- Szczegóły
- Odsłony: 22239
do 28 proc. Martwa strefa to obszar skażony do tego stopnia, że nie może w nim przetrwać życie. Martwa strefa powstaje na skutek napływu nawozów, ścieków i odpadów przemysłowych.
Napływ zanieczyszczeń stymuluje nadmierny rozwój alg i innych roślin morskich, które pochłaniają tlen rozpuszczony w wodzie. Brak tlenu zabija zależne od niego morskie stworzenia.
Największa martwa strefa na świecie znajduje się w Morzu Bałtyckim, oddziela wody Polski, Litwy, Łotwy i Estonii od wód krajów skandynawskich - podaje CNN.
Państwa leżące wokół Bałtyku, w tym Litwa, które podpisały Konwencję helsińską HELCOM, zdecydowały w 2007 r. o podjęciu działań mających do 2021 r. poprawić stan środowiska Morza Bałtyckiego. W październiku 2013 r. w Kopenhadze ministrowie środowiska mają uzgodnić plan ratunkowy dla Bałtyku.
źródło: wilnoteka.lt
{fshare}
- Szczegóły
- Odsłony: 7503
- Szczegóły
- Odsłony: 10468
Tym „czymś” w naszym przypadku jest Polski Związek Wędkarski, którego działalność od lat wzbudza kontrowersje. Nie ma się co oszukiwać, w obecnym stanie prawnym jesteśmy na niego skazani. Nic nie wskazuje
na to, aby w najbliższym czasie mógł zostać zlikwidowany lub przynajmniej poważnie zreformowany.
Powinniśmy sobie zdać sprawę, że każda organizacja jest taka, jacy są działający w jej ramach ludzie.
Jeśli w zapale krytykowania odcinamy się od aktywnego uczestnictwa w życiu PZW, nie dziwmy się, że jego ster krzepką ręką dzierży tzw. związkowy beton.
Kto nie bierze bezpośredniego udziału w pracach organizacji, do której należy, ten chyba nie jest w pełni uprawniony do narzekania na jej działanie.
W poprzednim numerze WMH doradzaliśmy, jak przeforsować usunięcie rybaków z wód środlądowych swojego okręgu. Można?
Okazuje się, że tak, trzeba tylko zmobilizować chcących zmian kolegów i zacząć udzielać się na szczeblu koła PZW. To małe kroczki, ale od czegoś trzeba zacząć. Może się zresztą okazać, że sojuszników znajdziemy także w zarządzie okręgu i wspólnie uda się doprowadzić do korzystnych zmian.
Toruń i Siedlce są tu świetnymi przykładami. Tam już nie ma rybaków.
W niniejszym numerze WMH opisujemy, jak mimo kompletnego braku poparcia ZG PZW wprowadzono górne wymiary ochronne na wodach podległych ZO PZW w Gorzowie Wielkopolskim.
Generalnie trzeba podkreślić, że w Gorzowie i jego okolicach sporo się dzieje. Całkiem niedawno Społeczna Straż Rybacka powiatu międzyrzeckiego otrzymała sprzęt (samochody, motorówki, środki łączności itp.) warty ok. 300 tys. zł! Pieniądze przekazane strażnikom przez gorzowski ZO PZW pochodziły ze środków unijnych uzyskanych za pośrednictwem – uwaga – Lokalnej Grupy Rybackiej Obra-Warta. A nie była to pierwsza taka akcja.
Przenieśmy się teraz na Pomorze Zachodnie. Działające tu Towarzystwo Przyjaciół Iny i Gowienicy od dawna cieszy się poparciem władz okręgowych, dzięki czemu m.in. skutecznie przeciwstawiło się zakusom lobby kajakowego, którego działania doprowadziłyby do zdewastowania rzeki Iny.
Jestem przekonany, że w całym kraju przykładów takiej współpracy znalazłoby się jeszcze wiele.
Niedaleko, bo w Słupsku, prezes tamtejszego ZO PZW oficjalnie przyznał się do porażki w gospodarowaniu populacjami troci i łososia w Słupi i uznał, że konieczne są zmiany. Mam nadzieję, że wędkarze zrzeszeni
w okręgu słupskim dobrze wykorzystają ten moment.
Polski Związek Wędkarski jest dla wielu z nas złem koniecznym, z którym jednak trzeba się nauczyć żyć
we własnym interesie, a przede wszystkim z myślą o ochronie naszych łowisk.
Wiadomo, że z dnia na dzień nie zrobimy u nas Skandynawii, ale krok po kroku można w ciągu najbliższych lat zdziałać naprawdę sporo.
Paweł Mirecki
Dołączone filmy:
"Kleniowa przepływanka"
Druga część naszej kleniowej trylogii (więcej informacji TUTAJ). Mówi się, że klenie „mają oko w każdej łusce”, są niezwykle ostrożne i płochliwe – zwłaszcza w czystej wodzie. Zbyszek oraz Tadeusz zabiorą Was na wyprawę nad nizinną krystaliczną rzeczkę z dużą populacją kleni. Woda płynąca wąskim korytem z licznymi zaczepami oraz zarośniętymi brzegami okazała się trudnym łowiskiem. Czy delikatna przepływanka sprawdzi się w tych warunkach? Czy skuteczniejsze będzie łowienie z kołowrotkiem o stałej szpuli, czy też jeden z wędkarzy będzie musiał uznać wyższość tradycyjnego i nieco zapomnianego już kręciołka o szpuli ruchomej? Jakie stanowiska zajmują klenie w tak niewielkiej rzeczce i jaka przynęta będzie najskuteczniejsza? Na te pytania znajdziecie odpowiedź w tym materiale filmowym.
"Boatmaster"
Tym razem dobrze Wam znany Tomek Krysiak zaprasza na wspólną wyprawę do Norwegii. To niesamowita kraina, o odwiedzeniu której marzy chyba większość wędkarzy – piękne widoki, wspaniałe łowiska oraz olbrzymie bogactwo niezwykle silnych i walecznych ryb wielu gatunków.
Tomek podpowie, jak przygotować się do takiej wyprawy, jak dobrać sprzęt oraz na co zwracać uwagę i czym się kierować w poszukiwaniu okazów. Ten film to pasjonująca opowieść przeplatana holami pięknych dorszy, karmazynów oraz czarniaków. Zobaczycie również zaciekle walczącego halibuta oraz dowiecie się, dlaczego podczas odhaczania zębacza należy zachować maksimum ostrożności.
Spis treści
- Dorszowe szproty 6 – 8
- Z tubą na wędce, czyli sposób na łososiowate 10 – 14
- „Ostatnie” okonie 16 – 19
- Czy tylko kombinezon? 20
- Niedoceniany dodatek 22
- Wiosenny egzekutor 24 – 26
- Nafaszerowany ołowiem 28 – 29
- Mormyszkowy podstęp 30
- Yo-zuri 32 – 33
- Wahadła na morskie trocie 34 – 35
- Potokowiec na przedwiośniu 36 – 38
- Jaź – ryba marca 40 – 41
- Siła stali, lekkość tytanu 42 – 43
- Przedwiośnie może być ciekawe 44 – 46
- Sposób na wiosenną rzeczkę 48 – 50
- Machtowe otwarcie sezonu 52 – 54
- Spławik w marcowej wodzie 56 – 58
- Rakietowe manewry 60 – 64
- Punktowe nęcenie karpi z PVA 66 – 69
- Wiosna, glinianka i ja 72 – 74
- Mörrum 76 – 79
- Wyjazd nad Mörrum – jak nie przepłacić? 80 – 81
- „Planowy” trolling czy „prymitywna” dorożka? 82 – 84
- Red Tag – uniwersalna klasyka 86 – 88
- Płacić czy nie płacić... 90 – 91
- Polecamy 92 – 93
- Amok 94
- W następnym numerze m.in. 95
- PZW też może... 96 – 97
- Normark – nowa oferta 127
{fshare}
- Szczegóły
- Odsłony: 10889
Ministerstwo Sportu wszczęło postępowanie administracyjne w stosunku do Polskiego Związku Wędkarskiego, który nie zmienił swojego statutu, by dostosować go do wymogów zmiany ustawy o sporcie
z czerwca 2010 r. Mimo że miał na to ponad dwa lata. MS nieoficjalnie przekonuje, że chce zrobić porządek
z jedną z największych i niereformowalnych organizacji w Polsce.
Mętna woda
PZW liczy ponad 630 tys. członków zrzeszonych w 45 okręgach i ponad 2,5 tys. kół, zarządza ponad 200 tys. ha wód śródlądowych, a jego roczny budżet przekracza 160 mln zł. Skutkiem postępowania może być ukrócenie władzy działaczy, czyli wstrzymanie wykonania decyzji władz PZW. To z kolei będzie oznaczać koniec raju biznesowego, jakim dla wielu jest działalność okołozwiązkowa.
By uświadomić sobie, o co toczy się gra, trzeba poznać nieco kulisy działania PZW, które wielu jego członkom kojarzy się z najgorszym – betonem PZPN. Na czele wędkarzy od ponad 20 lat stoi Eugeniusz Grabowski, generał milicji w stanie spoczynku. Jak pisaliśmy w DGP, w latach 80. był zastępcą szefa służby polityczno-wychowawczej MSW (dbała o kręgosłup moralny milicjantów) oraz redaktorem naczelnym „W służbie narodu”, tuby propagandowej MO i SB. Z kolei rzecznikiem prasowym jest Antoni Kustusz, który w stanie wojennym został kierownikiem wydziału propagandy i agitacji Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Słupsku.
Kosztowne zarybianie
PZW jest związkiem sportowym, mimo że wśród wspominanych ponad 600 tys. członków licencjonowanych zawodników jest zaledwie 5,3 tys., czyli mniej niż jeden procent. Dlaczego warto jednak być związkiem sportowym?
- To splendor wystawiania reprezentacji narodowej i uczestnictwo w zawodach międzynarodowych – tłumaczy DGP osoba, która zna kulisy działania organizacji. Innym powodem jest to, że w ten sposób działalnością PZW nikt się za bardzo nie interesuje. Mimo że na aktywność stricte sportową wydano ledwie 10 proc. budżetu, to PZW podlega Ministerstwu Sportu (akta Polskiego Związku Wędkarskiego zostały przez prezydenta m.st. Warszawy przekazane w 2006 r. ministrowi sportu). Jak się dowiedzieliśmy w MSiT, w PZW nie prowadzono dotychczas żadnej kontroli.
Na PZW można nieźle zarabiać. Jedną z form są po prostu pensje. Na przykład w 2011 r. w Zarządzie Głównym, który zatrudnia kilkanaście osób, na wynagrodzenia wydano ponad 4 mln zł. Dużą część z nich na diety. W sumie na ok. 600 etatów w PZW wydano ok. 40 mln zł. Jednak większe pieniądze są w hodowli ryb. Koszty zagospodarowania wód to w 2012 r. ponad 60 mln zł. Lwia część tej kwoty idzie na zarybianie. A w zakładach rybacko-wędkarskich często bywają zatrudnieni członkowie PZW, od których ryby kupuje... PZW.
Jednak takie działanie dotyczy nielicznych wybrańców, bo zdecydowana większość członków po prostu płaci składki. To najtańsza forma uzyskania zezwoleń do wędkowania. Jeśli chcą się dowiedzieć, jak funkcjonują finanse organizacji, mają ograniczone możliwości. – Znam przypadek, że prezes koła przez półtora roku chciał poznać budżet swojego okręgu. Bezskutecznie – mówi Rafał Jabłoński z portalu Wedkuje.pl, którego redakcja jako pierwsza napisała o postępowaniu administracyjnym.
Dlaczego PZW nie chce zmienić swojego statutu? Ustawa przewiduje, że związek sportowy ma być stowarzyszeniem osób prawnych, a nie jak dotychczas fizycznych. Nowa ustawa wymaga zmiany struktury organizacji, skutkiem czego zarząd PZW przestałby mieć wpływ na decyzje dotyczące majątku poszczególnych okręgów. A przychody ze sprzedaży produktów czy najmu powierzchni to ponad 7 mln zł. Inne wymogi nowej ustawy, które mogą budzić opór działaczy, to zapis, że „funkcję prezesa zarządu polskiego związku sportowego można pełnić nie dłużej niż przez 2 następujące po sobie kadencje” oraz fakt, że członek zarządu nie może „być osobą prowadzącą działalność gospodarczą związaną bezpośrednio z realizacją przez ten związek jego zadań statutowych”.
Kto z tego wyjdzie cało
Trudno przewidzieć, jak skończy się konflikt, ale o tym, jak podchodzą do tego działacze, może świadczyć wpis rzecznika PZW na oficjalnej stronie PZW.org.pl. „Obecny stan prawny PZW nie jest bólem głowy PZW, ale tych, którzy takie wymyślili, a wymyślili wbrew oczekiwaniom i postulatom naszego związku, nie uwzględniając naszej tradycji i specyfiki, autorytarnie i nielogicznie, bo wystarczyło zachować dotychczasowy zapis o fakultatywnym charakterze jako polskich związków sportowych, dla takich stowarzyszeń, jak PZW, AP i LOK. Teraz powstał problem dla wszystkich, bo i termin minął i jeśli ktoś się usztywni, to nikt z tego nie wyjdzie cało. My mamy czas, a MSiT ma swoją kadencję i najwyższa pora, by w tej sprawie coś racjonalnego zrobić” (pisownia oryginalna). Minister Joanna Mucha jest na urlopie. Nie skomentowała tego wpisu.
źródło: Dziennik Gazeta Prawna
{fshare}
- Szczegóły
- Odsłony: 6940
Przypomnijmy, w połowie listopada monionego roku w zasadzce zorganizowanej przez Społeczną Straż Rybacką złapano trzech kłusowników. Polowano na nich od kilku dni. Mężczyźni kłusowali w Skarszewie Dolnym na rzece Skotawa na trocie w okresie ochronnym.
Kiedy ich złapano, okazało się, że nie dość, iż to członkowie Społecznej Straży Rybackiej, ale na dodatek policjanci. Dwóch już na emeryturze, a trzeci wciąż w ciągłej służbie w Komendzie Miejskiej Policji w Słupsku. Ten ostatni uciekł z miejsca zdarzenia.
Strażnicy zabezpieczyli skłusowaną rybę, a o zdarzeniu powiadomili policję. Ta rozpoczęła poszukiwania kolegi.
Teraz rozkazem personalnym komendant słupskich policjantów podjął decyzję o wydaleniu ze służby Tomasza Z. Funkcjonariusz w stopniu sierżanta pracował w policji od 12 lat. Ostatnio w służbach patrolowych.
– Procedura wydalenia ze służby została wdrożono zaraz po zdarzeniu – mówi Robert Czerwiński, rzecznik KMP w Słupsku. – Jej konsekwencją jest wydanie rozkazu o wydaleniu ze służby w związku z oczywistością tego czynu.
Rzecznik tłumaczy, że policjanta można zwolnić w przypadku popełnienia czynu o znamionach przestępstwa albo przestępstwa skarbowego, jeżeli popełnienie tego czynu jest oczywiste i uniemożliwia pozostawienie go w służbie, a tak jest w tym wypadku.
Jednak rozkaz komendanta, tak jak każda decyzja administracyjna, musi się jeszcze uprawomocnić, a policjant - kłusownik ma prawo od niej się odwołać.
Policjant straci pracę 22 lutego, a razem z nią uprawnienia emerytalne, na które Tomasz Z. mógł przejść już za trzy lata.
Jeśli okaże się, że postępowanie prowadzone w tej sprawie przez człuchowską prokuraturę zakończy się aktem oskarżenia i prawomocnym wyrokiem, wówczas mężczyzna nie będzie miał możliwości powrotu do munduru.
źródło: Serwis Głosu Pomorza
{fshare}
- Szczegóły
- Odsłony: 7533
Aby uwiarygodnić informację otrzymałem numer telefonu od osoby będącej bezpośrednio przy zdarzeniu.
Pan Wojtek, wędkarz, członek jednego z Jeleniogórskich Kół PZW przedstawił mi wyczerpujący obraz zdarzeń z tego feralnego dnia-chciał jednak pozostać anonimowy.
Nie chciał również zdradzać tożsamości wędkarzy członków PZW.
W piątek trzech mężczyzn ojciec z synem i ich kolega wybrali się na połów ryb spod lodu. Temperatura powietrza +4 stopnie lekki deszczyk sprzyjający szybkiemu ubytkowi warstwy lodowej.
Mężczyźni postanowili wykręcić otwory i łowić. Po pewnej chwili pod synem jednego z wędkarzy załamał się lód i młody mężczyzna zaczął się topić. Na ratunek ruszył mu łowiący obok ojciec, pod którym lód również się załamał.
Wszystko wyglądało bardzo tragicznie. Trzeci z mężczyzn ściągnął kurtkę i czołgając się po lodzie dotarł do ojca. Podał mu kurtkę i wyciągnął go na lód. Później przyszedł moment na ratowanie syna, który już ledwo utrzymywał się na powierzchni wody. Na szczęście w ostatniej chwili udało się go uratować.
Mężczyźni po wyjściu na brzeg połamali wędki i powiedzieli, że nigdy już nie będą łowić. Można powiedzieć przeżyli dzięki trzeciemu anonimowemu mężczyźnie, który zachował zimną krew i wykazał się odwagą i dla nich dwóch został bohaterem bo uratował im życie.
Często w radiu, telewizji i internecie ostrzega się o tym aby nie ryzykować i podczas roztopów nie wchodzić na niepewny lód. W tym przypadku znowu ostrzeżenia zostały zignorowane i dosłowny brak wyobraźni mógł doprowadzić do tragedii.
Dziś wybrałem się w do Krzeszówka aby sprawdzić wskazane mi miejsce przez Pana Wojtka. Dostrzegłem miejsce gdzie rozgrywała się walka o życie, widoczne duże dziury w lodzie gdzie nie zdąrzyła jeszcze zamarznąć woda .
Głębokość we wskazanym miejscu to około 20 metrów. Zbiornik wodny Krzeszówek nie jest zbiornikiem PZW. Jest to byłe duże wyrobisko po Kopalni Piasku. Bardzo często odwiedzany przez wędkarzy ze względu na występującą w nim bardzo dużą ilość szczupaków i okoni. W dniu dzisiejszym tj.03.02.2012 roku na lodzie znowu łowili wędkarze.
Warstwa lodu, którą sprawdzałem nie przekraczała 7 centymetrów i chodzenie po takim lodzie jest wielkim ryzykiem.
Możemy tylko apelować do rozsądku i wyobraźni Wędkarzy aby nie lekceważyli tych apelów i nie ryzykowali własnym życiem. Więcjej zdjęć TUTAJ.