Nawet 100 milionów litrów nieoczyszczonych ścieków wpuszczono do Wisły w samym centrum Warszawy. To ilość, jaka mieści się w ładowniach kilku średniej wielkości tankowców! Odpowiedzialni za tę decyzję urzędnicy nie mają sobie nic do zarzucenia i przekonują, że stolica jest miastem ekologicznym.
- Całą wodą płynął syf, typowe szambo! Woda bardzo śmierdziała. Dla mnie było oczywiste, że któryś z kolektorów puszcza do Wisły ściek - opowiada nam Michał Konopka, wędkarz, który od kilkunastu lat pływa po Wiśle. To, co zobaczył kilka dni temu, obrzydzało. Dziś płynie Wisłą w towarzystwie reportera UWAGI!. Rzeką spływa... prezerwatywa. - W weekend takie rzeczy płynęły w mega skali. Teraz to są pozostałości, ale odór wciąż czuć - mówi pan Michał.
Nie zdradzając, że jesteśmy dziennikarzami, dzwonimy do warszawskich wodociągów: - Co się stało, że kolektorem wyciekają do Wisły nieoczyszczone ścieki? To jakaś awaria?
- Trzeba kanalizację przebudować. Ścieki zrzucamy prosto do Wisły - słyszymy.
- Ścieki do Wisły?! Tak można?
- Tak. Ochrona środowiska wie o tym i akceptuje, z tego wniosek, że można - odpowiada nasz rozmówca.
Z woda nabraną z kolektora wylotowego pojechaliśmy do siedziby warszawskich wodociągów. Ich rzecznik, Roman Bugaj, również przyznał, że nieoczyszczone ścieki wpuszczano wprost do rzeki. - To się działo przez pięć dni i ma związek z budową kolektora Burakowskiego na północy Warszawy. Wszystkie instytucje odpowiedzialne za ochronę środowiska były o tym powiadomione. Ta inwestycja jest po to, by Warszawa jeszcze bardziej stała się miastem ekologicznym - mówi pan rzecznik.
- Jeszcze bardziej ekologicznym? Trudno powiedzieć, żeby w ogóle była miastem ekologicznym, skoro wpuszcza do rzeki nieoczyszczone ścieki - ripostują dziennikarze. I dopytują, czy na czas budowy nie można było przygotować zastępczych zbiorników. - Nie ma technicznej możliwości zmagazynowania tych ścieków. W ciągu doby to jest potężna ilość! Objętość dwóch dużych statków! - mówi obrazowo Roman Bugaj. Dopytujemy, czy pan rzecznik pije wodę prosto z kranu, do czego miasto zachęca wszystkich warszawiaków. - Tak. Ta woda jest bezpieczna i zdatna do spożycia - odpowiada. Jak wytłumaczy się z tego, że wodociągi prowadzą dla uczniów edukacyjny program pod nazwą "Z Wisły do Wisły, podróże z Kropelkiem" - w ramach którego przekonują młodych ludzi, że należy dbać o środowisko - a jednocześnie same wpuszczają nieoczyszczone ścieki do Wisły? - Nie mieliśmy innej możliwości - upiera się Bugaj.
- Sytuacja jest żenująca. Miasto, które się ubiega o tytuł Zielonej Stolicy Europy, traktuje Wisłę jako swój prywatny ściek - komentuje Maciej Józefowicz z Zielonych.
Kolejne wiadro wody zawieźliśmy do Wojewódzkiej Inspekcji Ochrony Środowiska w Warszawie. Jej przedstawiciele nie ukrywają, że nie są entuzjastami decyzji miasta o wpuszczeniu do Wisły ścieków. Jednak rozwijać tematu nie chcą. - Nie mogę sobie pozwolić na prywatną opinię - mówi dyplomatycznie Miłosz Jarzyński. W WIOŚ obiecano nam, że woda z kolektora zostanie jak najszybciej przebadana.
Rozmawiać nie chcieli przedstawiciele miasta. Tymczasem eksperci nie mają wątpliwości, że urzędnicy popełnili błąd. - Odprowadzenie nieoczyszczonych ścieków do rzeki czy jeziora powoduje pogorszenie stanu ekosystemu i jest zabronione prawem. Przebudowa kolektora była dawno zaprojektowana. Jeśli wymusiła konieczność odprowadzenia ścieków, to znaczy, że ten projekt był zły. Powinien był przewidywać, co w tym czasie zrobić ze ściekami: albo gromadzić, albo odprowadzać w tak minimalnym natężeniu, żeby to nie szkodziło - mówi hydrolog, dr inż. Jan Żelaziński. I podkreśla: - Jeśli wędkarz zauważył, że rzeką płyną ścieki, to znaczy, że ewidentnie pogorszył się stan ekosystemu wodnego.
Rzecznik wodociągów nie chciał zabrać ze sobą wiadra z wodą, które przywieźli mu dziennikarze. Nie odpowiadał, czy to dlatego, że woda była cuchnąca. - Ta woda trafi tam, gdzie powinna: do oczyszczalni ścieków Czajka - stwierdził w końcu, po czym wylał wodę z wiadra... wprost do toalety.