- Szczegóły
- Odsłony: 9650
Moje liczne wędkarskie wojaże po różnych krajach pozwalają mi wysnuć optymistyczny wniosek, że statystyczny polski wędkarz na zagranicznym łowisku zachowuje się już dziś co najmniej poprawnie, bez problemów dostosowując się do obowiązujących w danym miejscu norm, nawet tych niepisanych.
W każdej grupie społecznej, również wśród wędkarzy, są ludzie niereformowalni, jakby z innej, złej bajki. Jest ich niewielu, ale to właśnie przez pryzmat ich zachowań jesteśmy często postrzegani jako moczykije bez kindersztuby, łapczywi na rybie mięso, a także jako... „śmieciuchy”.
Ten tekst piszę tuż po powrocie ze Szwecji znad Mörrum, gdzie spotkałem kilkudziesięciu rodaków, w tym sporą grupkę zachęconych do przyjazdu tam lekturą mojego artykułu w marcowym numerze WMH.
95% z nich to byli normalni, etyczni wędkarze, którzy osiąganymi wynikami budzili podziw i zazdrość kolegów po fachu innych nacji.
I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie te pozostałe 5%... Nagminne śmiecenie (plastikowe „szklanice”
z logo zeszłorocznych ME w piłce nożnej i puszki po piwie o swojsko brzmiących nazwach) to jeszcze przysłowiowy pikuś.
Z Mörrum można zabrać tylko jedną rybę dziennie (po jej zabiciu kończy się łowienie) i obowiązuje całkowita ochrona samic łososia. Szwedzi w ramach odtwarzania populacji tego gatunku w rzekach ograniczyli rybactwo morskie, zrezygnowali z zarybień i postawili na naturalne tarło. Tymczasem nad rzeką grupka rodaków dumnie obnosiła się z kilkoma zabitymi rybami, w tym z samicą łososia... Wprost ręce opadają.
I jeszcze to tłumaczenie: „to niech obniżą ceny licencji!”. I w ten sposób wspomniane 5% pseudowędkarzy bez wyobraźni „uszyło buty” całej reszcie. Podobne incydenty zdarzają się wśród wędkarzy pochodzących
z różnych krajów, ale to nas absolutnie nie rozgrzesza.
Inny przykład to zdarzające się przekraczanie limitu 15 kg filetów, jakie można wywieźć z Norwegii. Wyprawa tam nie jest dla najbiedniejszych, nie uwierzę więc, że wędkarze łamiący ten przepis nie mają co jeść.
A może ciągle pokutuje sakramentalne „musi się zwrócić”? Przez lata w Szwecji „zwracało się” (nie tylko zresztą nam) tak długo i skutecznie, że włodarze niektórych jezior powprowadzali restrykcyjne limity, np.
1 szczupak na osobę lub na domek na cały pobyt, by nie doprowadzić do całkowitego wyrybienia łowisk.
Wróćmy jednak do optymistycznego początku tego tekstu. Potrafimy łowić i jesteśmy w tym niezwykle skuteczni, nie możemy tylko dopuścić, by nikły procent kolegów (?) psuł nam opinię. Na zagraniczne łowiska, gdzie przyroda jest szanowana, a ochrona środowiska nie jest tylko pustym hasłem, niech wyprawiają się jedynie ci, którzy wiedzą, że tylko dzięki temu szacunkowi tamtejsze rzeki i jeziora są nadal pełne ryb.
Paweł Mirecki
Dołączony film
"Sandacze z zaporówki"
Jak sobie poradzić na nieznanym zbiorniku zaporowym? Czym się kierować w poszukiwaniu drapieżników? Jak i gdzie je łowić? Jak dobrać odpowiednią wędkę oraz przynęty? Te i podobne pytania kołatają się po głowach wędkarzy, którzy po raz pierwszy odwiedzają łowisko w poszukiwaniu sandaczy. Paweł i Michał ruszają na nieznany im zbiornik zaporowy, w którym podobno żyje liczna populacja mętnookich drapieżników.
Aby sprawdzić te doniesienia, muszą zaufać własnemu doświadczeniu oraz wskazaniom echosondy. Przy okazji pokazują, jak ustawić „echo”, aby obraz był czytelny i zrozumiały, oraz podpowiadają, jak należy interpretować to, co wyświetla się na ekranie.
Echosonda, przez niektórych nazywana „diabelskim wynalazkiem”, pomaga w namierzeniu najciekawszych miejscówek, a nie konkretnych ryb przyczajonych przy dnie. Nasi bohaterowie pod okiem kamery odkrywają potencjalne stanowiska ryb i od razu je sprawdzają. Kombinują z przynętami oraz prezentują różne techniki ich prowadzenia. Przy okazji obejrzycie sprzęt potrzebny do łowienia sandaczy. A ile jest w stanie wytrzymać sandaczowe wędzisko, przekonacie się, oglądając ten film…
Spis treści:
Na celowniku 6 – 8
Kleniowe podchody 10 – 14
Koguty 16 – 18
Sposób na zarośnięte łowiska 20
Gotowe zestawy do łowienia z plaży 22
Powierzchniowy bandyta 24 – 26
Dorwać skubańca 28
zemu się zrywają 30 – 31
Polowanie na drapieżnika 32 – 33
Łosoś dla ubogich 34 – 35
Sandaczowy oręż marki Mikado 36 – 37
Czas na suma 38 – 41
Nizinna prapremiera 42 – 44
Sandacz z płytkiej wody 46 – 47
Liny na chodzonego 48 – 50
Odległościówka dla początkujących cz I. 52 – 55
Spinningowe płastugi 56 – 58
Pulla Bung - angielski system w polskich realiach 60 – 62
Stiff rigi w akcji 64 – 68
Karpie z podwodnego buszu 72 – 75
Rdzawiec 76 – 79
Norwegia – eldorado dla wilków morskich 80 – 83
Marzenie 84 Polecamy 86 – 87
Pierwszy kołowrotek muchowy 88 – 90
W następnym numerze m.in. 91
Jętka majowa 92 – 94
Szczupak – król naszych wód 95 – 97
- Szczegóły
- Odsłony: 10163
Jak kłusownik widzi, że może stracić wszystkie swoje przyrządy, to - bywało tak nieraz - rzuca się na straż rybacką z czym popadnie. Z nożem, siekierą, kijem, wiosłem. Na szczęście dotąd nie musieliśmy użyć broni - opowiada komendant posterunku terenowego w Płocku Wojciech Tyburski.
Służby wojewody mazowieckiego rozesłały do mediów apel, by zgłaszać do straży rybackiej każdy przypadek naruszenia prawa w zakresie połowów. Kłusownictwo bowiem kwitnie na potęgę, a metody są coraz brutalniejsze. W ub. roku w województwie ujęto 70 kłusowników, nałożono ok. 2 tys. mandatów, zarekwirowano 1,2 tys. sztuk sprzętu. - I dobrze, bo to, co się wyprawia na wodach, to czyste draństwo - denerwuje się płocczanin, pan Jerzy, wędkarz z zamiłowania. Ale nie ma złudzeń, że da się je szybko wyplenić.
- Wszyscy wiedzą, że na jeziorze, na którym łowię, są całe szajki, wybijają ryby prądem. Działają od lat i mają się dobrze. Komendant Tyburski przyznaje, że z "prądziarzami" jest najtrudniej. Im wystarczy kwadrans, góra pół godziny, żeby zrobić spustoszenie i uciec. - Na łódkę zabierają akumulator, do niego dołączają przetwornicę prądową i kable od niej wrzucają do wody - tłumaczy Tyburski. - Wszystko, co znajdzie się w polu rażenia, ginie. Zarówno narybek, żaby, ślimaki, duże ryby po ptactwo wodne. Przestępcy wybierają z wody tylko te duże ryby, a reszta ich nie obchodzi. Zanim dostaniemy sygnał, że gdzieś działają, zanim dojedziemy, ich już najczęściej nie ma.
W płockim posterunku pracuje 5 strażników, w tym jeden na pół etatu. Mają do dyspozycji oznakowane służbowe auto terenowe, motocykl, quada i trzy łodzie. Patrolują wody w Płocku i powiatach płockim, sierpeckim, gostynińskim oraz sochaczewskim. Rzeki i jeziora. Na okrągło. - W ub. roku nałożyliśmy mandaty na łączną sumę 50600 zł; od 50 do 500 zł - mówi komendant. - Za wykroczenia związane z nielegalnym połowem ryb. Np. za brak karty wędkarskiej lub zezwolenia, za połów na więcej niż dwie wędki albo w okresie ochronnym czy za zabieranie ryb w wymiarach ochronnych.
Strażnicy zatrzymali też 19 sprawców przestępstw kłusowniczych, którzy np. łowili siecią lub na przedmioty kaleczące, w tym kotwice na tzw. zacinkę. Ryby po takim połowie wyglądają, jakby je ktoś ponacinał nożem. Poza tym zarekwirowali 86 sztuk sieci o łącznej długości ponad 4 km. W tym roku, mimo że zima długo trzymała, do końca kwietnia wystawili mandaty za 4,7 tys. zł, a sieci, które odebrali, mają w sumie ponad 1,7 km. Przykład z początku kwietnia: w Wykowie pod Płockiem wpadł 57-latek, zbierał właśnie rozstawione już sieci. Strażnicy przeszukali jego gospodarstwo. - Wszędzie miał przybory do kłusowania - kręci głową Tyburski.
- Znaleźliśmy jeszcze kilometr sieci, żaki, wirsze... Żaki to pułapki na ryby; stalowe obręcze z siatką, z której ryba nie ma szans się wydostać. Wirsze to pułapki z wikliny. Wokół otworu wiklinowe kolce są tak rozmieszczone, że ryba z wirszy nie wypłynie. 57-latkowi grozi do 3 lat pozbawienia wolności i przepadek wszystkich tych rzeczy. Czeka na sprawę w sądzie.
Kłusownicy są tak zdeterminowani, że potrafią zaatakować strażników. - To zdarza się 3-4 razy w roku - przyznaje komendant Tyburski. - My jesteśmy umundurowani, mamy ostrą broń, ale na szczęście nie musieliśmy jej dotąd użyć. Stosujemy w takich przypadkach środki przymusu bezpośredniego: kajdanki, chwyty obezwładniające lub gaz obezwładniający. Kłusownicy dobrze znają mundury strażników i ich pojazdy. Bywa, że przez komórki raportują bezpośrednio na łódkę, że patrol właśnie wyjeżdża z bazy. Dlatego funkcjonariusze nierzadko jeżdżą na patrole w cywilnych ubraniach własnymi autami.
- Niedawno np. dostaliśmy anonimową informację od wędkarza, że dwie osoby łowią na zacinkę na Wiśle - opowiada Tyburski. - Pojechaliśmy po cywilnemu i faktycznie ich zatrzymaliśmy. Usłyszeli już prokuratorski zarzut kłusownictwa, też czekają na rozprawę. Prawdziwi wędkarze, tak jak pan Jerzy, często dzwonią z informacjami o przestępstwach. Nie mogą znieść okaleczania ryb i niegodnych metod. - Czasem taki sygnał przychodzi np. podczas rodzinnej uroczystości. Trudno, trzeba wtedy wstać i jechać. W ub. roku zabezpieczyliśmy w sumie 100 kg ryb. Żywe wypuszczamy, martwe oddajemy do uprawnionego rybactwa, czyli np. do Polskiego Związku Wędkarskiego. Strażnicy kontrolują także targowiska. Sprawdzają, czy handlujący rybami mają je z legalnych źródeł. Wędkarz nie ma prawa sprzedawać tego, co złowił. Często okazuje się, że handlarz działa nielegalnie; to przestępstwo, za które grozi do 3 lat więzienia.
- W naszej pracy pomagają nam policyjni wodniacy i społeczna straż rybacka - podkreśla Tyburski. Pytany, gdzie najbardziej kwitnie kłusowniczy proceder, wylicza Wisłę w Wykowie i Liszynie, zaś w samym Płocku - port oraz przepompownię Orlenu. Najbardziej "kłusownicze" jeziora to Zdworskie i Ciechomickie. Pory roku - wiosna, kiedy zaczyna się tarło, i jesień, gdy ryby żerują przed zimą. - Parający się nielegalnymi połowami przekazują sobie informacje, gdzie się ryby gromadzą, zjeżdżają się i zaczyna się rzeź... - dodaje komendant.
O pracy mówi, że najgorzej jest zimą. Bo nieraz trzeba dotrzeć do wędkarza, który moczy kij w przeręblu, nawet na środek Wisły. Nie jest też miło, kiedy trzeba wejść na bagna, gdzie są zastawione żaki na węgorze; każdy krok może się okazać pułapką. - Najlepiej, gdybyśmy w ogóle nie kupowali ryb od przygodnych handlarzy - apeluje Tyburski. - Wtedy kłusownicy nie mieliby zbytu i straciliby sens swojej przestępczej działalności.
źródło: Gazeta.pl Płock
- Szczegóły
- Odsłony: 6258
Zapadł wyrok w sprawie mężczyzny , którego w dniu 03.11.2012 roku ujawnili strażnicy Społecznej Straży Rybackiej PZW Kamienna Góra kiedy to dokonywał połowu ryb na rzece Zadrna w miejscowości Kamienna Góra. Przypomnijmy 30 letni mieszkaniec Kamiennej Góry łowił na niedozwoloną prrzynętę tj. czerwonego robaka , nie posiadał uprawnień do połowu ryb i bezpośrednio z urządzenia hydrotechnicznego służącego do piętrzenia wody, dodatkowo na odcinku zamkniętym i okresie ochronnym.Mężczyzna posiadał przy sobie uśmiercone ryby gatunku pstrąg w ilości 8 sztuk. Były to ryby o wymiarach od 10 do 25 centymetrów (więcej o całej sprawie TUTAJ).
Sąd w Kamiennej Górze skazał mężczyznę na grzywnę 1.000 złotych i 150 złotych za koszty postępowania. Prawidłowo poinformowany pokrzywdzony Okręg PZW nie wystąpił o nawiązkę na swoją rzecz. Powyższy wyrok powinien być ostrzeżeniem dla kłusowników, że nielegalny połów ryb może drogo kosztować. Wyrok jest prawomocny.
- Szczegóły
- Odsłony: 6119
Coraz częściej amatorzy nielegalnego połowu ryb stają przed obliczem sądu. Kary, choć najczęściej wymierzane
w zawieszeniu, są dotkliwe.
Tym razem za kłusowanie ryb skazani zostali dwaj mężczyźni, mieszkańcy Szczecinka w wieku 32 i 59 lat. Tomasz P. oraz Tadeusz N. 1 października 2012 roku
w Marcelinie na jeziorze Wielimie dokonali nielegalnego połowu ryb: 2 sztuk okonia, 17 sztuk leszcza, 3 sztuk szczupaka, 2 sztuki sandacza, o łącznej wadze 10,5 kilogramów i ogólnej wartości 86 złotych, przy czym 17 sztuk sandacza o wymiarach ochronnych o wadze 7 kilogramów i wartości 140 złotych przy użyciu sprzętu rybackiego w postaci sieci rybackich typu „wonton”. Oczywiście, nie mieli żadnych uprawnień.
Sąd wskazał, że kłusownicy działali na szkodę Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Poznaniu. („Wodniacy” zarządzają Wielimem do czasu rozstrzygnięcia konkursu na rybackie gospodarowanie tym jeziorem.)
Kłusownicy, zatrzymani przez funkcjonariuszy Straży Rybackiej, zostali skazani na kary po 4 miesiące pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem jej wykonania na okres 2 lat próby, a także na grzywny po 1130 zł każdy. Rzecz jasna, sąd zdecydował o przepadku narzędzi służących do nielegalnego połowu ryb.
źródło: temat.net
- Szczegóły
- Odsłony: 6921
Mimo rzekomo ocieplającego się klimatu aura rodem
z opowiadań o średniowiecznych zimach, gdy Bałtyk odmarzał w maju, sprawdza naszą odporność psychiczną. Synoptycy od kilku tygodni czarują nas nadchodzącą wiosną, a wiosny jak nie było, tak nie ma. Sygnały, jakie dochodzą z różnych części naszego kraju, brzmią bardzo podobnie – jest to błagalny krzyk: mamy tego dość!
Teraz jestem już w stanie sobie wyobrazić, co oznacza depresja zimowa, którą przechodzą mieszkańcy dalekiej północy. Wygląda więc na to, że szykuje się konkretne opóźnienie sezonu. Jeśli wiosna w końcu do nas zawita, majówka powinna być idealną porą na streamerowe łowy. Jeszcze tylko woda musi złapać kilka stopni więcej
i będziemy mogli sprawdzić nowości z naszych pudełek, które tak skrupulatnie przygotowywaliśmy w długie zimowe wieczory. W ruch pójdą pijawki, Ślajzurki i tym podobne wynalazki. Wielu z nas rzecz jasna już nie wytrzymało i ma na koncie kilka pstrążków, ale dopiero pierwsze pąki bazi to sygnał do prawdziwego ataku.
Wiosenny czas i łowienie na streamera to okres, kiedy liczyć możemy na spotkanie z prawdziwymi okazami. Ryby po zimie i wyczerpującym tarle są bardzo głodne, a branie na streamera, jak to opisuje jeden z naszych autorów, to kwintesencja wiosennych połowów. Z tego względu ten numer „Sztuki Łowienia" postanowiliśmy poświęcić, podobnie jak trzy lata temu, właśnie streamerowi. Tematu nie wyczerpaliśmy ani wtedy, ani teraz, choć do współpracy zaprosiliśmy najlepszych muszkarzy w kraju, tropicieli tajemnic rzek i strumieni, a także członków muchowej kadry narodowej. Łowienie na streamera jest coraz bardziej popularne i coraz więcej osób sięga po zestaw z tonącą linką. Namawiam, to świetna zabawa.
Pasjonatom imadła nie dajemy odpocząć po zimie. W tym numerze znajdziecie aż pięć receptur „krok po kroku" – od żaby, przez muchy UV, March Browna, na łososiowym Francisie kończąc. Początkującym podpowiemy, jak skompletować pierwszy zestaw, zaś wszystkich, którzy pragną poprawić technikę rzutu, odsyłam do artykułu Piotra Talmy pt. „Pętla – czyli rzut pod loopą".
Oprócz sielankowego łowienia i nadchodzącej w bólach wiosny niestety nie mogę pominąć milczeniem sytuacji, która dotknęła odcinek górnego Bobru. Z początkiem marca rozpoczęto tam prace regulacyjne – tradycyjnie pod przykrywką ochrony powodziowej. Wraz z przyjaciółmi z jeleniogórskiego koła PZW „Grodzkie", próbujemy powstrzymać ten akt barbarzyństwa dokonywany na żywym organizmie kolejnej polskiej rzeki. Więcej szczegółów na ten temat znajdziecie w tym numerze w dziale wydarzeń.
Już w maju spotykamy się na kolejnej edycji festiwalu muchowego nad Bobrem, a z początkiem czerwca również nad tą piękną dolnośląską rzeką odbędzie się pierwsze spotkanie wędkujących pań „Fly Girls". Zapraszamy!
Igor Glinda
Spis treści
Kredowe strumienie, lipienie i wielkie pstrągi (Rasmus Ovesen)
Co to jest streamer? (Igor Glinda)
Moje łowienie na streamery (Piotr Konieczny)
Streamery rozmiaru small (Jarosław Szymankiewicz)
Irish Rise (Łukasz Bartosiewicz)
Pętla, czyli rzut pod loopą (Piotr Talma)
Fionia – wyspa wielkanocna (Adam Litwin)
Haki, jakich mało (z Ronnem Lucasem sen. rozmawia Arkadiusz Kubale)
Muchowe mistrzostwa Polski 1977–2012 (Wojciech Telesz)
IX Otwarte Mistrzostwa Salmo Clubu... (Przemysław Lisowski)
Późny March Brown (Roman Moser)
Streamer w małej rzece (Grzegorz Gołofit)
Step-by-step: Żaba (Tomasz „Wieczny" Wieczorek)
Pierwszy zestaw muchowy (Mirosław Pieślak)
Jak zostałem mistrzem świata (Marek Walczyk)
Nowości sprzętowe
Francis (Jędrzej Grygoruk)
Klenie z Soliny (Daniel Hryniak)
Ocalić wylęg (Ernest Jurkowski)
Receptury UV (Tomasz Gawroński)
Wydarzenia (red.)
- Szczegóły
- Odsłony: 6917
W dniu 20.04.2013 roku strażnicy Społecznej Straży Rybackiej PZW Kamienna Góra dokonali kontroli wód powiatu . Skontrolowano zbiorniki wodne Zalew, Wysoka, Sędzisław i rzeki Zadrna, Lesk, Bóbr.
Zwracano uwagę na przestrzeganie przepisów Ustawy o Rybactwie Śródlądowym i Amatorskiego Połowu Ryb. Podczas kontroli zbiornika „Wysoka” w Kamiennej Górze ujawniono mężczyznę uprawiającego połów ryb na dwie wędki nie posiadając do tego stosownych uprawnień. Na rzece Bóbr ujawniono mężczyznę uprawiającego połów ryb metodą spinningową, który również nie posiadał uprawnień do ich połowu. Na dalszym odcinku rzeki Bóbr ujawniono wędkarza uprawiającego połów ryb bezpośrednio z urządzenia hydrotechnicznego służącego do piętrzenia wody.
Wszystkich poinformowano, że zostaną na nich sporządzone wnioski o ukaranie do Sądu. Niepokojącym zjawiskiem jest fakt, że ujawnianych jest coraz więcej osóbdokonujących połowu ryb bez stosownych uprawnień . Zapowiadane są dalsze kontrole zbiorników wodnych i rzek terenu powiatu Kamiennogórskiego.