Chciałbyś poinformować o ciekawym i ważnym wydarzeniu? Wyślij info na Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
- Szczegóły
- Odsłony: 8137
PZW odrzuca roszczenia hodowcy. Jan G. od połowy lat 90. dzierżawił od Nadleśnictwa Jarocin pięć stawów w Nowym Mieście nad Wartą (pow. Środa Wlkp.).
Na własny koszt je gruntownie wyczyścił i wyremontował upusty do wody. W zbiornikach o łącznej powierzchni 3,5 ha hodował ryby ozdobne do oczek wodnych.
Umowa dzierżawy wygasła w 2008 roku, ale hodowca dalej użytkował stawy i regularnie płacił za ich bezumowne wykorzystywanie.
Tak było przez dwa lata.
- Wiosną 2010 roku dostałem z nadleśnictwa pismo, że mam stawić się 30 kwietnia na stawach w celu ich przekazania. Tyle, że dotarło ono do mnie po tej dacie. Zdziwiło mnie, że na piśmie podano, że zostało wysłane do wiadomości PZW Okręg w Poznaniu- mówi hodowca.
Mężczyzna był przekonany, że z powodu jego nieobecności nic ze stawami nie robiono. Ale kiedy zabrał się za odławianie ryb, to okazało się, że cztery stawy są puste, a w ostatnim było tylko 100 kg, podczas gdy w zbiornikach powinno ich być w sumie 1000-1500 kg. Wtedy domyślił się, że PZW ryby odłowił lub zabił prądem i spłynęły do Warty.
- Potem zresztą dostałem fakturę od PZW za wykonanie usługi połowu ryb agregatem prądotwórczym - zeznawał wczoraj Jan G. przed Sądem Okręgowym w Poznaniu.
Hodowca twierdzi, że poznański okręg związku spowodował, że znalazł się on w fatalnej sytuacji finansowej. Pieniądze z hodowli pozwalały mu bowiem na spłacanie wziętych wcześniej kredytów. Zpowodu pozbawienia go ryb wpadł w pułapkę zadłużenia, w której tkwi do dzisiaj. Pozwał PZW taże dlatego, że uważa, że działał on bezprawnie.
- Zarząd Główny PZW w Warszawie stwierdził, że bez mojej zgody przedstawiciele PZW nie mieli prawa wchodzić na stawy i odławiać ryb - mówił B. pokazując pismo z centrali PZW.
Pełnomocnik pozwanej organizacji wniósł o oddalenie pozwu twierdząc, że G. nie wykazał jego zasadności i nie podał na jakiej podstawie domaga się 360 tys. zł. Sąd zobowiązał hodowcę, by pisemnie wyjaśnił jak wyliczył zadośćuczynienie.
- Mogę tylko powiedzieć tylko tyle, że kwestionujemy całość roszczeń tego pana - powiedział nam po rozprawie radca Grzegorz Hańczewski, reprezentujący PZW w Poznaniu.
źródło: Głos Wielkopolski
5 komentarzy
- Szczegóły
- Odsłony: 8060
Sprzęt za prawie 300 tys. zł dostała społeczna straż rybacka z powiatu międzyrzeckiego. Dwa samochody, trzy łódki z lawetami, lornetki i noktowizja mają ułatwić walkę z przestępcami, którzy trzebią ryby w jeziorach i rzekach.
Strażnicy rybaccy ze Skwierzyny i Murzynowa rozbili ostatnio grupę z Trzebiszewa, która trzebiła ryby w Warcie. Pełne ręce roboty mają też ich koledzy z południowej części powiatu międzyrzeckiego. – Zatrzymaliśmy kłusowników, którzy przyjeżdżali do nas aż z okolic Wrocławia – opowiada Eugeniusz Swarcewicz z Pszczewa.
W powiecie międzyrzeckim jest 24 strażników rybackich. Działają w trzech grupach. I – jak zaznaczają – mają coraz więcej roboty.
- Pod opieką mamy kilkadziesiąt jezior oraz Wartę i Obrę. Powierzchnia tych akwenów ma prawie tysiąc siedemset hektarów. O skali kłusownictwa najlepiej świadczy fakt, że tylko w tym roku zdjęliśmy i zabezpieczyliśmy ponad 40 sieci oraz innych urządzeń używanych przez złodziei – wylicza Edward Kurzyński, komendant powiatowy straży rybackiej.
Wędkarze zaznaczają, że najwięcej szkód robią intruzi z Wielkopolski i Dolnego Śląska, którzy odławiają węgorze, szczupaki i kapie na przemysłową wręcz skalę. Używają do tego sieci i nawet prądu, po czym sprzedają swoje łupy właścicielom punktów gastronomicznych specjalizujących się w potrawach z ryb. Za nic mają okresy ochronne dla poszczególnych gatunków. – Szczupaki trzebią wczesną wiosną podczas tarła, kiedy ryby są osłabione. W niektórych miejscach można je wybierać z wody rękoma – opowiadał nam wczoraj jeden międzyrzeckich wędkarzy.
Kłusowniczy proceder kwitnie zwłaszcza w okolicach Międzyrzecza, Bledzewa i Przytocznej. Przestępcy są dobrze zorganizowani i wyposażeni. Mają terenowe samochody i motorówki, zazwyczaj działają pod osłoną nocy. Kłusują w objętym ochroną Pszczewskim Parku Krajobrazowym, a nawet na jez. Wielkim koło Trzciela, które jest ścisłym rezerwatem. Przed kilkoma dniami ich przewaga nad strażnikami stopniała jak śnieg w promieniach wiosennego słońca. – Dostaliśmy sprzęt za prawie trzysta tysięcy złotych. Teraz to my mamy techniczną przewagę nad złodziejami – cieszą się strażnicy.
Najnowszymi nabytkami straży są dwa samochody suzuki grand vitara, trzy motorówki z lawetami, noktowizory ułatwiające obserwację terenu w nocy i środki łączności. Oraz lornetki z wmontowanymi aparatami cyfrowymi, dzięki którym mogą robić doskonałe zdjęcia nawet z dużej odległości. I będą mieli dowody przestępstwa, jeśli sprawa trafi na wokandę. Nie pozwalają jednak sfotografować tego cacka. Dlaczego? – Lepiej, żeby kłusownicy nie wiedzieli, jak wyglądają – tłumaczy komendant.
Samochody i specjalistyczne wyposażenie kupił i przekazał społecznikom gorzowski oddział Polskiego Związku Wędkarskiego za pieniądze z unijnego programu rybackiego, które otrzymał za pośrednictwem działającej w powiecie grupy Obra-Warta. – Dostaliśmy 298 tysięcy złotych, co w stu procentach pokryło wydatki, dlatego nie musieliśmy dokładać to tego sprzętu nawet przysłowiowej złotówki. Wcześniej samochody i sprzęt otrzymali strażnicy z Sulęcina oraz Strzelec Krajeńskich i Drezdenka. Także w ich zakupie pomogły nam lokalne grupy rybackie, działające w tych powiatach. – mówi Kazimierz Szmid z biura zarządu PZW w Gorzowie Wlkp.
Strażnicy współpracują z policjantami, którzy wspierają ich podczas wielu akcji. – Dzięki nim udało się zatrzymać i rozliczyć wielu kłusowników – zaznacza sierż. sztab. Justyna Łętowska z międzyrzeckiej policji.
źródło: Gazeta Lubuska
- Szczegóły
- Odsłony: 7829
- Szczegóły
- Odsłony: 10861
Z niedzieli na poniedziałek podczas rutynowej kontroli na rzecze Skotawa koło Dębnicy Kaszubskiej złapano dwóch kłusowników. Jak się okazało nie dość, że byli to członkowie społecznej straży rybackiej to na dodatek emerytowani policjanci.
Trzeci z kłusowników - również członek straży - to policjant w służbie czynnej, na co dzień pracujący w komendzie policji w Słupsku. Jest policjantem od kilkunastu lat.
Teraz ukrywa się i szuka go policja.
- Ubolewamy nad tym faktem, nie ma akceptacji dla takich zachowań - mówi Robert Czerwiński, rzecznik słupskiej policji. - Komendant wszczął postępowanie, aby policjanta wydalić ze służby.
Mężczyźni wpadli przez przypadek. Jak zaznacza Dariusz Kuczyński, komendant powiatowy społecznej straży rybackiej powiatu słupskiego, patrol straży miał za zadanie wyłapanie miejscowych kłusowników.
Kłusownicy złowili w okresie ochronnym dwukilogramową troć. Za kłusowanie grozi im kara grzywny lub do dwóch lat pozbawienia wolności, podanie nazwisk do wiadomości publicznej i utrata karty wędkarskiej na 12 miesięcy. Jak zapowiada Dariusz Kuczyński, szef straży rybackiej najpierw zostaną zawieszeni, a po uprawomocnieniu się wyroku wydaleni ze straży rybackiej.
Policja zabezpieczyła materiał dowodowy, a mężczyźni złapani na gorącym uczynku zostali przekazani prokuraturze. Nie wykluczone, że to nie jedyne osoby, które zostaną zatrzymane. Policjanci będą ustalać, kto jeszcze może mieć związek ze sprawą.
źródło: Głos Pomorza
- Szczegóły
- Odsłony: 7923
Odnosząc się do treści publikacji i wyjaśnień Prezesa PZW, trzeba podkreślić, że prezes podał poziom dopuszczalnej eksploatacji rybackiej zbiornika - np. 20kg/ha przy połowach wędkarskich. Daje to ok. 60.000 kg. Według zamieszczonych tabelek m.in. w Kurierze Hajnowskim wędkarze odławiają praktycznie maksymalny poziom limitu. Zakładając, że nie wszyscy wypełniają rejestry i nie wszyscy robią to rzetelnie, trzeba przypuszczać, że limit ten został znacznie przekroczony.
Szkoda, że nikt nie zadał pytania, jakie są limity minimalne - bo takie są określone operacie. Jeżeli wziąć je pod uwagę, to z tego co widać wędkarze odławiają za siebie i za rybaków. Czyli odłowy gospodarcze tak naprawdę nie są uwarunkowane operatem i interesem wędkarzy (bo podobno PZW jest organizacją wędkarzy), tylko potrzebą zapełnienia kasy Związku.
Należy zwrócić uwagę na następną bardzo ważną kwestię wynikającą z tabelek. Odłowy szczupaka w roku 2009 stanowiły ok. 60 proc. całości odłowów. Jak to się ma do deklarowanej przebudowy składu ichtiofauny stawiającej na ryby drapieżne? Dalej podaje, że odłowy sieciowe są jedyną metoda ograniczenia populacji ryb karpiowatych. Dlaczego więc eksterminuje się szczupaka? Drapieżnik przeprowadza naturalną selekcję ryb karpiowatych. Odłowione tylko przez rybaków 7.600 kg szczupaka mogłoby ograniczyć populację ryb karpiowatych o ok. 40.000 kg. Jak widać naukowcy nasi zapomnieli, że ryby nie tylko same potrafią się rozmnażać, lecz również ryby drapieżne zjadają inne ryby. Populacje ryb drapieżnych w stosunku do karpiowatych stanowią znacznie mniejszy procent w zbiorniku. Odławiając więc 60 proc. szczupaka zmniejszają jeszcze ten stosunek i dają odwrotny efekt od zamierzonego.
Zauważona przez Prezesa tendencja do zmniejszania odłowów sieciowych nie jest zamierzona. Po prostu ryb jest mniej, mimo że stawianych jest więcej sieci - stąd protest wędkarzy.
Jak pisze M. Szymański redaktor Wędkarskiego Świata: "Nielegalne niekontrolowane odłowy ujawnione na morzu przez kontrolerów unijnych wykazały, że polscy rybacy łowią 50 procent więcej ryb niż w papierach.(...) Aż trudno sobie wyobrazić, co dzieje się na śródlądziu. Na Wiśle każda kontrola rybaków przez PSR kończy się mandatami. I łowią dalej. Skoro każda kończy się mandatami, to znaczy, że każdego dnia, kiedy łowią kradną, bo przecież nikt rozsądny nie założy, że kradną tylko wówczas, gdy złapie ich strażnik."
Nic dodać, nic ująć.
źródło: www.poranny.pl
- Szczegóły
- Odsłony: 9061
Trudno chyba byłoby wyliczyć metody i techniki, jakich dziś używa się do polowania na pasiaste ryby, a przecież wciąż powstają nowe. I nie zawsze jest to sztuka dla sztuki, bo wiele z nich jest odpowiedzią na bardzo konkretne wymogi stawiane przez łowiska niedostępne stosowanymi dotychczas sposobami. Jedne są wymyślane od podstaw specjalnie na okonie, inne powstają przez odwzorowanie metod i technik, z jakich korzysta się w przypadku ryb o podobnej specyfice. I tak dalej, i tak dalej. Być może nawet w chwili, gdy czytasz te słowa, drogi Czytelniku, ktoś właśnie testuje jakąś nowinkę, o której dzięki Internetowi dowiemy się już niebawem.
Opracowując niniejsze Wydanie Specjalne WMH, mieliśmy więc trudny orzech do zgryzienia: jak na tych zaledwie 32 stronicach pomieścić wiedzę, która mogłaby posłużyć do napisania małej encyklopedii? Postanowiliśmy zatem, że oprzemy się na solidnych podstawach, które są i zawsze będą aktualne. Takie, które trzeba poznać, zanim przejdzie się do bardziej zaawansowanych technik łowienia stosowanych przez wysokiej klasy specjalistów.
Spis treści
- Okoniowe abecadło
- Łowiska wiosenne
- Na robaka
- Boczny trok
- Gdzie szukać okoni latem
- Drop shot, teksas i carolina
- W zielsku i w toni
- Okoń na słono
- Gdzie szukać okoni jesienią
- Okoniowy opad
- Na żywca i na trupka
- Stanowiska okoni zimą
- Łowienie na mormyszkę
- Łowienie na błystkę
tel: 022-616 16 04, fax: 0-22-616 15 24 e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.