Co roku z okazji Bożego Narodzenia w Polsce życie tracą setki tysięcy karpi. Nie mają szansy na szybką śmierć po wyłowieniu, bo świątecznym obyczajem kupujemy je żywe. By zaspokoić naszą potrzebę przechodzą drogę przez mękę: rzucane, okaleczane, uderzane, szarpane za skrzela, przetrzymywane w krwawej brei.
"Święta to dla karpi czas zbiorowych egzekucji" - mówi głos w spocie z udziałem znanego kucharza i dziennikarza Roberta Makłowicza, który przy wsparciu aktorek Magdaleny Różczki i Julii Pietruchy w akcji Klubu Gaja namawia do kupowania ryb już oprawionych, by oszczędzić im cierpień. Obrońcy zwierząt apelują do sumień kupujących robiąc happeningi przed sklepami, nieraz rozbierając się z poświęceniem do kąpielówek i owijając folią.
Dokumentują setki przypadków dręczenia ryb i składają zawiadomienia do prokuratury. Z reguły bez skutku. Na filmie dostarczonym przez fundację Viva! prokuraturze na warszawskiej Woli widać ruszające się na sklepowej ladzie w Carrefourze wypatroszone karpie. Prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania, bo nie sfilmowano samego procesu patroszenia.
Organy ścigania wymyśliły też inny sposób, by pozbywać się napływających co roku po świętach doniesień o dręczeniu ryb. Stworzyły swoisty "kontratyp" - świąteczny obyczaj. A więc pakowanie żywych ryb w foliowe torby, rzucanie nimi, podnoszenie za skrzela czy trzymanie stłoczonych w pojemnikach ze śladową ilością wody nie jest przestępstwem niehumanitarnego traktowania "z uwagi na okres jego popełnienia w czasie przedświątecznym, który zgodnie z tradycja wiąże się z dokonywaniem zakupu karpi". Zaś zachowanie sprzedawców nie ma na celu dręczenia, ale jest skutkiem "społecznie akceptowanego zwyczaju świątecznego" (tak policja motywowała odmowę wszczęcia postępowania w sprawie traktowania karpi w warszawskim sklepie sieci Real).
Prokurator generalny Andrzej Seremet w swoim piśmie do prokuratorów apelacyjnych zaleca "wnikliwą ocenę" wszystkich "wiarygodnych sygnałów", w tym od organizacji pozarządowych. Przypomina, że te organizacje mają prawo występować w sprawach o krzywdzenie zwierząt jako strona. Ale w sprawie traktowania ryb prawo jest bardzo lakoniczne. W szczególności milczy, jak je zabijać.
Do niedawna był spór, czy gwarantująca zwierzętom ochronę przed niehumanitarnym traktowaniem ustawa o ochronie zwierząt w ogóle dotyczy ryb.
Dopiero gdy stowarzyszenie Klub Gaja zagroziło ministrowi rolnictwa skargą do Komisji Europejskiej na niewykonywanie prawa europejskiego, w ustawie wpisano, że dotyczy ona wszystkich "zwierząt kręgowych", a wiec i ryb. Ale minister rolnictwa nie uzupełnił rozporządzenia w sprawie warunków uboju i kwalifikacji osób go dokonujących o przepisy dotyczące ryb uśmiercanych w celach gospodarczych. Są tylko metody dopuszczalne dla ryb laboratoryjnych.
To, a także brak w ustawie o ochronie zwierząt przykładów niehumanitarnego traktowania ryb, organa ścigania wykorzystują jako pretekst do odmawiania zajmowania się ich dręczeniem. Zapytaliśmy głównego lekarza weterynarii Janusza Związka, czy takie "uświęcone wigilijną tradycją" zachowania, jak "przelewanie" ryb z pojemnika do pojemnika, rzucanie nimi, podnoszenie za skrzela czy pakowanie w torby foliowe Viva spełnia kryteria okrutnego i niehumanitarnego traktowania? Odpowiedział, że tak. Ta opinia może być wskazówką dla prokuratorów.
Do tej pory, odmawiając wszczęcia postępowań, nie próbowali konsultować się z inspekcją weterynaryjną, która jest wyznaczona do pilnowania przestrzegania ustawy o ochronie zwierząt. Ale inspekcja weterynaryjna twierdzi, że nie ma uprawnień do kontrolowania, w jakich warunkach handluje się rybami. Więc nie kontroluje.
Główny lekarz weterynarii nie widzi też konieczności zasygnalizowania ministrowi rolnictwa, że powinien wydać przepisy o warunkach uboju ryb, bo uważa, że można stosować przepisy o uboju tych laboratoryjnych. Tyle że jeśli nie chodzi o pracownika laboratorium, to prawo milczy, kto i jakim sprzętem ma uboju dokonywać.
Traktowaniem ryb niezmiennie interesują się obrońcy zwierząt i ci, którzy widzą, że ryby cierpią, choć nie krzyczą. Makłowicz, Różczka i Pietrucha namawiają do kupowania "ryby z lodu", a stowarzyszenie Empatia i fundacja Viva! - do świąt wegetariańskich. Prokurator generalny namawia zaś prokuratorów do egzekwowania przepisów o ochronie zwierząt, bo handlowcy, którzy zarabiają na sprzedaży żywych karpi prędzej przejmą się wezwaniem do prokuratury, niż apelami.
żródło: Gazeta Wyborcza