Stanęli przed sądem, ale udało im się uniknąć surowej kary. A mogli być skazani nawet na dwa lata ograniczenia wolności oraz grzywnę. Policjanci dziwią się łagodności sądów, ale nadal robią swoje.
- Od dłuższego już czasu jest tak, że gdy wyjeżdżamy nad wodę, kłusownicy nas śledzą. Ale niech i tak będzie. Nasze pojawienie się w okolicy jezior ma wówczas charakter prewencyjny, zapobiegawczy - mówi podkomisarz Dariusz Białkowski z Komisariatu Wodnego w Poznaniu. Pod swoją opieką policjanci z tego komisariatu mają jeziora Kierskie, Lusowskie, a także Pamiątkowskie.
Z kolei strażnicy z Państwowej Straży Rybackiej z Leszna w czasie jednego z patroli natknęli się na mężczyznę z kuszą. Wykorzystanie tego rodzaju sprzętu do amatorskiego połowu ryb jest możliwe, ale trzeba mieć na to szereg pozwoleń. Mężczyzna, na którego natknęli się strażnicy najwyraźniej dokumentu nie miał, bo zaczął uciekać. Sądził pewnie, że ścigający go szybko spasują. Kiedy dotarł do trzcin, porzucił kuszę, a sam dał nura do wody i odpłynął.
- Kuszę zabezpieczyliśmy - mówi Maciej Piotr, komendant wojewódzki Państwowej Straży Rybackiej w Poznaniu.
Wielkopolscy strażnicy w minionym roku odebrali kłusownikom blisko tysiąc sztuk najróżniejszych przedmiotów, w tym sieci, wykorzystywanych do kłusowania. Na kontrolowanych nałożyli 979 mandatów o łącznej wartości 208 tysięcy 720 złotych. Skontrolowano zaś 9366 osób. Do sądów różnych instancji skierowali 24 wnioski.
źródło: gloswielkopolski.pl