Wskutek licznych protestów uzgodniono, że wędkarze i RZGW raz jeszcze zlustrują nurt rzeki w celu zinwentaryzowania ewentualnych zagrożeń i wspólnie wytypują miejsca, w których ze względów bezpieczeństwa należy przeprowadzić wycinkę. Do konsensusu jednak nie doszło. RZGW gotów był wprawdzie ograniczyć liczbę drzew skazanych pod topór do około 60, ale wędkarze i to kwestionują.
– Naszym zdaniem jest tylko jedno miejsce, gdzie jest zator, który może być niebezpieczny. To zwalone drzewo przegradzające rzekę koło Bydlina – mówi Teodor Rudnik, prezes słupskiego PZW i na potwierdzenie, że w rejonie dolnego biegu Słupi nie ma zagrożenia powodziowego, przytacza fakt, iż do powodzi doszło tu tylko w 1981 roku, a wcześniej w okresie międzywojennym.
– Z całym szacunkiem, ale to nie wędkarze odpowiadają za działania o charakterze przeciwpowodziowym. My przygotowujemy się na wodę jednoprocentową, to znaczy taką, która może się zdarzyć raz na sto lat – tłumaczy Andrzej Ryński, zastępca dyrektora RZGW w Gdańsku.
Dodaje jednak, że choć jego instytucja ma już wszystkie zezwolenia na wycinkę, a wędkarze nie są formalnie stroną w tej sprawie, wycinka zostanie najprawdopodobniej odłożona aż do jesieni, na czas po okresie lęgowym ptaków. Tymczasem prezes słupskich wędkarzy poinformował nas, że w sobotę sprawa wycinek nad brzegami rzek stanie na forum Państwowej Rady Ochrony Przyrody, której jest członkiem.
– Chcemy wystąpić do ministra środowiska i przekazać mu nasze stanowisko w sprawie łamania prawa w zakresie wycinek drzew z przyczyn przeciwpowodziowych – wyjaśnia Rudnik.
źródło: gp24.pl