Berkley 2
Chciałbyś poinformować o ciekawym i ważnym wydarzeniu? Wyślij info na Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.



Unijni ministrowie wydali decyzję w sprawie limitów połowowych na Bałtyku na 2014 rok. Polscy rybacy będą mogli wyłowić ponad 30 tys. ton śledzi, ponad 19 tys. ton dorszy oraz ponad 70 tys. ton szprota.

- Niestety w tym roku, po raz kolejny ministrowie nie oparli swoich decyzji o doradztwo naukowe - ubolewa gość Polskiego Radia 24 Piotr Prędki z WWF Polska.

Dla Polski kwoty połowowe na przyszły rok to 2570 ton śledzia z zachodniego stada, 28 085 ton śledzia w centralnej części Morza Bałtyckiego, 17 440 ton dorsza ze wschodniego stada i 1990 ton dorsza z zachodniego stada. Ponadto polscy rybacy będą mogli złowić 511 ton gładzicy, 70 456 ton szprota i 6700 sztuk łososi.
W stosunku do 2013 r. zwiększone zostały całkowite dopuszczalne połowy w UE wschodniego stada dorsza (o 7 proc.) oraz stad śledzia w centralnej części Morza Bałtyckiego (o 25 proc.). Z kolei ograniczone w stosunku do 2013 roku zostały połowy śledzia z zachodniego stada (o 23 proc.), dorsza z zachodniego stada (o 15 proc.), szprota (o 4 proc.) i łososia w głównym basenie Morza Bałtyckiego (o 2 proc.) oraz łososia w Zatoce Fińskiej (o 15 proc.).

- To jest bardzo zła decyzja, ponieważ to naukowcy najlepiej wiedzą, w tym momencie, ile ryb powinniśmy z Bałtyku wyławiać - mówi Piotr Prędki i przywołuje przykład dorsza. - Naukowcy z Międzynardowej Rady Badań Morza proponowali, aby w tym roku obniżyć kwoty połowowe dla dorsza bałtyckiego ze stada wschodniego o 56 proc., a zachodniego o 48. Ministrowie podjęli skrajnie inne decyzje. Może to zagrażać odbudowie populacji tej ryby w Bałtyku - mówi gość Dariusza Kwiatkowskiego.

Jak poinformowała w komunikacie litewska prezydencja, w celu uniknięcia wysokich wahań w kwotach z roku na rok ministrowie postanowili zwiększyć kwoty dla dwóch stad śledzia w mniejszym stopniu, niż proponowała Komisja Europejska. Prezydencja zaznaczyła, że kwoty opierają się na opiniach naukowych dotyczących zrównoważonych połowów.

Zalecane przez naukowców poziomy limitów połowowych zostały zaakceptowane przez unijnych ministrów tylko w odniesieniu do stad ryb pelagicznych czyli śledzia i szprota. WWF uważa, że w decyzjach dotyczących dorsza bałtyckiego, podjętych przez europejskich ministrów odpowiedzialnych za rybołówstwo brakuje ekosystemowego podejścia i uwzględnienia zależności między gatunkami ryb.

Może to mieć negatywny wpływ na cały sektor rybołówstwa. Zdaniem WWF, aby zmienić sytuację, konieczne są dalsze badania naukowe i podejmowanie decyzji zgodnych z doradztwem naukowym.

polskieradio.pl

Odłowy rybakówOd kilku dni w jeziorze Ostrowickim zastawione są sieci. Wszystko odbywa się zgodnie z prawem, bo zastawia je ekipa wynajęta przez koniński okręg PZW. Nazywa się to odłowem kontrolowanym.

Ekipa rybaków na ostrowickim akwenie pojawiła się w poniedziałek. Jak zapewnia Grzegorz Grobelny, prezes miejscowego koła PZW i zarazem członek okręgowych władz Związku, pojawienie się rybaków nie było żadnym zaskoczeniem. – Już na początku roku wiedzieliśmy, że odłów będzie prowadzony. Jest to obowiązek wynikający z umowy dzierżawy jeziora, jaką okręg PZW ma zawartą z Regionalnym Zarządem Gospodarki Wodnej. Na każdy zbiornik opracowywany jest operat rybacki, w którym określa się częstotliwość zarybiania i odłowów. Niewywiązanie się z tego grozi zerwaniem umowy na dzierżawę jeziora – wyjaśnia Grobelny.

Odłowy nadzoruje Janusz Noszczak, komendant Społecznej Straży Rybackiej działającej przy konińskim okręgu PZW. Pomagają mu rybacy wynajęci przez okręg. Przy użyciu wontonów wyławiają z jeziora ryby, które później są sprzedawane, a uzyskane w ten sposób pieniądze przeznaczane na zarybianie zbiornika. Noszczak twierdzi, że tegoroczne odłowy nie są okazałe. Szczegółowy wynik obiecał podać po zakończeniu działań, ale zapowiada, że o żadnych kolosalnych ilościach nie będzie mowy.

 źródło: slupca.pl

Trocie i łososieJeśli za chwilę nie zostanie otwarta przepławka na Parsęcie dla ryb łososiowatych, w rzece nastąpią nieodwracalne zmiany. Trocie i łososie płyną właśnie na tarło, ale natrafiają na potężną przeszkodę.

Sytuacja jest poważna. Jeśli ryby nie dotrą w najbliższych dniach do tarlisk, w przyszłym roku ich pogłowie w Parsęcie znacząco spadnie. A to oznacza kłopoty nie tylko dla całego systemu turystycznego, związanego z wędkarstwem, ale także dla całej gospodarki rybnej w dorzeczu Parsęty.

Chodzi o kosztująca około 15 milionów złotych przebudowę elektrowni wodnej w Rościnie. Inwestycję finansuje Energa Invest, spółka związana z koncernem energetycznym Energa. Budowa trwa już od czerwca ubiegłego roku. Przepławka dla ryb obok budowli miała być gotowa najpóźniej we wrześniu. To ważne, bo 1 października, a więc tydzień temu, rozpoczął się trzymiesięczny okres ochronny na ryby łososiowate. Trocie, łososie oraz pstrągi powinny więc teraz płynąć w górę rzeki na tarło. Ale na Parsęcie trafiają na betonową przeszkodę w postaci progu wodnego przy budowanej elektrowni. W tej chwili przed progiem pływa codziennie nawet kilkadziesiąt ryb, próbujących przedostać się dalej. To im się jednak - co oczywiste - nie udaje. Korzystają więc z tego jedynie kłusownicy, którzy ryby mogą stąd teraz wyciągać wiadrami.

- Na tę chwilę przepławka jest gotowa - pokazuje nam Andrzej Wołkowski, szef Towarzystwa Miłośników Parsęty. - Ale z jakiejś nieuzasadnionej przyczyny nie zalano jej wodą. W tej chwili więc ryby rzeczywiście docierają do Rościna i koniec, dalej musiałyby dostać skrzydeł. Bo tarliska znajdują się powyżej tej elektrowni - wyjaśnia.

Choć przed elektrownią już można zauważyć mnóstwo ryb, przewiduje się, że zasadniczy ciąg tarłowy łososiowatych rozpocznie się za trzy, cztery dni. - I wtedy będziemy tu mieli rzeź - dosadnie komentuje Robert Oszustowicz, zastępca komendanta Straży Rybackiej w Białogardzie. - To będzie na pewno widowisko, ale w perspektywie kolejnych lat to koszmar dla regionu. Przecież na łososia przyjeżdżają tu ludzie z całego świata. Jeśli tej ryby tu nie będzie, turystyka również zaniknie. Ktoś powie, że przesadzam? Wolałbym, żebyśmy nie musieli tych moich słów weryfikować.

Przez zablokowane przejście w Rościnie populacja ryb w Parsęcie może spaść o nawet kilkadziesiąt procent, a w górnej części rzeki łososiowatych w ogóle może już nie być. - W tej chwili ryby po prostu nie mają dostępu do tarlisk, więc szukają miejsc do wycierania w dolnej części rzeki. Ale to za mało, zdecydowana większość tych tarlisk, które zresztą również przygotowywaliśmy, znajduje się właśnie powyżej Rościna - mówi Wołkowski.

Piotr Śliwiński, inspektor nadzoru i kierownik projektu z ramienia Energa Invest, przyznaje: - Przepławka rzeczywiście jest gotowa, dziś odebraliśmy nawet pozwolenie na jej użytkowanie - mówił nam wczoraj, przyznając, że jest niewielkie opóźnienie. - Ale nie mamy jeszcze zgód z Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych. A bez tego przepławki nie możemy zalać i uruchomić - tłumaczy. Wierzy, że wszelkie decyzje zapadną w ciągu tygodnia, a wtedy uruchomienie przepławki nastąpi w ciągu trzech kolejnych dni.
- To za późno - kręci głową Wołkowski. W sprawę został zaangażowany poseł Stefan Strzałkowski. Jeszcze wczoraj miał interweniować w tej sprawie w Szczecinie. Po południu pojechał też do Warszawy. Wbrew pozorom bez poselskiej interwencji się nie obejdzie, bo ZMiUW ma teoretycznie aż 2 tygodnie na podjęcie decyzji.

źródło: Serwis Głosu Koszalińskiego

PSRPosterunki terenowe Państwowej Straży Rybackiej w Warszawie przeprowadziły 184 akcje kontrolne (tj. patroli potwierdzonych raportami). Uzyskano następujące wyniki: 1. Przeprowadzono 2.243 kontrole.
2. Ujawniono 274 przypadki naruszeń przepisów prawa. Za stwierdzone naruszenia: - 75 osób pouczono, - 188 osób ukarano mandatami karnymi na łaczną kwotę 41.350 zł, -
-skierowano 2 wnioski o ukaranie w sprawie o wykroczenia,
- 6 sprawców przestępstw przekazano policji.
- 3 sprawy przekazano innym służbom zgodnie z kompetencjami.
3. Zabezpieczono następujący sprzęt służący do popełnienia wykroczeń i przestępstw: - 11 szt. rybackich narzędzi połowowych, - 8 szt. wędek, - 2 szt. sprzętu pływającego.
Zabezpieczono 23,57 kg ryb złowionych z naruszeniem prawa. Ryby żywe zostały wypuszczone do wody, a pozostałe przekazane uprawnionemu do rybactwa, bądź zabezpieczone jako dowód w sprawach karnych.

PSR Warszawa

WMH 97Dawno już nie pisałem nic o porach roku. Trudno powiedzieć, czy październik zasługuje na szczególne potraktowanie. Szczerze mówiąc, każdy miesiąc jest wyjątkowy, bo każdy ma swoją specyfikę i oferuje ciekawe możliwości połowu. Jako się jednak rzekło, będzie o październiku. Moje ulubione ryby łososiowate mają teraz urlopy macierzyńsko-tacierzyńskie.

 

 

Dotyczy to oczywiście osobników przebywających w wodach śródlądowych, bo ryby beztrosko i bez ciągot do przedłużania gatunku buszujące w morzu możemy z czystym sumieniem łowić. Z zastrzeżeniem rzecz jasna, że ktoś uwielbia brodzenie w lodowatej morskiej wodzie i ochlapywanie co jakiś czas jeszcze zimniejszymi bryzgami. No, ale są gusta i guściki.
Nieliczni szczęśliwcy (czytaj: nieprzemoczeni) mogą sobie potrollować w wodach przybrzeżnych. Ale to już zupełnie inna bajka. 
W ogóle ryby z płetwą tłuszczową – łososiowate bądź inne – są już w pięknych polskich rzekach rzadko spotykane „dzięki” przewidującej polityce naszych władz wędkarskich wspartych autorytetami naukowymi.
Za jakiś czas pewnie w imię poprawy produktywności łowisk zostaną one w 100% zastąpione karasiami, które przecież przeżyją wszędzie i wszystko, a na dodatek dostarczą wędkarzom dużo radości.
Jestem przekonany, że znajdzie się naukowe uzasadnienie dla takiego stanowiska.
Bo ekonomiczne już jest: ciężkie pieniądze zostały utopione w pomorskich (i nie tylko) rzekach, a ryb w nich coraz mniej… To może faktycznie karasie, skoro z pstrągami i trociami nasze władze w ogóle sobie nie radzą? Co prawda po wyciśnięciu ikry trudno będzie karasiowe mięso sprzedać za godziwą cenę, ale za to zarybienia są o wiele tańsze i dzięki temu budżet jakoś się zrównoważy.
W głębi lądu natomiast akcja na ogół toczy się torem ustalonym w czasach, kiedy powstawał Regulamin Amatorskiego Połowu Ryb, a działacze jakoś tam działali zamiast „walnie” zasiadywać.
Szczerze mówiąc to i wcześniej, w tych szczęśliwych czasach, o których starzy ludzie mówią, że: „pono RAPR-u nie było. I jakoś ludzie żyli, a ryb było jak mrówków”. Aż przyszedł RAPR i je zjadł… aż chciałoby się kulawo zrymować.
Październik to zatem czas delikatnego i precyzyjnego łowienia ociężałych już, obżartych we wrześniu leszczy i płoci. To także spotkania z grubą brzaną i jeszcze grubszym sumem. To miesiąc, kiedy miłośnicy wielkich karpi łowią już mało, ale za to największe rybska. To wreszcie czas na pozostałe nizinne drapieżniki – zarówno te, które mają zęby w szczękach, jak i te, którym matka natura dała je w wersji gardłowej. Moim zdaniem na pierwsze miejsce wysuwa się teraz sandacz – ryba zwana nie bez kozery październikowym drapieżnikiem. Tak określał go choćby Wacław Strzelecki, autor m.in. książki „Wędkarstwo rzeczne” i trudno się temu dziwić, bo dla wielu sandaczowców właśnie październik to prawdziwy czas żniw, miesiąc, w którym połowy tej ryby są najbardziej emocjonujące, kiedy łowi się największe sztuki.
Przynajmniej te, których nikt na spółkę z RAPR-em nie wyłowił i nie zjadł.
Właśnie takich okazów październikowego drapieżnika sobie i Wam wszystkim życzę.

Do zobaczenia nad wodą!
Paweł Mirecki


Spis treści:

 

  • Nocne sandacze Redakcja łowi 6 – 8
  • Noc, karasie i zapach czosnku Redakcja łowi 10 – 14
  • Rękodzieło czy wyroby seryjne? Porady zza lady 16
  • Ostrzenie haków i kotwic Porady zza lady 18
  • Parasol na deszcz i na słońce Porady zza lady 20
  • Jak sandacz gryzie Porady ekspertów 22 – 25
  • X pytań do Mistrza – Dick Van Hattem (Holandia) Porady ekspertów 26 – 27
  • Trollingowy październik Porady ekspertów 28 – 31
  • Rapa z rzecznej rafy Porady ekspertów 32 – 35
  • Łowiska specjalne na co dzień Porady ekspertów 36 – 38
  • Płytki troll Porady ekspertów 40 – 43
  • Płytkie łowiska na zaporówkach Porady ekspertów 44 – 47
  • Złota polska jesień Porady ekspertów  50 – 53
  • Rodzaje wagglerów i ich zastosowanie Porady ekspertów 54 – 55
  • Płocie nie lubią nudziarzy Od spławika do gruntu 56 – 58
  • Jesienne wyprawy na kanałowe leszcze Od spławika do gruntu 60 – 62
  • Jaki przypon na jakie dno Wędkarstwo karpiowe 64 – 68
  • Czas i miejsce Wędkarstwo karpiowe 72 – 74
  • Rodzinny urlop z verticalem w tle Za granicą   76 – 81
  • Dryfkotwa Porady ekspertów  82
  • Krótka nimfa – najskuteczniejsza metoda muchowa? Wędkarstwo muchowe 84 – 87
  • Okoń lubi streamera Wędkarstwo muchowe 88 – 90
  • Polecamy Inne 92 – 93
  • Nowe wydanie specjalne WMH Inne 94
  • W następnym numerze m.in. Inne 95
  • XVIII Zawody Aktorów Wędkarzy im. Jaremy Stępowskiego…

 

SSR

Nieznani sprawcy podłożyli ogień i starali się zatopić łódź, która na Pomorzu służyła strażnikom Polskiego Związku Wędkarskiego do łapania kłusowników. Wędkarze, którzy korzystali z niej na co dzień są załamani.

Nie mają wątpliwości, że za wszystkim stoją kłusownicy. Łódź patrolowa "Jesiotr" kosztowała ponad 100 tysięcy złotych i służyła gdańskim strażnikom PZW od wiosny 2011 roku. W ostatnich miesiącach łódź cumowała tuż obok budynku mariny w Błotniku.

Po przyjęciu zawiadomienia od wędkarzy, policja przeprowadziła oględziny spalonej łodzi. - Sprawdziliśmy monitoring, jak się jednak okazało, kamera nie obejmowała miejsca, w którym cumowała łódź, więc na monitoringu nic nie widać, powiedziała reporterowi Radia Gdańsk Marzena Szwed-Sobańska z policji w Pruszczu Gdańskim.

Policja prowadzi dochodzenie pod nadzorem prokuratora. Przesłuchiwani są świadkowie. Na pytanie reportera Radia Gdańsk, czy za podpaleniem mogą stać kłusownicy, rzecznik policji w Pruszczu Gdańskim odpowiedziała, że nie wyklucza się żadnej z hipotez.

Wątpliwości, że za podpaleniem stoją kłusownicy, nie mają wędkarze. - To była zemsta z ich strony. Konfiskowaliśmy im kilometry siatek, powiedział Stanisław Lisak z Polskiego Związku Wędkarskiego w Gdańsku.

Łódź była ubezpieczona. Wędkarze mają nadzieję, że uda im się szybko uzyskać pieniądze na zakup nowej. - W tej chwili mamy 3 mniejsze łodzie i niech kłusownicy nie myślą, że uda im się nas przestraszyć. Będziemy ich ścigać, a pozostawione przez nich nielegalnie siatki znikną z naszych wód, dodał Edward Giera z Polskiego Związku Wędkarskiego Okręg w Gdańsku. Za zniszczenie i podpalenia łodzi grozi do 5 lat więzienia.

źródło: Radio Gdańsk