Kilka dni temu na nielegalnym połowie troci w pobliżu Stepnicy przyłapano… emerytowanego profesora Wydziału Nauk o Żywności i Rybactwa Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego. Dowody są mocne i jednoznaczne: na zdjęciach wyraźnie widać pana profesora łowiącego w rzece, na której obowiązuje obecnie zakaz połowu. Sprawa została przekazana policji.
– Skoro kłusować potrafi profesor, czegóż wymagać od zwykłych ludzi? – rozkłada ręce Artur Furdyna, zamiłowany wędkarz i absolwent wydziału rybactwa, który w zatrzymanym starszym panu rozpoznał swojego profesora.
Nie ma wątpliwości, że pan naukowiec wiedział, co robi: łowił na tarlisku, które onegdaj było tematem jego pracy naukowej. Od października do końca grudnia troci łowić nie wolno, jest okres ochronny.
Kłusownictwo kwitnie w najlepsze, choć zmieniają się metody. Jeszcze niedawno proceder polegał na staniu nad brzegami rzek i strumieni z widłami, którymi wybierano z płytkiej wody ryby płynące na tarliska. Patrole policji, straży gminnych i straży rybackich, których wiele pojawia się nad wodami w ostatnich latach, nieco ograniczyły skalę drobnego kłusownictwa. Prawdziwym problemem jest kłusownictwo zorganizowane, odbywające się z wykorzystaniem profesjonalnego sprzętu i metod omalże przemysłowego odłowu. To dobrze zorganizowany biznes, przynoszący przestępcom duże dochody, a ogromne straty w populacji szlachetnych ryb, z trudem odbudowywanej po latach dewastowania rzek.