Polski Związek Wędkarski poprosił, by na razie wszyscy powstrzymali się z łowieniem na najważniejszych rzekach regionu.
Ludzie są oburzeni. Wprawdzie po interwencji posła Stefana Strzałkowskiego zakaz został właśnie czasowo wstrzymany - do końca tego tygodnia - wiele wskazuje na to, że jednak od 10 stycznia wędkarze łowienie na Parsęcie i Wieprzy będą mieli utrudnione.Ale po kolei. Pierwsza informacja, że PZW prosi o wstrzymanie się z wędkowaniem na Parsęcie i Wieprzy, pojawiła się tuż przed sylwestrem. - Wpłacaliśmy na koniec grudnia opłaty za wędkowanie na 2016 rok, a okazuje się, że na najważniejszych rzekach regionu łowić nie będziemy mogli.
To jakiś absurd - denerwował się Henryk Przemysław Dragański z koła Topik w Białogardzie. - Jest wielu wędkarzy, którzy łowią tylko na tych rzekach. Sądzę, że około 70 procent z nas to trociowcy, którzy chodzą tylko na Parsętę. Zabronienie nam łowienia na tej rzece to tak, jakby w ogóle zakazać nam łowienia - komentował. Druga informacja pojawiła się dzień później. Była lakoniczna:
„Okręg PZW w Koszalinie informuje, że zawieszono decyzję o wypowiedzeniu umowy dzierżawnej na obwód rzeki Parsęty oraz rzeki Wieprzy. Decyzja ma zostać ponownie rozpatrzona do 10 stycznia." O co chodzi? - PZW nie wywiązał się z umów, na podstawie których dzierżawił te rzeki - odpowiada Andrzej Kreft, dyrektor Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Szczecinie.
- Chodzi przede wszystkim o zarybianie, którego nie dokonywali. Ale dajemy im jeszcze szansę na wyjaśnienia. W piątek się spotykamy i wtedy zapadną ostateczne decyzje. Marek Lewandowski, prezes koszalińskiego oddziału PZW, przyznaje: - Zarybianie rzeczywiście szwankowało, ale powodów tego było sporo. Władze związku się jednak zmieniły, w tej chwili prostujemy więc to, co zostało zaniedbane. Ale potrzebujemy czasu. Nie możemy dziś dokonać zarybienia z zaległością z 10 lat, bo byłoby to zupełnie bez sensu.
Przy tak niskim stanie wód, jaki jest dziś, skończyłoby się to katastrofą ekologiczną. Dlatego prosiliśmy RZGW o trzy lata prolongaty. I we wrześniu było wstępne porozumienie. Aż tu nagle na koniec roku otrzymaliśmy takie pismo. To nie fair - uważa prezes. Zauważa, że ośrodek hodowlany Liśnica, należący do PZW, ma w tej chwili ogromne możliwości - posiada prawie 2 miliony ikry troci wędrownej - więc zarybienie byłoby możliwe, ale ze względów ekologicznych nie jest wskazane.
- Potrzebujemy tylko więcej czasu, by zrealizować postanowienia zawartych przed laty umów - dodaje. - Bo jeśli stracimy te rzeki, nasz ośrodek też trzeba będzie zamknąć. A to byłaby katastrofa - kończy.