Czy osoby odpowiedzialne za przestrzeganie prawa na terenie parku narodowego Ujście Warty kłusowały i nielegalnie łowiły szczupaki? W środowisku wędkarskim aż huczy.Słońsk to niewielka miejscowość, około 3 tys. mieszkańców. Leży w bezpośrednim sąsiedztwie parku narodowego "Ujście Warty”. Stąd nic dziwnego, że co dziesiąty mieszkaniec "moczy tu kija”.
- U nas w każdej rodzinie jest wędkarz - mówi jeden z nich. Stąd nic dziwnego, że brać wędkarska, gdy na stronie internetowe "wędkujących internautów” pojawił się opis wydarzeń z poprzedniej soboty, gdy Dariusz Marzec przyłapał na gorącym uczynku kłusowników. Jeszcze większe emocje powoduje prawdopodobna tożsamość złodziei ryb. Czy to możliwe, aby byli to pracownicy, ba, strażnicy parku?
Wędkarze zgodnym chórem przyznają, że tajemnicze połowy ryb na w wodach parku narodowego przez jego pracowników nie są niczym nowym. Pracownicy parku, pod pretekstem łowienia ryb do późniejszych badań naukowych, podobno odławiają setki kilogramów. - Tego nikt nie kontroluje, trzeba zrobić z tym porządek - słyszymy od jednego z wędkarzy ze Słońska. Pytamy, po co komu tak duże ilości ryb. - Jak to po co?! Proszę iść do sklepu. Kilogram szczupaka kosztuje ponad 20 złotych, na targu za kilogram trzeba zapłacić około dziesięciu. I co, nie opłaca się? - pytają ludzie.
Wędkarze ze Słońka przyznają, że sąsiedztwo parku to dla nich utrapienie. - Wszyscy tak czują, ale nikt głośno nie mówi, bo się boi - mówi inny wędkarz. Przypomina sytuację sprzed kilku lat, kiedy jeden z mieszkańców został przyłapany, gdy o kilka metrów przekroczył znak wyznaczający granicę parku. - Strażnicy chcieli mu wlepić mandat, odmówił. Chłop miał 11 rozpraw, włóczyli go po sądach. Skończyło się upomnieniem - wspomina nasz rozmówca.
- Tak, słyszałem o opisywanych w internecie wydarzeniach. W sobotę pan Marzec dzwonił do mnie. Niestety, nie mieliśmy w pobliżu żadnego naszego człowieka. Poprosiłem żeby zadzwonił na policję - tłumaczy Ireneusz Grabka, komendant wojewódzki Państwowej Straży Rybackiej. Na początku tygodnia notatka w tej sprawie trafiła na biurko dyrektora parku narodowego oraz policji.
- Sprawa jest poważna, zajmują się nią policjanci z wydziału kryminalnego. Myślę, że więcej szczegółów będziemy mogli podać w przyszłym tygodniu - mówi Paweł Liszka z Komendy Powiatowej Policji w Sulęcienie, której podlega Słońsk. - Na miejscu nie było policji. O sprawie wie również Ryszard Stachowiak, komendant społecznej straży rybackiej z Sulęcina. - Słyszałem, powiadomił mnie o tym jeden z naszych strażników ze Słońska. Nie dostaliśmy jednak żadnego oficjalnego zgłoszenia, będę się temu dokładnie przyjrzeć. W Sulęcinie zgłoszenia nie dostali, bo świadkiem zdarzenia był członek społecznej straży rybackiej ze Słubic.
Jan Helm, komendant straży parku, dowiedział się o sprawie z telefonu pracownika. Tego, który został wskazany jako kłusujący strażnik. Był roztrzęsiony.
- Trudno mówić o nim jako o podejrzanym, przecież nie zostało wszczęte śledztwo nawet w sprawie - tłumaczy. I dodaje, że czytał internetowe zarzuty pod adresem pracowników parku. Jego zdaniem 30 proc. wpisów to prawda, reszta to pomówienia i półprawdy. Nie było nigdy oficjalnego zgłoszenia o kłusujących pracownikach parku.
Dyrektor nie próbuje nawet przekonywać, że odnalezione w workach szczupaki były odłowione w celach do badawczych. Nie 180 kilogramów. A zresztą takie ryby są wypuszczane na wolność i na odłowy zapraszany jest przedstawiciel PZW. Zawsze może trafić się czarna owca w stadzie.
- Jednak, gdy wypływamy łodziami na Postomie, najbardziej rybną z naszych rzek, pojawiają się komentarze, że kłusujemy - dodaje.
Zdaje sobie także sprawę, że nie wszyscy są zachwyceni sąsiedztwem parku, który utrudnia korzystanie ze wszystkich darów przyrody. Nie zmienia tego specjalne porozumienie z PZW, które umożliwia wędkowanie.
- A zresztą takie jest wędkarskie piekiełko - dorzuca Helm. - Wielu z tych, którzy zarzucają innym kłusowanie sama to robi. Patrzą innym na ręce. Jeśli nawet nie wskazują pracowników parku, to na przykład miejscowi wędkarze posądzają o kłusownictwo przyjezdnych...
źródło: Gazeta Lubuska