Od Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Poznaniu, który jest właścicielem tych jezior Karlicki dzierżawi łącznie tysiąc hektarów akwenów wodnych. 100 ha ma swoich.
- Jeśli kwoty się nie zmniejszą, będę łowił tylko na tym co mam - mówi. I krytykuje dalej: - Od kilku lat w gospodarce rybackiej jest coraz gorzej. W jeziorach jest mało tlenu, ryby wymierają, dochody są coraz mniejsze - wylicza i podaje przykłady:
- W tym roku wyginęło mnóstwo węgorzy, od kilku lat nie ma w ogóle siei. Kiedyś rocznie wyławiałem 10 ton sielawy, teraz to ledwie 700 kg - kiwa głową Karlicki. Za pół roku dzierżawy musi zapłacić RZGW 80 tys. zł.
W podobne tony uderza Ryszard Jeżyński, który prowadzi gospodarstwo rybackie w Dobiegniewie. Dzierżawi 8 jezior, ma też stawy hodowlane. I podobne problemy jak Karlicki.
- Czynsz jest ogromny, a ryb coraz mniej - tłumaczy. W 2006 r. od Agencji Nieruchomości Rolnych wszystkie akweny wodne przejął właśnie RZGW w Poznaniu. Zmieniły się zasady dzierżawy, ceny podskoczyły nawet o 300 proc!
Wszystko dlatego, że za hektar dzierżawionego jeziora płaci się jak za kwintal zboża. - Kiedyś za tonę zboża płaciło się 350 zł, a teraz nawet 1 tys. zł - objaśnia Jeżyński.
Dyrektor RZGW w Poznaniu Dariusz Krzyżański przyznaje, że otrzymuje wiele skarg od rybaków w tej sprawie. Tłumaczy, że przejmując jeziora od Agencji Nieruchomości Rolnych, przejął także rybaków, którzy mieli podpisane kilkuletnie umowy na starych zasadach.
- Jeśli ktoś twierdzi, że za dużo płaci, może zrzec się dzierżawy, my ogłaszamy nowy konkurs na dzierżawę danego jeziora i wygrywa ten, który przedstawi najlepszą ofertę. To są nowe i klarowne zasady - wyjaśnia Krzyżański. I zastrzega. - Wtedy dzierżawca odpowiada za zarybianie danego akwenu, jego utrzymanie itp.
My to wszystko kontrolujemy. Jeziora dzielą się na tzw. operaty rybackie, czyli okręgi o różnej klasyfikacji wód.
- Moje akweny wodne mieszczą się w dwóch takich operatach, a jeśli chciałbym wystartować w konkursie, to muszę na każdy taki okręg przygotować oddzielny biznesplan, który kosztuje 5 tys. zł.
Skąd na to brać pieniądze! - złości się Jeżyński. I dodaje: - To kpina, bo wygrywa ten kto ma więcej pieniędzy i wtedy rządzi. Nie interesuje go fachowość, tylko zyski. To jest wielka strata dla porządnej gospodarki rybackiej - ciągnie dalej rybak.
Karlicki kwituje sprawę krótko: - W taki sposób długoletnie tradycje rybackie zostaną zatracone. Ale o tym nikt nie myśli - podsumowuje.
źródło: gazetalubuska.pl