- W imieniu wędkarzy z Różana pragniemy zapytać, dlaczego strażnicy w większości żywe ryby, zabijali butami na lodzie zamiast wypuścić do wody? Ok 30 kg ryb zabrali ze sobą i mimo uwag dwóch kolegów wędkarzy, stwierdzili, że oni też coś z tej interwencji muszą mieć. Sprawę komentuje komendant Państwowej Straży Rybacikiej Robert Kucyk. - Na brzegu starorzecza byli panowie, od których, według relacji strażników, czuć było silną woń alkoholu. To oni zgłosili interwencję i to oni zrobili zdjęcia strażnikom. Jedno w momencie ich przyjazdu, a reszta to zdjęcia wyciągniętej już sieci z rybami. Nasuwa się pytanie, dlaczego nie zrobili zdjęcia jak strażnicy depczą po rybach? - pyta retorycznie i dodaje:
- W tym dniu strażnicy pojechali na miejsce zdarzenia i zdecydowali, że wykują sieć spod lodu, choć wcale tego nie musieli robić, ponieważ było to bardzo niebezpieczne. Ta sieć kłusownicza mogła być zastawiona jak jeszcze nie było lodu, albo kłusownicy wykuli przerębel, żeby ją postawić i to później zamarzło. Wiadomo, że jak ktoś rozbija lód dużymi kawałami, stojąc na tym lodzie, to ryzykuje, że sam wpadnie do wody razem z rozłupanym lodem.
W tym konkretnym przypadku ryzyko było podwyższone, ponieważ brzeg starorzecza był odmoknięty. Strażnicy wydobywali więc spod lodu sieć przez dwie godziny z narażeniem życia. Uważam, że to było niepotrzebne ryzyko z ich strony. Nieuprawniony połów sieciowy jest przestępstwem, a PSR nie ma uprawnień do wykonywania czynności procesowych w sprawach o przestępstwa. Wystarczyło powiadomić o tym fakcie policję i uprawnionego do rybactwa na tej wodzie.
Komendant zapewnia również, że cała interwencja od początku była skonsultowana z dyżurnym policji KPP z Makowa Mazowieckiego. Policji przekazana została również sieć z rybami. - Strażnicy tych ryb nie zjedli i nie sprzedali tylko przekazali dyżurnemu policji. Ryby oraz sieć rybacka zostały sfotografowane z numerami przez policjantów jako dowód w sprawie. Dyżurny makowskiej policji podpisał spis i opis rzeczy, a strażnicy PSR jeszcze tego samego dnia sporządzili notatkę służbową. Załącznikiem do tej notatki jest właśnie spis i opis rzeczy, w którym wyszczególnione są ryby i sieć kłusownicza.
Robert Kucyk informuje, że zgodnie z art. 9 ust. 1 Ustawy o rybactwie śródlądowym ryby, jeśli są żywe, a są objęte ochroną prawną, to powinno się je wypuścić. Natomiast ryby, nawet żywe, które nie mają wymiaru, ani okresu ochronnego przekazuje się uprawnionemu do rybactwa. - Tak stanowią przepisy. Wiem od strażników, że część żywych ryb wypuścili do wody. Panowie, którzy zgłosili interwencję, stali wtedy daleko na brzegu i tego nie widzieli, bo zwyczajnie było już ciemno - wyjaśnia. - Gdyby sprawcę kłusownictwa udało się złapać, to sąd może wówczas orzec nawiązkę w wysokości od pięciokrotnej do dwudziestokrotnej wartości ryby na rzecz poszkodowanego. Więc jeśli wiemy jakie to były ryby i ile ważyły to sąd będzie miał podstawę do wymierzenia tej nawiązki. Ryba jest tutaj traktowana jako towar, który ma określoną wartość. Prokuratura Rejonowa w Przasnyszu prowadzi postępowanie dotyczące ewentualnych nieprawidłowości popełnionych przez straż rybacką w trakcie tej interwencji.
Tygodnik Ostrołęcki