- Szczegóły
- Odsłony: 8549
- Szczegóły
- Odsłony: 12629
Wędkarze wystąpili z inicjatywą powołania Powiatowych lub Gminnych Komisji Zarybieniowych. Powód?
Ich zdaniem, dzierżawcy i właściciele naszych wód nie w pełni wywiązują się z wcześniej zawartych umów
w tym zakresie (ilości i koszt zarybień), m.in. z Regionalnymi Zarządami Gospodarki Wodnej
w Poznaniu i Szczecinie.
W następstwie tego procederu, choć „papiery” nie budzą zastrzeżeń, do jezior i rzek trafiają zaniżone ilości narybku, bądź sama akcja zarybieniowa jest po prostu fikcją.
Komisje zarybieniowe miałyby pracować podczas zarybień prowadzonych nie tylko przez prywatnych właścicieli akwenów i Przedsiębiorstwa Rybackie, ale też przez Polski Związek Wędkarski.
Choć, co podkreślają wędkarze, tylko PZW nagłaśnia akcje zarybieniowe w mediach. Inni dzierżawcy, choć nie wszyscy, czynią to po „cichu”. – Dlatego to fikcja – mówią „Tematowi”.
Petycja z tą inicjatywą ma trafić m.in. do ministra ochrony środowiska, dyrektorów RZGW Poznań i Szczecin, wojewody zachodniopomorskiego, marszałka województwa, a w Szczecinku – do burmistrza, starosty szczecineckiego oraz posła na Sejm RP Wiesława Suchowiejko.
Szczecineccy wędkarze zbierają już podpisy z poparciem dla inicjatywy. Petycje są wyłożone w biurach kół PZW na terenie Pojezierza Drawskiego, również w Kole PZW „Jesiotr” oraz w sklepach wędkarskich na terenie Szczecinka. Siedziba szczecineckich wędkarzy jest czynna we wtorki i piątki w godz. 15-18.
źródło: Temat Szczecinecki
{fshare}
- Szczegóły
- Odsłony: 6400
Polscy i litewscy rybacy w 2012 roku wyłowili z Bałtyku 22 tony sieci-widm - poinformowała organizacja ekologiczna WWF. Długość wyłowionych sieci to prawie 135 kilometrów, czyli mniej więcej tyle, ile wynosi odległość pomiędzy Łodzią i Warszawą.
Sieci-widma osiadają na podwodnych głazach i na wrakach statków. Ekolodzy z WWF i organizacji Baltic Sea 2020 szacują, że co roku do Bałtyku trafia od 5 do 10 tys. sieci. Daje to łącznie od 52 do 95 ton sieci rocznie - podkreślił cytowany na stronie organizacji Piotr Prędki z WWF.
Na samych wrakach w polskiej strefie ekonomicznej Bałtyku może zalegać, według ekologów, kolejne 450 ton sieci.
Zagubione lub porzucone sieci rybackie to cisi zabójcy. Pozostawione same sobie kontynuują niekontrolowane połowy ryb, ptaków i ssaków morskich - zaznaczyli ekolodzy.
Według badań łowność takich sieci, po trzech miesiącach od ich porzucenia, wynosi ok. 20 proc. tego, co mógłby nimi w normalnych warunkach załapać rybak. Po dwóch latach odsetek ten zmniejsza się do ok. 6 proc. przez to, że sieci te opadają na dno bądź się plączą. Choć sieci-widma łowią mniej niż nowe sieci, mogą w znaczącym stopniu zachwiać populacją wielu gatunków ryb już dziś nadwyrężonych przez nadmierne połowy. Ponadto, złowione przez sieci widma ryby nigdy nie trafią na nasze stoły - dodali aktywiści.
Według ekologów, niezależnie od prowadzonych wraz z rybakami akcji wyławiania sieci-widm, należy stworzyć odpowiedni system, który ograniczyłby gubienie sieci w morzu.
WWF poinformowała, że w ramach projektu powstała interaktywna mapa tzw. zaczepów - obiektów, które mogą powodować zrywanie się sieci. Baza danych ma charakter otwarty. Każdy użytkownik może dodać obiekty do mapy, bądź sprawdzić współrzędne zgłoszonych zaczepów.
Zachęcamy rybaków i innych użytkowników morza do dodawania zaczepów na mapie, jak i korzystania z zawartych w niej danych (...) To od ich zaangażowania będzie zależeć, czy uda nam się w przyszłości wyeliminować sieci widma z Bałtyku - dodali ekolodzy.
Mapa jest dostępna na stronie www.sieciwidma.wwf.pl
źródło: Money.pl
{fshare}
- Szczegóły
- Odsłony: 8353
Piszcie do nas, dzielcie się swoją wiedzą, która przecież jest przeogromna, ale niestety – zakopana gdzieś głęboko w umysłach, ewentualnie czasami pojawia się na wędkarskich portalach.
Jeszcze raz zatem zapraszamy do współpracy.
Mamy też do Was gorącą prośbę. Nie kupujcie „Morskiego Łowcy” z niewiadomego źródła.
Wszystkie legalne miejsca zakupu wymienione są po prawej stronie strony. Pamętajcie, że pieniądze to nie wszystko. Pytajcie o nas w lokalnym sklepie wędkarskim czy u szypra podczas rejsu na Bałtyku. Jeśli jeszcze nas tam nie ma, to będziemy niebawem.
Z przyjemnością witam kolejne osoby, które postanowiły podzielić się swoimi doświadczeniami na łamach naszego magazynu. Należą do nich: Andrzej Jastrzębski, Kuba Standera, Marcin „Bigos” Sułkowski, Tadeusz Żuber. Nie zapominam też o firmach współpracujących z nami, o których zazwyczaj nie piszę. Jesteście dla naszej redakcji wielkim wsparciem! Wszystkim Wam bardzo dziękujemy!
Na koniec jednak przemycę coś z tego wydania: Zapraszamy do nowego konkursu z atrakcyjnymi nagrodami! Szczegóły na str. 58.
To tyle na dobry początek. A więc numer 7 „Morskiego Łowcy” trafił do Waszych rąk. Czy będzie kiedyś 77? Zależy to od nas samych. Ja jestem optymistą, a Wy?
Pozdrawiam serdecznie i do następnego razu!"
Temat numeru - troć wędrowna.
Z czym kojarzy się nam muliplikator? Głównie z wielkim, okrągłym Abu, kijem zdolnym rzucać z cegłą uwiązaną na końcu linki i łowieniem szczupaków.
Jest taka technika, są takie miejsca i przynęty, no i, co najważniejsze, są takie ryby, które chętnie współpracują z wędkarzem, pomimo niskiej temperatury wody, czyniąc spinning morski całorocznym
O polskim wędkarstwie plażowym
Gwinea Bissau– afrykański klejnot
Na trocie do Danii - Bornholm
Nasza stała rubryka "Nie tylko chłopaki łapią". Zachęcamy do przesyłania swoich zdjęć!!!
Jak w każdym wydaniu. W "Jarmarku" dowiemy się w co zaopatrzyć się na najbliższą wyprawę
{fshare}
- Szczegóły
- Odsłony: 7138
Świecący w ciemności kolczak czarny odstrasza drapieżniki specjalnymi podświetlonymi kolcami, przypominającymi miecze świetlne - wynika z badania opisanego w magazynie Scientific Reports. Niewielkie kolczaki (Etmopterus spinax) należące do ryb chrzęstnoszkieletowych (które obejmują również rekiny) zamieszkują głębiny Oceanu Atlantyckiego i Morza Śródziemnego. Naukowcy uważają, że podczas gdy podświetlone kolce mogą zostać zauważone przez większe, potencjalnie niebezpieczne ryby, to dla ofiar kolczaków są one niewidoczne.
Ryby te żyją na głębokości od 200 do 1000 metrów. Są one dość drobne, osiągają do 60 cm długości, ale większość z nich ma 45 cm. Do niedawna niewiele było wiadomo o tym gatunku, oprócz tego, że tak jak wiele morskich stworzeń - świecą dzięki bioluminescencji.
Poprzednie badania wykazały, że kolczaki dysponują na brzuchach wytwarzającymi światło komórkami, zwanymi fotoforami. Światła używają do kamuflażu.
- Można sobie wyobrazić, jak ryba płynie nad nami, a z góry przenika światło słoneczne - wyjaśnił portalowi BBC News biolog rekinów dr Julien Claes z belgijskiego Catholic University of Louvain. - Jeśli jest się pod nią, to ujrzy się cień. Skoro więc ryba może wyprodukować światło, które jest identyczne ze słonecznym, to jej cień zniknie.
Na tej zasadzie żadna ofiara - zwykle małe rybki z gatunku Maurolicus muelleri - nie zauważy zbliżania się wroga.
Tymczasem nowe badanie wykazało, że kolczaki świecą również od strony grzbietowej. - Mają tam dwa kolce, umieszczone przed każdą z płetw grzbietowych, a za nimi - po dwa rzędy fotoforów. Wyglądają niczym miecze świetlne - powiedział badacz. - To było zaskakujące - po co być niewidocznym od dołu, a widocznym od strony grzbietowej? - podkreślił.
Eksperymenty wykazały, że potencjalni wrogowie potrafili dostrzec światło w okolicy kolców nawet z kilku metrów. Tymczasem ofiara mogła zobaczyć blask z najwyżej 1,5 metra, co dawało mniejsze szanse na ucieczkę.
Badacze skonkludowali, że iluminujące miejsca są niczym światła ostrzegawcze, rzucające blask na ostre kolce. - To sposób na przekazanie informacji: nie atakuj mnie, jestem niebezpieczny, bo mam kolce na grzbiecie. Kiedy zamieszkuje się takie ciemne miejsca, stara się uniknąć innych zwierząt, bo nie ma się gdzie schować. To może być bardzo niebezpieczne - wystawianie się na ryzyko produkowania światła, mimo że działa to jak system ostrzegający - zauważył badacz.
Naukowiec dodał, że nietypowym jest znalezienie zwierzęcia, które wykorzystuje światło do ukrywania się, a równocześnie do ostrzegania przed sobą. - To zaskakujące, że dwa tak skrajne zachowania dotyczą jednego organizmu - podkreślił.
źródło: money.pl
{fshare}
- Szczegóły
- Odsłony: 12067
- Wędkarstwo się rozwija, co widać choćby po wzroście liczby naszych członków - podkreśla Antoni Kustosz, rzecznik prasowy PZW.
Takiego entuzjazmu nie podziela Andrzej Podeszwa, prezes poznańskiej firmy Jaxon, która zajmuje się produkcją oraz sprzedażą sprzętu wędkarskiego w Polsce i zagranicą.
- Przez ostatnie dwa lata widać, że branża wyhamowała - podkreśla prezes. I tłumaczy: Przyczyn jest wiele, bo wpływa na to zarówno ogólna sytuacja rynkowa jak i coraz uboższe w ryby, polskie łowiska. Jeśli nie ma czego łowić, to trudno żeby branża przeżywała rozkwit.
Potwierdza to Michał Mytko z pracowni Art-Rod w Poznaniu, która zajmuje się projektowaniem i wykonywaniem wędek na zamówienie.
- Trudno powiedzieć, żeby wędkarzy przybywało, bo wśród klientów jest coraz mniej młodzieży - podkreśla. - To co się z pewnością zmieniło, to mentalność wędkarzy. Coraz więcej osób ma świadomość czym jest dobry sprzęt, dlatego nie żałuje pieniędzy na swoją pasję i kupuje ręcznie wykonane wędki, które kosztują nawet tysiąc złotych.
Horyzont możliwości podczas wędkarskich zakupów jest jest szeroki. O ile przygodę z wędkarstwem można rozpocząć już za sto złotych (wędka, kołowrotek i podstawowy osprzęt), zdarza się, że doświadczeni wędkarze, na zakupy potrafią wydać nawet kilka tysięcy złotych.
Różnorodność sprzętu zostanie zaprezentowana na targach Rybomania 2013. Impreza odbędzie się w najbliższy weekend na MTP. Swój udział potwierdziło ponad 70 wystawców, którzy w sumie zaprezentują około 200 różnych marek.
źródło: Głos Wielkopolski