- Szczegóły
- Odsłony: 8264
Polscy rybacy wyrażają oburzenie z powodu polityki w dziedzinie rybołówstwa, realizowywanej przez Unię Europejską. Ich zdaniem, to właśnie w jej wyniku doszło do katastrofy ekologicznej – zasoby ryb na Bałtyku, w tym także dorszu, w ciągu ostatniej dekady zmalały kilkakrotnie. Główną przyczynę tej sytuacji rybacy upatrują w niewystarczających ilościach szprotów śledzi, które stanowią podstawowe pożywienie dla dorszy.
Gospodarstwa rybne oskarżają o to duże statki, które prowadzą połowy przemysłowe w celu produkcji mączki rybnej. Ich olbrzymie sieci łowią wszystkie ryby. Głodówka zagrażać więc zaczyna także innym gatunkom ryb, takim, jak łosoś i flądra, - podkreśla przewodniczący rady społecznej przy organizacji Rosrybołowstwo Aleksander Saweljew:
Z jednej strony, ludzkość potrzebuje coraz większych ilości ryb dla zdrowego żywienia, ryby natomiast jest coraz mniej. W ogóle zbliżyliśmy się do granicy, po której przekroczeniu populacje ryb już nie nadają się do odtwarzania. Naturalnie, organy państwowe, jak i organy unijne dążą do zapewnienia sprzyjających warunków zarówno dla przemysłowych połowów, jak i dla amatorskiego łapania ryb. Ponadto dodać należy oddziaływanie ze strony człowieka, wielkie szlaki żeglugi statków, zwłaszcza na Bałtyku. Czyli zaniepokojenie polskich rybaków jest jak najbardziej uzasadnione.
W teorii jednolita polityka europejska w dziedzinie gospodarki rybnej zmierza do celów jak najbardziej szlachetnych – deklaruje się wykorzystywanie morskich zasobów biologicznych w sposób zapewniający utrzymywanie wielkości zasobów ryby na maksymalnym poziomie. Jednak w praktyce polityka ta okazała się raczej mało skuteczna. Wprowadzone normy połowów nie zgadzają się z wytycznymi naukowców. Na przykład, specjaliści obliczyli, że wielkość połowów dorszy na Bałtyku należy pomniejszyć o 44 procent. Jednak mimo to Komisja Europejska poleciła zmniejszenie przydziałów jedynie o 15 procent. Biorąc pod uwagę, że każdy kraj dba o interesy swych rybaków, realne ograniczenia były jeszcze mniejsze, - podkreśla przedstawiciel komisji helsińskiej do spraw ochrony środowiska morskiego Bałtyku Michaił Durkin:
Mimo zaproponowania przez Komisję Europejską poważniejszego zmniejszenia połowów, w tym także dorszy, kraje, należące do Unii Europejskiej, nie zgodziły się na to. Co dotyczy szprotów, to nie wprowadzono żadnych znaczniejszych cięć w połowach, mimo propozycji Komisji Europejskiej. To samo dotyczy również śledzia bałtyckiego. Jeśli szukać będziemy sprawcy powstałej sytuacji, to należy chyba obarczać odpowiedzialnością za to rządy krajowe.
Ekolodzy proponują bardziej skuteczne posunięcia, na przykład, wprowadzenie całkowitego zakazu połowów w niektórych akwenach Bałtyku. Taka „przerwa” pozwoliłaby mieszkańcom głębin morskich na odtworzenie ich liczebności. Jednak do rozstrzygania problemów krótkoterminowych przywiązuje się o wiele większą wagę, niż do spraw o znaczeniu długoterminowym, sprzyjających ochronie rybołówstwa, - z ubolewaniem stwierdzają eksperci.
źródło: Głos Rosji
- Szczegóły
- Odsłony: 8717
Oddajemy w Wasze ręce 15. już wydanie specjalne WMH. Jak żadne inne łączy ono stare z nowym. Jest to bowiem kolejna odsłona z naszego cyklu tematycznych wydań specjalnych publikowanych w sprawdzonej
i lubianej przez Was formule, a jednocześnie zapowiedź zmian, jakie zajdą już niebawem.
Następne bowiem, zaplanowane na początek 2014 r. będzie pierwszym
z całkowicie nowej serii kwartalników tematycznych WMH, ukazujących się zawsze z premierowym filmem lub filmami na DVD. Mało tego, nowe kwartalniki będą mogły być wliczane do prenumeraty rocznej WMH! Po szczegóły odsyłamy jednak do nr 88 naszego magazynu lub na stronę internetową www.wmh.pl/prenumerata.
Wydawać by się mogło, że w kwestii łowienia na żywą i martwą rybkę wszystko zostało już wymyślone, powiedziane i napisane. I owszem, tradycyjne, sprawdzone rozwiązania trzymają się tu krzepko i na pewno jeszcze długo będą stosowane w prawie niezmienionej postaci. Trzeba jednak zauważyć, że wielu wędkarzy – zwłaszcza świeżo upieczonych miłośników łowienia na żywą i martwą rybkę – nie zna i nie umie stosować sprawdzonych patentów, które z powodzeniem wykorzystują specjaliści. Jednym słowem, króluje swego rodzaju tendencja do zbytniego upraszczania bądź pomijania ważnych elementów wędkowania, często ze szkodą dla jego skuteczności.
Jednocześnie zachodzi także inne zjawisko: wędkarska myśl nieustannie się rozwija, przez co odziedziczone po poprzednich pokoleniach wędkarzy metody i sposoby są stale udoskonalane. Sprzyja temu także postęp techniczny. Warto śledzić te nowinki, testować je i wprowadzać do swojego arsenału. Niekiedy pozornie dziwne, były jednak wymyślane przez wędkarzy w miarę bieżących potrzeb i przydają się w konkretnych warunkach. Czyli – znów wracamy do tematu połączenia starego z nowym.
Komponując zawartość wydania specjalnego „Żywiec i martwa rybka”, mieliśmy to wszystko na uwadze. Bazując na sprawdzonych przez pokolenia polskich wędkarzy sposobach, nie pomijając omówienia solidnych podstaw, staraliśmy się wskazać warte uwagi triki i patenty, nie tylko nowe, ale także te, które są nieco już zapomniane.
Mamy nadzieję że nasze najnowsze „dziecko” przypadnie Wam do gustu. Do zobaczenia nad wodą!
Redakcja
Spis treści:
Szczupakowa żywcówka 4–7
Sandacz na żywca 8–10
Sumowa żywcówka 12–15
Okonie na spławik 16–18
Węgorz 20–21
Szczupak na martwą rybkę 22–24
Dryfujący spławik 26–27
Sandaczowy zestaw z martwą rybką 28–30
Sprzedaż wysyłkowa
Twoje Media Sp. z o.o.ul. Jasnodworska 3, 01-745 Warszawa
tel: 022-616 16 04, fax: 0-22-616 15 24 e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Numer konta bankowego:55 1750 0009 0000 0000 0553 7417
Cena 6,90 zł za egzemplarz z gratisowym filmem-niespodzianką na DVD i jednym z archiwalnych wydań WMH, również dołączonym gratisowo. Jeśli płacisz przelewem z góry, nie ponosisz kosztów wysyłki! Do przesyłki za pobraniem jest on doliczany wg cennika Poczty Polskiej.
- Szczegóły
- Odsłony: 6595
Ukazał się listopadowy 11/2013 numer "Wiadomości Wędkarskich", a w nim:
* Jak został pobity rekord Polski – świnka 2,38 kg? Przynęta – białe robaki . Łowisko Odra.
* Jak wędkarze odddziałują na środowisko? Nie chodzi tylko o śmieci, nieprzestrzeganie przepisów.
Czy metoda no kill zawsze ma pozytywne skutki? – "Nasze grzechy główne"
* Przez pewien czas była wyklęta. Nawet dziś niektórzy mówią, że to barbarzyństwo. Ale metoda jest zgodna z regulaminem i skuteczna. Żywcówka. "Stare i nowe wariacje żywcowe"
* Klasyczne i supernowoczesne przynęty na sandacza. Jak ich używać? Taktyka prowadzenia przynęt. "Klasycznie i po nowemu".
* Niektórzy mówią, że to najlepszy czas na sandacza. Gdzie go szukać? Fachowcy zdradzają nigdy przedtem nieopisywane tajemnice – "Sposoby na wredną rybę "
* Rady mistrza Europy jak łowić w Bałtyku na przynęty naturalne
* Przewodnicy wędkarscy radzą jak łowić sandacza z płytkiej wody
* Reportaż z Bałtyku – "Nad U-bootem"
* Wędkarska elektronika – "Echosonda w kulce"
* Koniec konfliktu PZW – Ustawa o sporcie
* "Złoto dla Anglików, nasi mają brąz" – relacja z mistrzostw świata na Kanale Żerańskim
* Wspaniałe łowiska: jezioro Otomińskie, Szkiery
* Liga Polonusów – Halibut 139 kg!
oraz rady Kogaty, nowości sprzętowe, opowiadanie, rekordy na plan i wspaniałe konkursy z nagrodami
- Szczegóły
- Odsłony: 9726
Po wielu spotkaniach, hektolitrach wypitej kawy i godzinach rozmów w redakcyjnym gronie postanowiliśmy zrobić ważny krok naprzód i mamy nadzieję, że ta nasza „mała rewolucja” ucieszy wszystkich, którzy od dłuższego czasu namawiali nas do tego ruchu.
Już niebawem zaprezentujemy magazyn WMH w nowej „e-odsłonie”. Chcemy jednak, by był on dla Czytelników czymś więcej niż tylko prostym przetworzeniem tradycyjnego papierowego wydania. W wersji elektronicznej mamy zamiar udostępnić Wam wiele bonusowych treści, z którymi będzie można się zapoznać tylko w ten sposób. E-wydanie WMH będzie możliwe do odtworzenia przy użyciu praktycznie każdej przeglądarki internetowej. Mamy nadzieję, że dzięki łatwemu dostępowi, przyjaznej obsłudze
i ciekawym informacjom szybko zagości ono w Waszych komputerach i smartfonach.
Chcemy też nieco zmienić kształt, a raczej sposób wydawania naszego pisma w wersji tradycyjnej. Zdajemy sobie sprawę z częstej konieczności ograniczania wydatków w wielu rodzinach, dlatego też od najbliższego wydania WMH zaproponujemy Wam magazyn bez filmu na DVD w atrakcyjnej cenie – 6,99 zł. Nie musicie się jednak obawiać, że czasopismo straci na swojej merytorycznej jakości – wręcz odwrotnie! W dalszym ciągu zależy nam na utrzymaniu opinii najlepszego magazynu wędkarskiego w Polsce, w czym pomagają nam nasi „starzy” oraz „nowi” autorzy.
Wiemy też, że oczekujecie od nas tego, co zawsze było wizytówką WMH – filmów o tematyce wędkarskiej. Nie rezygnujemy z ich tworzenia, mimo wysoko postawionej przez Was poprzeczki. Aby je jednak wystarczająco „dopieścić”, potrzebujemy trochę więcej czasu niż dotychczas. Nasze filmowe szlagiery mamy zamiar dostarczać Wam przy okazji publikowania wydań specjalnych WMH, które będą się ukazywały cztery razy w roku w cenie 9,99 zł. Na każdej nowej płycie DVD znajdziecie minimum jeden film zrealizowany na naszych polskich łowiskach. Dzięki tej nowej przyjętej przez nas strategii w przyszłości otrzymacie łącznie aż szesnaście wydań WMH w ciągu roku – dwanaście numerów magazynu oraz cztery wydania specjalne z premierowymi filmami na DVD! W nadchodzącym 2014 roku numery styczniowy i lutowy wyjątkowo ukażą się jeszcze jako wydanie połączone. Mam nadzieję, że WMH w nowej odsłonie przypadnie Wam do gustu.
Dołączony film:
Jeziorowe drapieżniki
Dobry wędkarz, to wędkarz skuteczny – bez względu na charakter łowiska, metodę łowienia czy warunki atmosferyczne. Paweł wraz z Robertem postanowili spenetrować toń rozległego jeziora, o którym wiedzieli jedynie, że zamieszkują je piękne sandacze oraz olbrzymie szczupaki. Ale jak się do nich dobrać?
Nasi bohaterowie próbowali różnych metod – od stacjonarnego spinningowania, poprzez łowienie w dryfie, aż po trollingowanie. Szukali drapieżników nie tylko przy dnie, ale również w toni oraz pod samą powierzchnią. Stosowali wymyślne wędkarskie tricki, aby zwiększyć liczbę brań oraz poprawić skuteczność zacięć. Pogoda nie rozpieszczała wędkarzy, jednak nikt nie obiecywał, że będzie łatwo.
Która metoda okazała się najskuteczniejsza? Czy można z powodzeniem wędkować, gdy fale mają metr wysokości? Do jakiej przynęty startowały nie tylko okazowe sandacze, ale również prawdziwy cętkowany olbrzym? Tego wszystkiego dowiecie się z naszego najnowszego filmu.
- Szczegóły
- Odsłony: 10032
W ciągu 3 lat już kilkanaście razy znaleziono martwe ryby w pobliżu mostów Jagiellońskich we Wrocławiu, między śluzami Zacisze i Bartoszowice. Za każdym razem badano wodę w tym miejscu i... dotąd nie znaleziono przyczyny śnięcia ryb. - Sprawa jest bardzo zagadkowa - mówią zgodnie przedstawiciele Polskiego Związku Wędkarskiego, Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej, straży rybackiej oraz strażacy.
Na miejsce zazwyczaj pierwsza przybywa straż pożarna. Tak było i w środę, kiedy ryby znaleziono w pobliżu mostów Jagiellońskich w basenie portowym stoczni Odra-Trans. - Przybyliśmy na miejsce, a zastęp chemiczny straży pożarnej zbadał wodę na obecność substancji ropopochodnej i jej nie znalazł. Sprawę przekazaliśmy Wojewódzkiemu Inspektoratowi Ochrony Środowiska, który ma narzędzia by prowadzić dalsze badania wody – mówi rzecznik Komendy Miejskiej Straży Pożarnej Remigiusz Adamańczyk.
- To już nie pierwszy raz, a my nie wiemy, co się dzieje.
WIOŚ nie dostarcza nam żadnych ekspertyz, trudno stwierdzić, czemu ryby wypływają na powierzchnię. Straż pożarna nie jest od szukania przyczyn takiego zjawiska, a od szybkiego reagowania i usuwania zagrożeń, dlatego nic więcej nie jesteśmy w stanie w tej sprawie zrobić – dodaje Adamańczyk.
WIOŚ pobrała wczoraj próbki wody, ale badań jeszcze nie wykonano. Naczelnik Wydziału Inspekcji WIOŚ Maria Siwiak tłumaczy, że potrzeba na to 10 dni. Wylicza, że do śnięcia ryb dochodziło też w dniach 1-9 września, a jedno z większych miało miejsce na przełomie lipca i sierpnia ubiegłego roku. Wtedy wyłowiono kilka ton ryb ze śluzy na Zaciszu, a wczoraj jak szacowali strażacy, wypłynęło ich 200-300 kg.
Jak WIOŚ tłumaczy takie zjawiska? – W zeszłym roku w czasie wysokich temperatur, ze względu na słaby przepływ wody, rozwijały się intensywnie glony i sinice, później następowało ich obumieranie, podczas którego mieliśmy do czynienia z odtlenieniem, czyli przyduchą. W związku z tym ryby zdychały - wyjaśnia Maria Siwiak. Dodaje, że po tym, jak znaleziono śnięte ryby na początku września, badania wody także wykazały obecność sinic. Czy tym razem mamy do czynienia z tym samym - wykażą badania.
Temperatury przecież wcale nie są wysokie - mamy chłodną jesień. - We wrześniu temperatura była jeszcze wysoka i sinice mogły się rozmnażać, ale wystąpienie przyduchy zależy nie tylko od temperatury. Podobna sytuacja jest możliwa i teraz. Przypominam, że ani we wrześniu, ani podczas wcześniejszych badań, nie stwierdzono szkodliwych substancji - tłumaczy Maria Siwiak.
Przypuszcza ona, że to sinice są główną przyczyną śnięcia ryb, ale nie wyklucza, że przepływające statki mogą wzburzać osady w kanale żeglugowym. - Śluza Zacisze nie była czyszczona od II Wojny Światowej, wnioskowaliśmy do Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej o wyczyszczenie tego kanału – dodaje Maria Siwiak.
Piotr Stachura, rzecznik RZGW odbija piłeczkę mówiąc, że oficjalnego pisma w tej sprawie nie było. – Wiemy o problemie od WIOŚ, ale nie otrzymaliśmy żadnych wytycznych. Potrzebna nam jest do tego bieżąca szczegółowa analiza osadów. A takich badań nie ma – mówi Stachura.
Dodaje, że RZGW nie ma pieniędzy na wybranie mułu z dna kanału między jazem Zacisze a Bartoszowice. – Odcinek, o którym mowa, to aż trzy kilometry. Szacujemy, że oczyszczenie go z mułu pochłonie od miliona do półtora miliona złotych. Nie mamy takich pieniędzy. Ale jeśli WIOŚ wyda nam takie zalecenie, poszukamy dofinansowania – deklaruje Piotr Stachura.
– Zależy nam, żeby ten temat został wyjaśniony. O ile w miesiącach letnich przyducha była prawdopodobną możliwością, o tyle jesienią jest to zagadkowe. Być może winą jest jakieś zanieczyszczenie stałe, ale tego nie jesteśmy w stanie stwierdzić bez ekspertyz WIOŚ, a tych nie mamy – tłumaczy Piotr Stachura.
Dariusz Dżegniuk, zastępca Komendanta Komenda Wojewódzkiej Państwowej Straży Rybackiej we Wrocławiu jest zaniepokojony, że podobne zjawisko występuje po raz kolejny. – Przecież w zeszłym roku wyłowiono tam kilka ton śniętych ryb. Być może przepływające barki poruszają osad na dnie, a być może to przez remont Wrocławskiego Węzła Wodnego – gdyba Dariusz Dżegniuk. Dodaje, że bez ekspertyz trudno to stwierdzić, a straż rybacka nie ma możliwości przeprowadzenia badań wody czy ryb. Śnięte zwierzęta mogą być przebadane na zlecenie Polskiego Związku Wędkarskiego.
Karol Napora, dyrektor PZW Okręg we Wrocławiu mówi, że badania wody powinny wykazać nieprawidłowości i nie ma planów badania zdechłych ryb. – Być może tegoroczne badania coś wykażą, dotychczasowe nie znalazły żadnej przyczyny. Nie wiemy, czemu ryby sną – mówi Karol Napora, który przyduchy nie uważa za powód wczorajszego śnięcia ryb...
Prof. Ryszard Polechoński, ichtiolog z Uniwersytetu Przyrodniczego mówi, że rozpuszczalność tlenu w wodzie może się zmniejszać wraz ze wzrostem temperatury i ryby źle na to reagujące sną. – Na zbiornikach otwartych, w wodach płynących, woda jest dobrze natleniona, a kanał to twór sztuczny i dopływ wody jest regulowany za pomocą śluzy. Jeśli jest tam nagromadzony osad denny, jest on przetwarzany przez mikroorganizmy z wykorzystaniem tlenu i tego tlenu rybom brakuje. Na dnie zalega gruba warstwa szczątków organicznych i substancji ściekowych z zakładów przemysłowych, a w tej warstwie odbywają się problemy gnilne, prawdopodobnie w tym problem – mówi profesor.
źródło: Gazeta Wrocławska
- Szczegóły
- Odsłony: 10459
- Dopiero jezioro zaczyna odradzać się po przydusze, a już robią odłowy – oburzają się słupeccy wędkarze. Władze okręgu PZW twierdzą, że z odłowu nie mogą zrezygnować. Jak się okazuje, o uszczuplenie ilości ryb w słupeckim jeziorze apelował sam starosta Mariusz Roga.
W poniedziałek na jeziorze Słupeckim pojawili się rybacy oddelegowani przez okręg Polskiego Związku Wędkarskiego w Koninie. Ta instytucja dzierżawi nasz akwen i tylko oni mają prawo odławiać. Wykorzystując sieci, wyławiają z jeziora ryby, które zostaną sprzedane, a pozyskane w ten sposób pieniądze zostaną przeznaczone na zarybienie. Odłowy prawie wszędzie spotykają się ze sprzeciwami wędkarzy. Każdy odłów zmniejsza przecież szanse na późniejsze udane wędkowanie. W Słupcy jednak niezadowolenie wędkarzy jest podwójne.
- Minęło dopiero 3,5 roku od przyduchy, która miała miejsce na naszym jeziorze, a okręg już prowadzi odłowy. To zdecydowanie za wcześnie. Powinni poczekać trochę, niech ta ryba urośnie, i dopiero powinni odławiać – oburzają się słupeccy wędkarze.
Władze okręgu PZW przekonują, że trwające obecnie odłowy to nie ich widzimisię, ale obowiązek, wynikający z umowy, jaką mają zawartą z Regionalnym Zarządem Gospodarki Wodnej w Poznaniu.
źródło: http://www.slupca.pl