Mitchell RTE
Chciałbyś poinformować o ciekawym i ważnym wydarzeniu? Wyślij info na Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.



Zgodnie z projektem uchwały ZG PZW, 1 stycznia 2014 r. Okręg Płocko-Włocławski PZW zostanie włączony
w struktury Okręgu Mazowieckiego PZW.

Projekt, który stanowi o połączeniu, będzie rozpatrzony
na najbliższym posiedzeniu ZG PZW i uwzględnia uchwały podjęte przez okręgowe zjazdy delegatów: Nadzwyczajnego Zjazdu Delegatów Okręgu Płocko-Włocławskiego z 25 sierpnia 2013 r. oraz Nadzwyczajnego Zjazdu Delegatów Okręgu Mazowieckiego PZW z 22 września 2013 r.

skaner– To nowość i efekt wspólnych działań Polskiego Związku Wędkarskiego i katedry hydrobiologii, ichtiologii
i biotechnologii rozrodu Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego w Szczecinie – poinformowali na portalu Moje Miasto Stargard przedstawiciele koła PZW nr 45 Kolejarz Stargard.

Koszt projektu z wykorzystaniem skanera ryb na rzece Inie, zamontowanego na jazie w Stargardzie, to ponad 250 tysięcy złotych.

 

– Jego zadaniem jest zliczanie ryb wchodzących na tarło do naszych rzek – informują wędkarze z Kolejarza. – Skaner jest urządzeniem na tyle nowoczesnym, iż z czasem może prowadzić rozpoznawanie gatunków, a nawet będzie potrafił rozróżniać płeć ryb na podstawie rozbudowanej bazy danych, której będzie się sam uczył przy udziale pracowników badawczych ZUT.

Badania na podstawie wyników skanera pomogą w diagnozie rzeki, między innymi pod względem zachowań ryb migrujących.

źródło: gs24.pl

sztuka21Wszystko zaczęło się od tego, że ktoś coś namotał; na czymś, co przypominało haczyk.
Wpadło do wody i zatonęło – czyli stało się mokrą muchą. Takie były początki. Dziś niejednokrotnie mówi się, że łowienie na mokrą muchę to żadna sztuka. Wystarczy wcelować do wody, przytrzymać, a ryba sama się zatnie. Taki głupi jaś.

 

 

 

          Okazuje się jednak, że nie tak do końca – skuteczne i świadome łowienie na mokrą muchę to wielka sztuka. Oczywiście trzymając wędkę i nic nie robiąc z zestawem, można złowić rybę, ale niewiele znam osób, które wiedzą, co tym wyposażonym w „tonącą muchę” zestawem można zrobić. A można całkiem wiele. Z prądem, pod prąd, w poprzek. Inaczej w małej rzece, inaczej w jeziorze. Tradycyjna „irlandzka” z dryfującej łodzi czy „góralska przytrzymywana”. Jest tych sztuczek dość sporo i odnoszę wrażenie, że szybciej można opanować łowienie na suchą muchę niż na mokrą.

            Czarować można na wiele sposobów – czasem wystarczy przytopić suchą muchę i już będziemy mieć w rękach wet fly. Tak właśnie udało mi się zbajerować przyzwoitego źródlaka z fotki powyżej. Mikrosucharek nabrał wody i delikatnie zatonął, stając się mokrą muchą, prowadzoną bardzo powoli, kilka centymetrów pod powierzchnią.

            Jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś więcej na temat łowienia tą fascynującą metodą, zapraszam do naszego najnowszego numeru. O wiązaniu mokrych skrzydełek opowiada mistrz imadła Hubert Janeczek, a jak stosować mokre muszki opisują Józef Jeleński i Michael Drinan. Sporo ciekawych wzorów much znajdziecie w tekście Antoniego Bogdana. Dla spragnionych egzotyki przygotowaliśmy tekst o afrykańskich pstrągach i wielkich jętkach z USA. Dla tych, co lubią sól, tekst Kuby Standery o rdzawcach z Irlandii. Jak robić lepsze zdjęcia nad wodą dowiecie się, czytając wywiad z Pasim Visakivim. Wielbicielom historii znad wody polecam tekst o „Zajączku” Przemysława Lisowskiego oraz opowieść o kleniowej porażce Arkadiusza Kubale. Marian Paruzel, nestor pstrągowej wody, opisuje urokliwy dopływ Pasłęki.

            Nie mogę pominąć milczeniem pierwszej kobiecej imprezy muchowej „Fly Girls” 2013 – mam nadzieję, że na stałe zagości w kalendarzu. O sportowych emocjach poczytacie w relacji z Pucharu Bobru oraz w dziale „Wydarzenia”. Zapraszam serdecznie do lektury!

        Igor Glinda

IMG 0760-1

Spis treści 

Mokra Mucha! (Michael Drinan)

Afrykańskie pstrągi (Clemens Ratschan)

Mokre wzory (Antoni Bogdan)

Prosta historia (na podstawie rozmowy z Józefem Jeleńskim opracował Mirosław Pieślak)

Fly Girls 2013 (Małgorzata Kurek)

Bezsenność przy księżycu, czyli hexowe zapiski (Dave Karczynski)

Zając z sanowej łączki (Przemysław Lisowski)

Puchar Bobru – debiut (Piotr Zieleniak)

Skopiuj naturę! (Rasmus Ovesen)

Rdzawce w cieniu Samsona (Kuba Standera)

Mokre skrzydełka (Hubert Janeczek)

Step-by-step: Royal Coachman »Wet« (Wojciech Kudłacz)

Wiesent – bawarska biała dama (Robert Tracz)

Sztuka i fotografia – Pasi Visakivi (z Pasim Visakivim rozmawia Arkadiusz Kubale)

Wałsza – zapomniana rzeka (Marian Paruzel)

Suche pożegnanie z Kanadą (Viktor Kupczyk)

Kleniowa niby-tragedia (Arkadiusz Kubale)

Wydarzenia (red.)

IMG 0756-1

http://www.sztukalowienia.com/

wmhW czasach gospodarki centralnie planowanej funkcjonowało hasło:  „produktywność łowisk”.
Musiały one dostarczać rybiego mięsa, najchętniej
z takich ryb, które dawały się łatwo tuczyć i szybko rosły do „słusznych” rozmiarów. Duże i rozległe wody musiały być więc (na siłę) „produktywne” i traktowano je jako coś, o co trzeba jednak jakoś tam zadbać, żeby co pewien czas móc przeczesać je sieciami.
I tak zostało do dziś. Ale małe rzeczki nie miały tego szczęścia.
W imię „produktywności” są od dziesięcioleci masowo niszczone bez skrupułów. Przejawia się to w niszczeniu dna (kopanie żwiru), przegradzaniu (małe elektrownie wodne czy choćby spiętrzenia, dzięki którym woda zasila okoliczne stawy), pobieraniu wody czystej i wpuszczaniu brudnej (dobrze, że niezatrutej, choć… różnie bywa) czy organizowaniu masowych spływów kajakowych. A także – nowość w ostatnich czasach – w „przemielaniu” pieniędzy z UE na cele tak szczytne, jak rozwój turystyki i ochrona przeciwpowodziowa, także tam, gdzie o powodziach nie słyszeli najstarsi górale, a turysta nie bardzo ma czego szukać. I pewnie jeszcze parę rzeczy by się znalazło, bo pomysłowość piewców „produktywności wód” jest niewyczerpana. Podawanie konkretnych przykładów mija się z celem, gdyż niemal każdy z nas zna takie przypadki z własnego „podwórka”, a ich liczba jest w skali kraju zastraszająca.
Część społeczeństwa postrzega takie rzeczki jako kompletnie nikomu i do niczego nieprzydatne. Nie zdaje sobie sprawy z wartości przyrodniczej takich ekosystemów, nie wie nic o bytujących w nich rybach (a bywa, że są tam wspaniałe warunki dla pstrągów czy lipieni), nie zastanawia się, ile wysiłku i pieniędzy kosztuje utrzymanie takich łowisk w stanie względnej rybności. Właśnie z takich ludzi rekrutują się zarówno zwolennicy poprawiania przyrody, jak i ci, którzy im na to milcząco przyzwalają. Jest to efekt zaniedbań na polu informowania społeczeństwa o tym, jakie grzechy od dziesiątek lat popełnia nasz Polski Związek Wędkarski. Niezwiązani z wędkarstwem ludzie nie wiedzą o nas nic albo prawie nic, a jedynymi rybami, jakie znają, są karp, pstrąg z hodowli oraz szczupak, który owego karpia wyjada ze stawu. Można to zapisać na karb modelu wędkarstwa lansowanego przez centralę z ul. Twardej w Warszawie.
Nie nadrobimy szybko zaniedbań z wielu dziesiątek lat. Ale warto działać lokalnie, tak jak w wielu regionach Polski działa się na poziomie klubów i kół wędkarskich, nie oglądając się na związkową górę, a już najmniej na tę najwyższą, gdzie chyba wciąż planuje się centralnie, a słowem-kluczem nadal jest pewnie owa nieszczęsna „produktywność”. 

Dołączone filmy:

Feeder na stojącej wodzie

Tym razem mamy przyjemność zaprosić Was na wyprawę nad jezioro Wersminia. Robert wraz z Kamilem zaplanowali kilkudniową zasiadkę i postanowili sprawdzić, jakie ryby spokojnego żeru pływają w tym urokliwym łowisku. Nie zważając na gwałtowne burze, nieznośne upały i chłodne poranki, tocząc nierówną walkę z komarami, udało im się przetrwać kilka dni i nocy pod namiotami, cały czas pilnując zarzuconych feederów. Ryby chętnie żerowały w zanęconym miejscu, co jakiś czas przyginając szczytówki wędzisk. Robert zaskakiwał niekiedy swego towarzysza, stosując tajemnicze patenty oraz nietypowe przynęty, co okazało się bardzo skuteczną taktyką. Jakie gatunki ryb udało im się przechytrzyć? Jakiej wielkości były ich zdobycze? Które przynęty były najskuteczniejsze? Jakie niezwykłe przygody spotkały naszych bohaterów? Tego wszystkiego dowiecie się, oglądając najnowszy film przygotowany przez ekipę WMH.

Spis treści

Dzikie burty 6 – 8
Październikowa rzeka 10 – 13
Polowanie na „płaskiego” 14 – 19
Żywcowy spławik 20
Jesienny system 21
Kręcenie w terenie cd. 22
Fatso - czyli szczupaki nie boją się utyć 24 – 26
Metoda żyłkowa na sandacze 28 – 29
Czas dużych przynęt 30 – 31
Na przełomie lata i jesieni cz. II 32 – 33
Szczupak na płytko 34 – 36
Jesienne drapieżniki 38 – 41
Szczupakowe pastwiska 42 – 44
Topy karpiowe 46 – 47
Tam gdzie piaski, tam są paski 48 – 51
Na dwa fronty w portach 52 – 54
Łowiska specjalne – plusy i minusy 56 – 58
Jesienne sposoby na okazy 60 – 63
Wielka woda 64 – 67
Jedziemy na wycieczkę 68
Lipienie w kolorze jesieni 74 – 77
Wyposażenie muszkarza 80 – 82
Małe i duże muchy na jesień 84 – 86
Karp w cieście 87 Turawa 88 – 91
Polecamy 92 – 93
W następnym numerze m.in. 94
VI Puchar „Janosika” 96 – 97

DunajecPolski Związek Wędkarski oraz przyrodnicy sprzeciwiają się budowie kolejnych małych elektrowni wodnych (MEW) na Dunajcu. Ich zdaniem może to uniemożliwić migrację ryb.

W ostatnim czasie Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska (RDOŚ) w Krakowie wydała pozwolenia na wybudowanie czterech MEW na Dunajcu i Czarnym Dunajcu, w miejscowościach: Zabrzeż-Osada Wietrznice, Damienice, Czarny Dunajec i Podczerwone. Obecnie trwa postępowanie w sprawie budowy kolejnej elektrowni w miejscowości Wojnicz.

Anna Kosak z krakowskiego RDOŚ powiedziała PAP, że jeżeli plany inwestycji spełniają wszystkie wymogi środowiskowe, to nie można zabronić inwestorom budowania MEW. "Niektóre inwestycje wręcz poprawiają istniejący stan ichtiofauny, ponieważ MEW powstają m.in. na istniejących progach wodnych. Obok nich inwestorzy budują przepławki, których wcześniej nie było. Zgody na MEW wydajemy indywidualnie, po wnikliwych analizach. Jeżeli projekty spełniają wymagania, to musimy wydać pozwolenie na budowę MEW" - powiedziała Kosek.

Dodała, że o wydaniu zgody na realizację MEW decyduje m.in. lokalizacja inwestycji, wysokość piętrzenia wody, rodzaj zastosowanych turbin oraz przepławki. "Istotny jest wpływ MEW na środowisko wodne, na drożność rzeki i wszystkich organizmów w niej żyjących, na istniejącą infrastrukturę techniczną oraz na obszary Natura 2000" - mówiła.

Kosek zwróciła uwagę, że krakowski RDOŚ wydał trzy odmowy usytuowania MEW na Dunajcu, w miejscowościach: Mikołajowice, Pałuszyce i Harklowa.

"Sprzeciwiamy się budowie tych elektrowni z uwagi na to, że powodują utrudnienia lub całkowicie uniemożliwiają migrację ryb" - powiedział PAP Michał Cebula członek zarządu nowosądeckiego oddziału PZW.

Cebula wylicza, że zapory wodne powodują szereg problemów w świecie rzecznej fauny. Przede wszystkim fragmentuje się populację ryb na żyjące powyżej i poniżej przegrody. Wiele elektrowni powoduje duże wahania wody powyżej i poniżej progu, co również odbija się negatywnie na żyjących w rzece rybach i innych organizmach.

Kolejną przeszkodą dla ryb jest powstająca przed każdą zaporą tzw. cofka, czyli kilkusetmetrowy odcinek rzeki, w którym jest spowolniony przepływ wody. "W takiej wodzie zupełnie zmieniają się warunki środowiskowe i siedlisko organizmów" - powiedział Cebula.

W opinii specjalistów przepławki, które powstają przy MEW nie rozwiążą problemu zaburzonej ciągłości ekologicznej rzeki. Jak powiedział PAP dr Przemysław Nawrocki z organizacji ekologicznej WWF Polska, groźny jest tzw. efekt skumulowany, będący konsekwencją faktu, że przez pojedynczą przepławkę nie udaje się przedostać wszystkim rybom wędrującym w górę rzeki.

"Załóżmy, że przez pojedynczą przepławkę przedostaje się około 80 proc. ryb. Jeżeli ryby zmierzające na tarło będą musiały pokonać choćby dziesięć takich przepławek (o skuteczności 80 proc. każda), to ze 100 ryb, które wyruszyły na wędrówkę, do tarliska dotrze zaledwie 13 ryb" - wyjaśnił Nawrocki. Ponadto ryby spływające w dół rzeki giną w turbinach lub padają łupem drapieżników szczególnie licznie występujących w zbiornikach zaporowych. Do tego dochodzi kłusownictwo.

Większość biegu Dunajca i Popradu jest objęta ochroną Natura 2000. Z tego względu ochrona przyrody na tej rzece jest priorytetem, co jednak nie wyklucza budowy MEW pod warunkiem, że działalność elektrowni nie będzie w sposób istotny szkodziła przyrodzie.

Oprócz MEW na Dunajcu istnieją dwie duże elektrownie wodne: w Rożnowie (otwarta w 1941 r.) i Zespół Elektrowni Wodnych w Niedzicy (otwarty w 1997 r.). Zdaniem przyrodników powstanie tych zapór w sposób drastyczny zmieniło bytowanie ryb w Dunajcu, w niektóre gatunki bez pomocy człowieka przestałyby istnieć w tej rzece.

Dunajec swój bieg rozpoczyna na Podhalu, ma 240 km długości, i uchodzi do Wisły na wysokości Opatowca.

źródło: cire.pl

temidaRyby są zawsze czyjąś własnością i ten, kto je nielegalnie złowił, powinien odpowiadać nie tylko za nielegalny połów, ale i za kradzież - orzekł Sąd Okręgowy w Olsztynie
w sprawie dwóch mężczyzn ukaranych wcześniej jedynie za połów 150 kg karasi.

 

 

 

 

Olsztyński sąd uchylił wyrok Sądu Rejonowego w Mrągowie, który w marcu tego roku skazał mężczyzn za nielegalny połów na karę po 8 miesięcy ograniczenia wolności oraz obowiązek wykonywania miesięcznie 30 godzin nieodpłatnej pracy na cele społeczne. Mrągowski sąd wymierzył karę na podstawie art. 27c ustawy o rybactwie śródlądowym, który za nielegalny połów przewiduje karę grzywny, ograniczenia wolności albo karę więzienia do dwóch lat.

Apelację od tego wyroku złożył prokurator, a Sąd Okręgowy w Olsztynie uznał kilka dni temu, że jest zasadna (sygn. VII Ka 509/13). Zgodził się z prokuratorem, że mężczyźni powinni odpowiadać nie tylko za nielegalny połów, ale też za kradzież ryb. "Przywłaszczając nielegalnie złowione ryby sprawca takiego czynu zawsze popełnia, w zależności od ich wartości, wykroczenie lub przestępstwo na szkodę określonego pokrzywdzonego" - stwierdził olsztyński sąd.

Sama ustawa o rybactwie śródlądowym nie przewiduje sankcji za kradzież cudzych ryb, wymienia jedynie nawiązkę na rzecz pokrzywdzonego w wysokości od pięciokrotnej do dwudziestokrotnej wartości przywłaszczonych ryb. Sankcje za kradzież przewiduje natomiast kodeks karny. Zgodnie z art. 278 kodeksu, za przywłaszczenie cudzej rzeczy grozi kara pozbawienia wolności od trzech miesięcy do pięciu lat, chyba że popełniony czyn jest mniejszej wagi - wówczas sprawcy grozi grzywna, kara ograniczenia wolności albo kara więzienia do jednego roku.

Olsztyński sąd zgodził się z prokuratorem, że w tej sytuacji sąd rejonowy będzie musiał wymierzyć karę kumulatywnie, stosując zarówno ustawę o rybactwie śródlądowym, jak i kodeks karny.

Wcześniej jednak mrągowski sąd będzie musiał też ustalić, czy podbierak, którym mężczyźni złowili prawie 150 kilogramów karasi - zwany przez nich samych "kasiorkiem" - jest narzędziem wykorzystywanym
w nielegalnych połowach, o których mówi ustawa o rybactwie śródlądowym. "Z doświadczeń życiowych wynika jednak, że zarówno wędkarze jak i rybacy posługują się powszechnie podbierakami przy wyciąganiu z wody złowionych ryb" - przyznał Sąd Okręgowy.

Sprawa wróciła do sądu w Mrągowie.

źródło: http://prawo.rp.pl