- Szczegóły
- Odsłony: 7230




Pstrąg jest obecnie w okresie ochronnym, przechodzi tarło i jego połów jest całkowicie zabroniony. Ryby na wskazanym odcinku rzeki są dziesiątkowane przez kłusowników. Społeczni strażnicy wszystkimi możliwymi sposobami starają się z nimi walczyć. Przypomnijmy dniu 20.10.2012 strażnicy ujawnili na tym samym odcinku rzeki kłusownika , który dziesiątkował chronione ryby szczegóły TUTAJ i TUTAJ.
Strażnicy po potwierdzeniu danych osobowych przez wezwany patrol policji sporządzą wniosek o ukaranie za pośrednictwem Okręgu PZW do Sądu Rejonowego w Kamiennej Górze.
Możemy mieć tylko nadzieję , że Sąd ukarze odpowiednio ujętych kłusowników.
{fshare}
- Szczegóły
- Odsłony: 10706
Protest wędkarzy nagłośniły media, huczą o nim fora internetowe, a sprawa zainteresowała nawet parlamentarzystów. Sami zainteresowani odżegnują się jednak od polityki.
– Nie jest to akcja inspirowana politycznie, ani prowadzona przez którekolwiek z kół wędkarskich.
Ten problem bulwersuje od dawna wędkarzy z Podlasia, narastał od lat i dlatego skłonił do podjęcia działań bardzo wielu ludzi – pisze w liście do naszej redakcji lokalny działacz PZW, prosząc jednocześnie o anonimowość.
Wędkarze zapewniają, że ich sprzeciw podpisało już ponad 5 tysięcy osób. Wśród nich większość to mieszkańcy okolic Białegostoku, Białowieży, Bielska Podlaskiego i Narewki, ale także turyści. W treści dokumentu czytamy:
"Odłowy sieciowe ryb na zbiorniku Siemianówka prowadzone przez Polski Związek Wędkarski doprowadziły do dewastacji ekosystemu wodnego zalewu. Drastycznie spadła populacja ryb, pozostała praktycznie drobnica, złowienie atrakcyjnej ryby na wędkę graniczy z cudem.
Doprowadziło to do spadku atrakcyjności wędkarskiej naszego regionu, hamuje rozwój turystyki
i agroturystyki. Mieszkańcy nasi na ryby muszą wyjeżdżać nad morze lub za granicę, niewielu na to stać. Nie mogą się też rozwijać branże obsługujące turystykę w okolicach zalewu.
Kraje Europy Zachodniej i niektóre regiony Polski nie prowadzą odłowów sieciowych ryb na wodach publicznych. My dalej jesteśmy w Polsce B.”
– Kiedyś było tu wędkarskie eldorado. To do nas zjeżdżali miłośnicy moczenia wędki, a dziś sami musimy jechać w Polskę, by powędkować – mówi współorganizator protestu. – Problemem są odłowy sieciowe, po których wędkarzom zostaje drobnica. Nie pozwalają one też rybie wytrzeć się, więc występuje problem z jej rozmnażaniem.
Wędkarze twierdzą, że PZW działa wbrew interesom własnych członków i dba tylko o swoje finanse.
Sprawą zainteresowali się samorządowcy oraz parlamentarzyści. – Pierwsze interwencje w białostockim zarządzie koła podejmowaliśmy już w maju, ale nie przyniosły one skutku. Nie było odzewu ze strony władz PZW. Wysłaliśmy więc pismo do sejmowej komisji rolnictwa – opowiada Henryk Łukaszewicz, pochodzący z Hajnówki radny województwa podlaskiego.
Sprawą zajęli się też parlamentarzyści.
– Złożyłem interpelację poselską, a protest wędkarzy przesłałem ministrowi rolnictwa – zapewnia "Kurier Hajnowski” poseł Krzysztof Jurgiel, wiceprzewodniczący sejmowej komisji rolnictwa i rozwoju wsi. – Ma on miesiąc na odpowiedź. Sądzę, że w grudniu będziemy obradować w tej sprawie.
W całym konflikcie najciekawsze jest to, że z głosem protestujących wędkarzy zgadzają się władze okręgu PZW, przeciwko którym protest podniesiono.
– Okręg PZW w Białymstoku nie jest zwolennikiem odłowów gospodarczych prowadzonych na wodach będących w naszym użytkowaniu – zapewnia Ryszard Broniszewski, prezes zarządu Okręgu Polskiego Związku Wędkarskiego w Białymstoku.
Broniszewski przyznaje, że odłowy gospodarcze przysparzają PZW dużo problemów, ale związek jest zmuszony do ich prowadzenia zgodnie z zapisami z tzw. operatu rybackiego i umową z Regionalnym Zarządem Gospodarki Wodnej w Warszawie.
– Zgadzamy się z postulatami wędkarzy dotyczącymi zaniechania odłowów gospodarczych na zbiorniku Siemianówka – zapewnia prezes Broniszewski. – Prowadzone są prace dotyczące zmian tzw. operatu rybackiego i zaniechania odłowów.
Prezes informuje, że dotychczasowa gospodarka rybacko-wędkarska na Siemianówce ma na celu podniesienie jakości wody i wykorzystanie możliwości produkcyjnych zbiornika.
– Żeby zrozumieć, z czego wynikają zapisy operatu rybackiego, należy sięgnąć do lat 1999-2001 i przypomnieć sobie zamieszanie z sinicami i jakością wody – tłumaczy. – Na podstawie nakazów wojewody zmuszeni byliśmy do zmasowanych odłowów ryb i zarybienia rybami drapieżnymi. Systematyczną pracą zbudowaliśmy zbiornik słynący z pięknych sumów i szczupaków.
Prezes zapewnia, że chociaż zabiegi związane z rybactwem nie należą do popularnych, to prowadzone są zgodnie z prawem. Odnosi się też do zarzutów wędkarzy dotyczących interesu finansowego okręgu PZW.
– Uzyskany z odłowów przychód pozwala m.in. pokryć koszty utrzymania zbiornika i ma bezpośredni wpływ na wysokość składki okręgowej na zagospodarowanie i ochronę wód – tłumaczy Ryszard Broniszewski.
źródło: poranny.pl
- Szczegóły
- Odsłony: 7874
Pan Marian z Ustki od lat jest wędkarzem. W liście, jaki wysłał do naszej redakcji, opisał zdarzenie, jakie spotkało go na usteckim molo.
– Po pracy postanowiłem sobie powędkować, a było po godzinie 16. Pogoda wspaniała, słońce jeszcze wysoko, cisza, spokój, brak wariatów na skuterach. Było nas kilku, może nawet kilkunastu wędkarzy – opisuje pan Marian. – Po godzinie 17 przyjechali ze straży wędkarskiej i nas pogonili, ponieważ, jak stwierdzili, na wodach morskich od października można wędkować tylko w godzinach od 7 do 17.
Nasz czytelnik od funkcjonariuszy dowiedział się, że powodem tego ograniczenia jest walka z kłusownikami, którzy w nocy stawiają siatki na trocie. Przepis zawarty jest ono w rozporządzeniu dyrektora Inspektoratu Rybołówstwa Morskiego. Nie pomogły tłumaczenia, że o godz. 17 jest jeszcze jasno.
– Nic z tego nie rozumiem – przyznaje nasz czytelnik w liście do redakcji. – Zawsze w wędkarstwie obowiązywała prosta zasada: "od świtu do zmierzchu”, a tu nagle taki numer. Na odchodne strażnicy stwierdzili jeszcze, że po zmianie czasu na zimowy o godzinie 17 będzie już ciemno i rozporządzenie zadziała. Nie rozumiem, jak można wydawać takie rozporządzenia. Moim zdaniem jest to ewidentne ograniczenie praw i swobód obywatelskich. Gdzie tu demokracja? – pyta wędkarz z Ustki.
Marcin Mystek, zastępca okręgowego inspektora rybołówstwa morskiego w Słupsku, przyznaje, że od października do końca grudnia obowiązuje zakaz wędkowania na wodach portowych w Ustce, Rowach i Łebie. Ma to związek z migracją troci, które wpływają z morza do rzek w celu odbycia tarła.
– W pozostałych miejscach można wędkować przez całą dobę – mówi Marcin Mystek. – Obostrzenia, które okręgowy IRM wprowadził na wodach portowych, mają nam pomóc w walce z kłusownikami, którzy działają głównie po zmroku i w nocy.
Twierdzi, że kłusownicy łapią trocie za pomocą sieci rybackich, często wcześniej kradzionych z kutrów, albo wędkami zakończonymi specjalnymi kotwiczkami.
– Naszym zdaniem, godziny obowiązywania zakazu wędkowania na wodach portowych są bezsporne i nie ma sensu z nimi dyskutować. Tym bardziej że kłusownicy wybierają sobie każdą nadarzającą się okazję, żeby nielegalnym sposobem złowić ryby, również w dzień. O tej porze roku wieczorami, gdy jest ciemno, aktywność uczciwych wędkarzy maleje. A my przecież działamy również w ich interesie – zapewnia Marcin Mystek.
Zakaz wędkowania w godz. 17-7 przestanie obowiązywać z dniem 1 stycznia. Do końca września przyszłego roku wędkarze ponownie będą mogli łowić ryby w portach przez całą dobę.
źródło: Serwis Głosu Pomorza
- Szczegóły
- Odsłony: 9235
W kilkanaście dni po rozpoczęciu sezonu ochronnego ryb jeden z kłusowników wpadł na gorącym uczynku. Strażnicy Miejscy z Karlina do walki z nimi używają nowoczesnego sprzętu.
1 października ryby łososiowate objęte zostały ochroną. Dotyczy to przede wszystkim troci i łososi, które migrują do miejsc rozrodu. Dotkliwe kary nie zniechęcają kłusowników – choć sąd może nałożyć na nich grzywnę w wysokości trzydziestokrotnej wartości skłusowanych ryb, liczą na szybki zbyt i łatwy zarobek.
Karlińska Straż Miejska rozpoczęła coroczną żmudną walkę z przestępcami. Walkę żmudną, bo trudno jest udowodnić łamanie prawa komuś, kto nie został złapany na gorącym uczynku. – Zatrzymaliśmy na gorącym uczynki mieszkańca gminy Karlino, który wyciągał z Parsęty zarzucone wcześniej sieci – informuje Jarosław Langner, komendant karlińskiej Straży Miejskiej. Strażnicy do walki z kłusownikami używają nowoczesnego sprzętu. – To fotopułapki, które możemy montować na różnych wysokościach rzeki. Kłusownicy nie mogą spodziewać się, gdzie danego dnia będzie zainstalowana fotopułapka – mówi komendant.
Jak dokładnie działa sprzęt – tego mundurowi nie chcą zdradzać. Wiadomo jednak, że czujniki uruchamiają sprzęt, kiedy ktoś się porusza. Kilka pstryknięć i już kłusownik ma pamiątkowe zdjęcia, a te szybko trafiają na monitory strażników. I to nie wszystko. – W pobliżu rzeki zamontowaliśmy trzy stałe kamery monitoringu – tłumaczy Waldemar Miśko, burmistrz Karlina.
Skuteczną akcją ma już na koncie Społeczna Straż Rybacka w Koszalinie wspierana przez członków Odmłodzonej Sekcji Antykłusowniczej – zatrzymali na gorącym uczynku trzech kłusowników wyławiających trocie wędrowne z przepławek na rzece Grabowej. W ręce policji trafiło dwóch mężczyzn i jedna kobieta. Akcja zakończyła się na terenie kanału portowego w Darłowie, gdzie zlikwidowano sieć kłusowniczą o długości około 200 metrów.
źródło: GK24
- Szczegóły
- Odsłony: 8083

??- Nasz związek wyciąga sieciami z Siemianówki tyle ryb, że dla nas niewiele zostaje - skarżą się hajnowscy wędkarze. - Odławiamy znacznie mniej, niż dopuszcza operat, dzięki któremu możemy tu w ogóle gospodarować - ripostuje PZW
Do tej pory pod apelem, którego autorzy domagają się zaprzestania odłowów gospodarczych w zbudowanym na górnej Narwi zalewie, podpisało się już kilka tysięcy osób.
Autorzy petycji uważają, że prowadzone przez Polski Związek Wędkarski połowy sieciami doprowadziły do dewastacji ekosystemu wodnego zalewu. Według nich w wodzie pozostała praktycznie drobnica i złowienie atrakcyjnej ryby na wędkę graniczy z cudem. W sieci Zarządu Okręgu Białystok Związku co roku wpada do 25 ton ryb.
- Żeby powędkować, mieszkańcy nasi muszą wyjeżdżać nad morze lub za granicę, niewielu na to stać. Nie mogą się też rozwijać branże obsługujące turystykę w okolicach zalewu. Generalnie spadła atrakcyjność wędkarska naszego regionu - uważa Andrzej Siemieniuk, prezes hajnowskiego koła Leśnik PZW. Podkreśla, że według własnego statutu związek ma się zajmować promocją i rozwojem wędkarstwa, a wody publiczne, do których zalicza się też Siemianówka, powinny być według prawa dostępne dla wszystkich.
- Tę sprawę poruszamy od lat bezskutecznie, wciąż słyszymy, że te 240 tysięcy złotych wyciągane z sieci postawionych w zalewie jest niezbędnych do funkcjonowania okręgu. A przecież inne okręgi rezygnują z odłowów sieciowych. Tak stało się np. w Olsztynie i Toruniu - mówi prezes Siemieniuk, przywołując też przykład państw na zachód od Polski, w których wody publiczne są wodami dla wędkarzy.
Problem nie dotyczy tylko Podlaskiego i Siemianówki. Ze swoim okręgiem o ryby spierają się też wędkarze z Mazur i Suwalszczyzny. Tym hajnowskim sprawą udało się zainteresować lokalnego działacza PiS Henryka Łukaszewicza. Napisał on do swojego partyjnego szefa, a zarazem przewodniczącego sejmowej komisji rolnictwa i rozwoju wsi Krzysztofa Jurgiela. Prosi on, by komisja zajęła się sprawą "dewastacji wód publicznych majątku skarbu państwa przez organizacje powołane statutowo do innych celów". Chce też, by niezależni od PZW i Instytutu Rybactwa Śródlądowego ocenili w ogóle celowość odłowów sieciowych. Komisja ma się sprawą zająć w listopadzie.
Petycją i przesłanymi do Sejmu zarzutami zaskoczony wydaje się Jerzy Łucki, dyrektor biura Zarządu Okręgu Białystok Polskiego Związku Wędkarskiego.
- Owszem, ten temat wraca raz na jakiś czas, ale nikt nie informował nas o tym, że jest petycja, że ktoś się pod nią podpisuje. Nikt z nami na ten temat nie rozmawia. Co zaskakuje o tyle, że nie jesteśmy przeciwko tej akcji - utrzymuje dyrektor. Z rezerwą podchodzi do doniesień, że dla wędkarzy na Siemianówce zostają tylko małe ryby.
- Z przesyłanych do nas przez skarbników poszczególnych kół rejestrów połowów wynika bowiem coś zupełnie innego - mówi. Dodaje, że związek nie stawia na Siemianówce sieci z chęci zysku, ale w celach statystyczno-sanitarnych. By wiedzieć, ile ryb w zalewie żyje i w jakiej są kondycji.
- Oczywiście, że liczba ryb dla wędkarzy zmniejsza się o to, co odłowimy, inaczej się nie da. Tyle że my musimy odławiać, bo to nakazuje nam dziesięcioletni operat Instytutu Rybactwa Śródlądowego w Olsztynie. Bez niego nie moglibyśmy zarządzać tym zbiornikiem - wyjaśnia, podkreślając, że operat dozwala odłowienie 80 ton rocznie. Związek zaś wyciąga co roku od 22 do 25 ton ryb. Obecny operat obowiązuje do 2014 roku.
- Potem możemy spróbować namówić instytut, by rybostan zalewu określać na podstawie rejestru ryb przygotowywanego przez wędkarzy. Wcześniej nie ma takiej możliwości - mówi dyrektor Łucki. Na pytanie, jak poradziłby sobie zarząd okręgu bez zysku ze sprzedawanych ryb z Siemianówki, odpowiada, że po pierwsze, po odliczeniu kosztów związek ma z tego 120 tysięcy rocznie, a po drugie, tego nie sposób oszacować z marszu. Związek bowiem prowadzi też inną działalność, np. na stawach hodowlanych.
- Ale to nie jest dla nas być albo nie być - podsumowuje.
Wójt leżącej na południowym brzegu zalewu gminy Narewka o proteście wędkarzy nie słyszał. To znaczy widział petycje w lokalnych sklepach, nikt się natomiast do niego w tej sprawie nie zgłaszał.
- To logiczne, że czym więcej się wyciągnie sieciami, tym mniej dla wędkarzy zostaje. Z drugiej strony jednak PZW ten zalew co roku zarybia. Za mało o tym wiem, żeby zajmować stanowisko - komentuje Mikołaj Pawilcz, którego gmina od kilku lat promuje się konsekwentnie, właśnie opierając się na walorach zalewu, jako "Kraina Dobrych Wiatrów".
źródło: gazeta.pl Białystok
- Szczegóły
- Odsłony: 7870
