Strzelecka straż ma pod swą kontrolą aż 24 akweny. Potężny teren, który społecznicy patrolują po pracy, kosztem własnego czasu i rodzin. Często jeżdżą w nocy, nierzadko ryzykując odwet kłusowników. Robią to za darmo, by uchronić jeziora i rzeki przed trzebieniem ryb. Ale ściganie przestępców to prawie walka z wiatrakami.
W sobotę po godz. 22.00 wyruszyliśmy ze strażnikami na patrol. Nockę "zaliczyła” większa grupa z komendantem Andrzejem Rosińskim. W planach były jeziora w okolicach Dobiegniewa. Najpierw odwiedziliśmy Jezioro Rakarnia. Z daleka widać nad brzegiem małe ognisko i kilka seledynowych świetlików, które nocą zakłada się na spławiki. Strażnicy sprawdzają, czy wędkarze posiadają odpowiednie uprawnienia. Przy sobie powinni mieć trzy rodzaje dokumentów: legitymację członkowską koła swego związku, kartę wędkarską i rejestr połowu ryb.
Nad wodą wędkujący nie widzieli niczego podejrzanego, choć jeden z mężczyzn przyznaje, że przy brzegu znalazł sznurek, do którego mogła być przymocowana sieć. Kłusownictwo za pomocą sieci jest na naszych jeziorach najbardziej popularne. Obciążona siatka dotyka dna, z kolei na powierzchni wody unosi się np. za pomocą korków. W szerokie "oka” wpadają większe sztuki. Tak zarzucona pułapka jest w wodzie przez kilka godzin, czasami całą noc. Po wyciągnięciu bez problemów można z niej wyjąć ryby.
Akcja na dobre rozwija się na jeziorze Wołogoszcz Średnie. Docieramy tam polną dróżką. Ciężko manewrować po niej busem subaru z łódką na dachu i silnikiem wewnątrz. Ale zwinny samochód z napędem na cztery koła w końcu pokonuje wszystkie przeszkody. Strażnicy wodują łódkę. Zasada jest taka, że część osób patroluje jeziora z łodzi za pomocą reflektora ("szperacz” ma taką moc, że zaglądnie w każdy zakamarek), a pozostali zostają przy samochodzie. - Nie jesteśmy mile widziani przez niektóre osoby - mówi komendant Rosiński. - Zdarzało się, że kłusownicy przebili nam wszystkie opony, innym razem wystarczyło, że odszedłem od auta na kilka metrów, a w szybę poleciał kamień.
- Kłusole pod koła wrzucili nam nawet kłodę z gwoździami - dodaje strażnik Mirosław Wysocki.
A. Rosiński zostaje na brzegu, ze strażnikami na łódce kontaktuje się za pomocą krótkofalówki. Dochodzi północ. Po kilkunastu minutach strażnicy znajdują w zatoczce jeziora olbrzymią sieć. Dwie 75-metrowe, złączone ze sobą siatki, rozłożone są prawie na jej całej szerokości. Zgodnie z procedurami, komendant dzwoni do jednego z pracowników Państwowej Straży Rybackiej i pyta o pozwolenie zabrania sieci. Przy zwijaniu pułapki społecznicy uwalniają z niej m.in. kilka szczupaków. To już 14. sieć, jaką strażnicy odkryli na wodach w swym rejonie od początku roku. Wcześniej znaleźli też dwie przestawy, które kłusownicy montują na rzekach.
Przenosimy się na Jezioro Wielgie przy samym Dobiegniewie. Tam też wyprawa udaje się w 100 proc. Strażnicy znaleźli dwie sieci, gonili nawet kłusownika, który uciekał łódką. Zrezygnowali, gdy dopłynął do brzegu. - Pościg na lądzie jest bardzo ryzykowny, bo mogą tam kryć się jego wspólnicy - tłumaczy komendant Rosiński. Społecznicy przyznają, że tak owocnego patrolu nocnego dawno nie mieli. Jednak ich walkę z przestępcami czasami można przyrównać do zmagania się z wiatrakami. Kłusowników nie odstraszają kary, sprzęt do nielegalnego połowu mogą kupić bez problemów na giełdach handlowych. Kusi za to perspektywa zarobku, bo kilogram węgorzy kosztuje 80 zł, a szczupaków 20 zł. Dlatego na "czarnym rynku”, gdzie ceny są o wiele niższe, popyt na ryby jest bardzo duży.
- Czy zdarza się nielegalne wędkowanie z biedy? - pytam.
- Raz przyłapaliśmy starszego, spracowanego pana, który nad jeziorem łowił drobnicę na kija z żyłką. Odpuściliśmy mandat. Strażnik musi być przede wszystkim człowiekiem - opowiada A. Rosiński.
W zeszłym roku na terenie okręgu gorzowskiego Polskiego Związku Wędkarskiego (należą do niego też powiaty międzychodzki, myśliborski i choszczeński) działało 29 grup społecznej straży rybackiej. 196 strażników przeprowadziło ponad 2,3 tys. kontroli, wspólnych z policjantami było 299 (społecznicy nie mogą nakładać mandatów, dlatego patrolują wody też z policjantami i Państwową Strażą Rybacką). Sprawdzili 21,5 tys. osób. W trakcie patroli odebrali lub znaleźli porzucony sprzęt kłusowników. Najwięcej było sieci, pup, samołówek, wędek, kołowrotków i przestaw węgorzowych.