Clash 1
Fot. Michal Grocholski / Agencja Gazeta Dziś i jutro na kanale Ulgi w Opolu czołówka wędkarzy spławikowców Europy walczyć będzie o tytuły najlepszych indywidualnie i drużynowo. Niestety, wszystko wskazuje na to, że o zwycięstwie może zadecydować przypadek. O ile organizacyjnie wszystko dopięte jest na ostatni guzik, tak wesoło nie przedstawia się kwestia ryb, te - jak się okazuje - są bowiem bardzo kapryśne. - Nie wiemy, co się stało. O ile jeszcze w poniedziałek czy wtorek podczas treningów wyniki były może nie rewelacyjne, ale przynajmniej w miarę przyzwoite, teraz ryby nie chcą brać prawie wcale. Skoro czołowi zawodnicy Europy łowili dziś po 100-200 gramów, to o czymś to świadczy - mówi po wczorajszym, ostatnim treningu przed zawodami kierownik reprezentacji Polski Sławomir Pszczoła. - Wiele ekip jest rozżalonych, że przejechało taki kawał, a mistrzostwa odbywają się na takim bezrybiu - stwierdza.

Przyczyn takiego stanu rzeczy kierownik dopatruje się w kilku kwestiach. - Trudno jednoznacznie odpowiedzieć, co się stało, ale myślę, że wpływ miała na to ubiegłoroczna powódź, która spowodowała, że wiele ryb z kanału przepłynęło do Odry. Poza tym zimą poziom wody tutaj strasznie się obniżył i wiele żyjątek, którymi odżywiają się ryby, po prostu wyginęło. Do tego dochodzi jeszcze to, że ostatnio był zakaz łowienia, więc ryby odzwyczaiły się od nęcenia i teraz nie chcą brać. Największy wpływ na to ma chyba jednak pogoda - wymienia Pszczoła, tłumacząc, że ryby są wyjątkowo podatne na zmiany ciśnienia. - Akurat przechodzi front atmosferyczny, a to jest bardzo niekorzystne. Wiatr, deszcz czy upał raczej nie przeszkadzają, najgorsze są wahania. Oby w weekend aura się unormowała, bo jeśli nie, to o zwycięstwie może decydować przypadek. Komuś trafi się jeden leszcz i to on zostanie mistrzem Europy - śmieje się.

źródło: Gazeta.pl Opole

Nie masz uprawnień do komentowania. Zaloguj się