należy podkreślić, że przyspieszenie spływu wód z małych rzek w zlewniach rolniczych skutkuje zwiększeniem zagrożenia powodzią na większych rzekach i na zlokalizowanych w ich dolinach terenach zabudowanych.
Jak wynika z naszego raportu, tylko w ramach prac utrzymaniowych zniszczono już 15 tysięcy kilometrów rzek i to zaledwie w ciągu trzech lat (2010-2013).

Regulacja, w tym roboty utrzymaniowe, zwiększają ryzyko powodzi poprzez zwiększenie prędkości przepływu w korycie udrożnionym i pogłębionym, skrócenie biegu rzeki oraz wzrost intensywności tzw. deszczu krytycznego
– wyjaśnia Zega. - Przeprowadzone analizy wykazały, że jeśli poprzez regulację o 10% przyśpieszymy spływ wód powodziowych i jednocześnie o 10% skrócimy długość cieku, to możemy oczekiwać wzrostu natężenia maksymalnego przepływu fali powodziowej o 38%, co oznacza bardzo poważny wzrost zagrożenia.

Skala i skumulowane skutki degradacji rzek są bardzo trudne do oceny. Niestety w Polsce nie prowadzi się systematycznie żadnego regionalnego ani centralnego rejestru przedsięwzięć hydrotechnicznych (regulacyjnych i utrzymaniowych) wykonywanych na wodach śródlądowych. Brak jest również bazy danych umożliwiającej łatwe i precyzyjne ustalenia zakresu takich przedsięwzięć, lokalizacji, terminu ich wykonania, skutków środowiskowych, kosztów i spodziewanych ekonomicznych korzyści. Rejestr taki nie jest prowadzony pomimo obowiązku nałożonego na urzędy i instytucje odpowiedzialne za gospodarowanie wodami w Polsce wynikającego z Ramowej Dyrektywy Wodnej.

Kwoty wydane na prace utrzymaniowe osiągnęły już poziom 150 milionów złotych. Natomiast po roku 2004 na nieuzasadnione i szkodliwe dla środowiska prace hydrotechniczne wydano minimum miliard złotych. W wielu przypadkach były to bezzasadne wydatki, niezgodne z unijnym prawem, za które polski rząd naraża nasz kraj na dotkliwe kary.

Tak zwane prace utrzymaniowe są bardzo ważną kategorią prac hydrotechnicznych poważnie wpływającą na stan ekologiczny rzek i na cele Ramowej Dyrektywy Wodnej. Bardzo silnie degradują one hydromorfologię i ekosystemy rzek. Pomimo tego do chwili obecnej nie są one precyzyjnie zdefiniowane w Prawie wodnym. Wyłączone są również z obowiązku oceny oddziaływania na środowisko i tym samym nagminnie używane do „przemycania” regulacji rzek bez decyzji środowiskowej, bez pozwolenia wodno-prawnego, a tylko na zgłoszenie budowlane.

Jeszcze dwa lata na niszczenie rzek?


Przedstawiciel Ministerstwa Środowiska, obecny na posiedzeniu senackiej komisji, potwierdził, że Ministerstwu znany jest problem tzw. „prac utrzymaniowych”. Rzekomo w październiku br. przygotowany został kolejny projekt noweli Prawa wodnego, który przewiduje katalog prac utrzymaniowych, obowiązek sporządzania planów utrzymania wód oraz konieczność poddawania takich planów strategicznej ocenie oddziaływania na środowisko, lecz problemem jest to, że pierwsze plany utrzymaniowe będą powstawać dopiero od początku roku 2016. Oznacza to, że pod hasłem „prac utrzymaniowych” jeszcze przez ponad dwa lata polskie rzeki będą niszczone w majestacie prawa.

Członkowie Senackiej Komisji nie zdawali sobie dotąd sprawy o skali prac hydrotechnicznych – podsumowuje Zega. - Skierowano ostre słowa krytyki pod adresem Ministerstwa Środowiska oraz Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Jednym ze szczególnie ważnych przykładów, jest wydatkowania środków finansowych z jednej strony na zarybienia, a z drugiej na niszczenie siedlisk, gdzie te ryby występują. Znacząca i świadcząca zarazem o pełnym zrozumieniu przedstawianego problemu była odpowiedź Komisji Senackiej na argumentację jednego z przedstawicieli WZMiUW, że jest on odpowiedzialny za utrzymanie sztucznych kanałów na Żuławach. Komisja stwierdziła, że jest to oczywiste, lecz dyskutowany problem dotyczy destrukcji rzek naturalnych w krajobrazie leśnym i łąkowym. Jest bowiem diametralna różnica między sztucznym kanałem a rzeką.

Senatorowie wskazali na potrzebę przeprowadzenia „w trybie pilnym” kontroli NIK w instytucjach odpowiedzialnych za prowadzenie obecnej gospodarki wodnej w Polsce oraz pilnego apelu do rządu o natychmiastowe zajęcie się problemem niszczenia rzek. Niepokojący była nieobecność na sali głównych przedstawicieli i decydentów z ministerstw oraz instytucji, których ten problem bezpośrednio dotyczy, czyli z resortów środowiska i rolnictwa oraz Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej, co zostało przez Komisję zauważone i zaprotokołowane. Przyszłość pokaże, czy rządzący będą nadal ulegać presji melioranckiego i hydrotechnicznego lobby, czy też podejmą gruntowną rewizję polityki działań w zakresie zarządzania rzekami.

Przeczytaj raport WWF Polska dotyczący niszczenia polskich rzek.

źródło: WWF


Nie masz uprawnień do komentowania. Zaloguj się