Wędkarz Stanisław Kornaś, utytułowany zawodnik koła Polskiego Związku Wędkarskiego Karaś Miastko, został wykluczony z ważnych zawodów spinningowych w Bobięcinie. Powód? Już dwukrotnie wygrywał tę imprezę. Twierdzi, że prezes zabronił mu łowienia ryb, mówiąc, że taki jest wymóg sponsora. Firma nie chciała po raz trzeci dawać nagrody Kornasiowi, bo istniało duże prawdopodobieństwo, że wygra.
By wszystko poszło, jak należy, dwa dni przed zawodami zebrał się zarząd PZW i przegłosował uchwałę o wykluczenia członków zarządu z zawodów. Kornaś był wiceprezesem ds. organizacyjnych. Jak tylko się dowiedział o decyzji zarządu, zrezygnował natychmiast z tej funkcji, by móc walczyć w zawodach. Rezygnacji nie przyjęto, więc wystartować nie mógł. Wędkarz śle skargi, pisząc, że PZW go dyskryminuje. Mówi, że to tak jakby Polski Związek Narciarski zabronił Adamowi Małyszowi startów w turniejach z uwagi na prawdopodobieństwo zwycięstwa.
- Sprawę skieruję do sądu koleżeńskiego i do komisji rewizyjnej w zarządzie okręgu PZW -
Zapowiada Kornaś
Najbardziej ubodło go to, że jego rezygnacja z funkcji wiceprezesa, która była furtką do startu w zawodach, została odwleczona w czasie. Prezes Jerzy Lubieński tłumaczy, że chciał dobrze.
- Nie przyjęliśmy rezygnacji, licząc, że kolega Kornaś działa pod wpływem emocji i zmieni zdanie. Nie chcieliśmy go stracić ze składu zarządu - wyjaśnia. - Zareagował haniebnie. Krzyczał i przeklinał. Mogłem wezwać policję, ale z uwagi na szacunek dla niego tego nie zrobiłem.
Lubieński uważa, że Kornasiem kierowały materialne pobudki. Chciał podobno zdobyć kolejny silnik elektryczny do łodzi, który był główną nagrodą.
- Organizacja zawodów nie jest prostą sprawą. Potrzeba ludzi do pracy, a skład zarządu był wówczas zdziesiątkowany. Tak naprawdę to Kornaś, jako wiceprezes ds. organizacyjnych, powinien wziąć na siebie większość spraw związanych z organizacją zawodów, a nie poprzestać na zabawie, występując w roli uczestnika - wyjaśnia. - On wolał walczyć o silnik, a ja zostałem sam z organizacją tej imprezy. Nie taka jego rola jako człowieka odpowiedzialnego za organizację imprez. Ponadto jest sędzią klasy krajowej. Ma takie uprawnienia jako jedyny obecny na tych zawodach. Choćby w ten sposób mógłby nas wesprzeć.
Decyzji prezesa broni szef zarządu okręgu PZW. - Koledzy z zarządu koła, jako organizatorzy, mieli solidarnie pracować przy organizacji tej imprezy, a nie uczestniczyć w zawodach. Decyzja ta została podjęta przez zarząd, a rezygnacji kolegi Kornasia nie przyjęto. Nie mógł więc wystartować - przyznaje Teodor Rudnik. - Uważam, że postawa kolegi Kornasia zdecydowanie nie jest koleżeńska.
Źródło:dziennikbaltycki.pl