Clash 1
Chciałbyś poinformować o ciekawym i ważnym wydarzeniu? Wyślij info na Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.



kajdankiSkarbnik jednego z kół wędkarskich z okolic Żagania przywłaszczył 16 tys. zł i podrobił 70 podpisów członków koła. Grozi mu kara od 3 miesięcy do 5 lat więzienia.
Przedstawiciele Polskiego Związku Wędkarskiego w Zielonej Górze poinformowali funkcjonariuszy o swoich podejrzeniach popełnienia przestępstwa przez jednego ze skarbników koła. Policjanci przesłuchali 100 osób, od pokrzywdzonych pobrano wzory podpisów, a następnie funkcjonariusze analizowali dokumenty.

- Policjanci ustalili, że do nieprawidłowości w rozliczaniu składek członkowskich doszło w okresie od lutego do października 2013 r. Efektem prowadzonego dochodzenia było przestawienie skarbnikowi koła wędkarskiego 70 zarzutów dotyczących podrobienia podpisów członków koła oraz zarzutu przywłaszczenia ponad 16 tys. zł ze składek członkowskich - informuje Sławomir Konieczny, rzecznik prasowy lubuskiej policji.

Na poczet przyszłych kar policjanci zabezpieczyli samochód skarbnika. - Za przestępstwo podrobienia dokumentu grozi kara grzywny, kara ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5. Za przywłaszczenie pieniędzy grozi kara od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności - dodaje Konieczny.

źródło: gazeta.pl

Od co najmniej siedmiu lat blisko 20 proc. obwodów rybackich na Warmii i Mazurach pozostaje niezagospodarowanych. Regionalne Zarządy Gospodarki Wodnej nie użytkują tych wód i nie zarybiają ich. Mimo to sprzedają zezwolenia wędkarzom na połów w tych akwenach.

Najwyższa Izba Kontroli sprawdziła, jak na Warmii i Mazurach prowadzona jest gospodarka rybacka. Niestety, wyniki kontroli są druzgocące.


Bałagan w przepisach

Obwody rybackie w województwie warmińsko-mazurskiego stanowią blisko 40 proc. wszystkich wód użytkowanych rybacko w Polsce.

Jak ustalili kontrolerzy, co piąty obwód rybacki, podległy Regionalnemu Zarządowi Gospodarki Wodnej, nie miał gospodarza. Wiele z nich było niezagospodarowanych od ponad siedmiu lat. A jednym z obowiązków gospodarza jest zarybianie jezior. Z tego też powodu do wielu mazurskich akwenów w ostatnich latach nie był wpuszczany narybek.
– Jednak fakt braku zarybiania, nieutrzymywania właściwej struktury gatunkowej i pogłowia ryb nie był przeszkodą do sprzedaży zezwoleń na amatorski połów w tych obwodach – czytamy w raporcie NIK.

W wyniku kontroli zarząd przestał sprzedawać zezwolenia do czasu wyłonienia nowych gospodarzy.

Kontrolerzy szczegółowo zbadali też gospodarkę rybacką prowadzoną przez 10 podmiotów. Badany był okres od początku 2010 do połowy 2013 roku. Jak wynika z raportu, w tym czasie najwięcej ryb odłowiono w Gospodarstwie Rybackim Śniardwy. Ich wartość szacowana jest na prawie 5 mln zł. Z kolei na zarybienie jezior to samo gospodarstwo wydało nieco ponad milion złotych. Z kolei w Gospodarstwie Rybackim Giżycko przez trzy i pół roku wyłowiono ryby warte 3,2 mln zł, a do jezior wpuszczono narybek o wartości niespełna miliona złotych.

Inną z przyczyn bałaganu w gospodarce rybackiej są obowiązujące przepisy organizacyjno-prawne. Obecnie nadzór nad nią sprawuje sześć różnych instytucji, w tym dwa ministerstwa – rolnictwa i rozwoju wsi oraz środowiska. Dlatego, zdaniem NIK, przepisy te należy uprościć.

Nierówna walka

Kontrolerzy NIK zwrócili również uwagę na kormorany, które są olbrzymim zagrożeniem dla ryb żyjących w mazurskich jeziorach. Ten częściowo chroniony ptak jest utrapieniem rybaków. W ciągu roku kormorany potrafią zjeść nawet 2-3 razy więcej ryb, niż złowią rybacy. Mimo że co roku prowadzony jest odstrzał tych ptaków, ich populacja ciągle rośnie.

Według danych Instytutu Rybactwa Śródlądowego w Olsztynie, od 1992 do 2011 roku liczba tych ptaków na Warmii i Mazurach wzrosła o około 269 proc. do około 33,5 tys. sztuk.

– Szacowana masa ryb zjedzonych w 2011 roku przez kormorany wyniosła 2,357 mln kg, a więc dwukrotnie więcej niż masa odłowionych ryb – czytamy w raporcie.
W 2012 roku Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Olsztynie wydała zgodę na zabicie 1,2 tys. ptaków. Myśliwym udało się odstrzelić jedynie połowę.

źródło: wspolczesna.pl

NIK skontrolowała sposoby prowadzenia gospodarki rybackiejNiezagospodarowanie jezior, nieprzestrzeganie limitów odłowów oraz brak strategii dotyczącej kormoranów - to według NIK przyczyny zmniejszającej się ilości ryb w warmińsko-mazurskich akwenach. Kontrolerzy sprawdzali, jak prowadzona jest w regionie gospodarka rybacka.

Rzecznik prasowy olsztyńskiej delegatury NIK Piotr Górny powiedział, że każdego roku spada "wydajność rybacka jezior", czyli ilość kilogramów ryb, jaką można wyłowić z jednego hektara wód.

"Składa się na to wiele przyczyn m.in. niezagospodarowanie akwenów, nieprzestrzeganie limitów odłowów, niepełna wiedza na temat połowów amatorskich, które wcale nie są niższe niż te komercyjne. Ogromny wpływ na stan zarybienia mają także żerujące kormorany" - podkreślił Górny.

Obwody rybackie województwa warmińsko-mazurskiego stanowią blisko 40 proc. wszystkich wód użytkowanych rybacko w Polsce. Dlatego właśnie tam NIK sprawdziła, jak uprawnione podmioty prowadzą gospodarkę rybacką.

Według Górnego "w 91 obwodach rybackich leżących w gestii Regionalnych Zarządów Gospodarki Wodnej (RZGW) w Gdańsku i w Warszawie nie była prowadzona racjonalna gospodarka rybacka".

"Jeśli RZGW nie oddało do użytkowania akwenów, to samo zgodnie z prawem powinno prowadzić taką gospodarkę. Większość obwodów była niezagospodarowana od co najmniej siedmiu i pół roku. Mimo iż RZGW nie zarybiało jezior, to i tak sprzedawało zezwolenia na amatorski połów w tych obwodach" - wyjaśnił Górny.

Rzecznik RZGW w Gdańsku Bogusław Pinkiewicz poinformował PAP, że po kontroli NIK dyrektorzy Regionalnych Zarządów Gospodarki Wodnej, w tym i dyrektor w Gdańsku zaprzestali sprzedaży zezwoleń na amatorski połów ryb w obwodach nieposiadających wyłonionego użytkownika rybackiego.

"Do czasu wyłonienia nowego użytkownika rybackiego, nie będzie możliwości uprawiania wędkarstwa na tych akwenach. Gdy to nastąpi, zasady amatorskiego połowu ryb ustali nowy użytkownik. Gospodarze wód zostaną wyłonieni najszybciej, jak to będzie możliwe" - powiedział Pinkiewicz.

Jak podał NIK, gospodarka rybacka prowadzona jest na podstawie operatów rybackich – dokumentów, które określają planowaną wielkość połowów, zarybienia, a nawet maksymalną liczbę osób, które w ciągu jednego dnia mogą amatorsko łowić w zbiorniku.

"40 proc. skontrolowanych podmiotów wydało zezwolenia i regulaminy na amatorski połów ryb, które były niezgodne z zapisami operatów. Kontrolerzy NIK stwierdzili m.in.: różny limit dziennych połowów oraz niezgodność okresów ochronnych lub wymiarów gospodarczych ryb, które można odłowić. Tymczasem wszystkie zezwolenia wędkarskie powinny być dostosowane do danych w operatach" - wyjaśnił Górny.

Według NIK w 2011 roku podmioty uprawnione do rybactwa wyłowiły w warmińsko-mazurskim blisko 1100 ton ryb. Jak podali kontrolerzy, ponad dwukrotnie więcej ryb "odłowił" kormoran.

"Zarybienia tylko w niewielkim stopniu są w stanie zrekompensować straty, jakie powodują kormorany i w żadnym stopniu nie służą odbudowie i utrzymaniu populacji ryb cennych ekologicznie, gospodarsko i wędkarsko" - ocenił Górny.

Kontrolerzy NIK wytknęli, że w Polsce brakuje strategii zarządzania populacją kormoranów. "Od 2009 roku resort środowiska prowadzi prace nad dokumentem, który powinien być jak najszybciej ukończony i wdrożony. Problem kormorana czarnego dotyczy nie tylko Polski ale również innych krajów Unii Europejskiej, dlatego rozwiązywanie tego problemu warto przenieść na szczebel międzynarodowy" - ocenili.

Nadzór nad rybactwem śródlądowym w Polsce sprawuje dwóch ministrów – rolnictwa i rozwoju wsi oraz środowiska. Nadzorem i kontrolą zajmują się cztery organy administracji publicznej. Według NIK system nadzoru jest zbyt skomplikowany i nadmiernie rozbudowany, dlatego prawo dotyczące rybactwa śródlądowego należy uprościć.

źródło: PAP

 

pzwGifCzłonkowie zarządu PZW zaprzeczają.

- Jestem wędkarzem i widzę, kiedy jest zarybiany Piaszczynek, bo wtedy nad jeziorem siedzą sami strażnicy i członkowie zarządu Polskiego Związku Wędkarskiego - mówi sępolanin. Czy to ma sens, żeby wpuszczać do wody 400 kilogramów karpia, który ma od 1,5 do 2 kg wagi i od razu łowić? Później panowie chwalą się między sobą, kto ile złowił, ale to nie jest sztuka zwabić wpuszczoną dopiero co do wody rybę. Co na to zarząd okręgu?

Czytelnik twierdzi, że informacja o zarybianiu Piaszczynka powinno być powszechnie znana i rozpowszechniana przez urząd, bo wody, choć są w dzierżawie Polskiego Związku Wędkarskiego, należą przecież do samorządu.

- Od lat regularnie zarybiamy jeziora, także w gminie Sępólno - mówi Józef Różewski, rzecznik prasowy bydgoskiego okręgu PZW. - każdy prezes dostaje na piśmie informację o takiej akcji. Wtedy też obowiązkowo musi być przy tym jeden z członków koła, który sprawuje nad tym nadzór, bo każde koło musi wiedzieć, jak i czym się zarybia. Tyle z naszej strony, a jeśli chodzi o szczegóły, to odsyłam do szefa koła w Sępólnie.

Kazimierz Goldyszewicz zapewnia, że termin, w jakim zarybiane są jeziora, nie jest żadną tajemnicą. - Nie jest też prawdą, że łowią tam wyłącznie członkowie zarządu koła i strażnicy rybaccy - mówi Goldyszewicz. - To bzdura. Nad jeziorem Piaszczynek ryby łowią też wędkarze. A jeśli chodzi o zarybianie, to wykonywane jest ono w obecności przedstawiciela urzędu miejskiego.

W Piaszczynku pływają teraz karpie, bo to właśnie one trafiły niedawno do wody. - Nad tym jeziorem organizowanych jest sporo zawodów szczebla wojewódzkiego, stąd karpie - dodaje Goldyszewicz. - Natomiast jezioro sępoleńskie zarybiamy linem, węgorzem, szczupakiem czy sandaczem.

Natomiast tak często spotykane nad Jeziorem Sępoleńskim płocie mnożą się same, bez zarybiania.
A wędkarze, których spotkaliśmy przy plaży oraz na molo byli zadowoleni ze swoich połowów. - Wszystko zależy od dnia, czasami siedzi się i nic nie złowi, a czasami wpadnie 33 centymetrowa płoć - mówią Wojciech Gondek i Tomasz Michalski, których spotkaliśmy, kiedy kończyli wędkowanie. - Na ryby chodzimy z rana, bo najlepiej biorą. Najczęściej, tak jak dziś, wychodzimy z płociami. Jest ich tu sporo, a dziś mamy ich aż 1,5 kg.

źródło: Gazeta Pomorska

Jezioro WierzchowoNie będzie już można wykupić pozwoleń na połów ryb
i wędkować w takich jeziorach jak Wielimie i Wierzchowo koło Szczecinka. Wędkarze – delikatnie mówiąc – są zaniepokojeni.

Większość wód w naszym regionie ma wyłonionego tzw. użytkownika rybackiego, z którym wędkarze załatwiają formalności – i płacą mu – związane z amatorskim połowem ryb. Sęk w tym, że część jezior i rzek, którymi administruje Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Poznaniu, z różnych powodów nie ma użytkownika. Nie ma go m.in. niezwykle atrakcyjny obwód nr 1 koło Szczecinka, którym kiedyś gospodarowała spółka rybacka. To około 3,5 tysiąca hektarów takich jezior jak Wielimie, Wierzchowo, Drężno, Damskie, Młyńskie, Płociczno, Spore, Smoleńsko. Istnie perełki. Do niedawna można było na nich łowić wykupując pozwolenie w RZGW.

Niestety, w tych dniach do wędkarzy dotarła niepokojąca informacja, że RZGW zaprzestaje sprzedaży pozwoleń dla wędkarzy. – Co to dla nas oznacza, nie muszę mówić – denerwuje się wędkarz ze Szczecinka, który nas o sprawie powiadomił. – Te jeziora to był i jest magnes dla miłośników wędkarstwa z całej Polski. Ryba się "odbudowała" po spółce rybackiej, to naprawdę rybne i bardzo atrakcyjne turystycznie akweny. Nasz rozmówca obawia się, że nie tylko nie będzie mógł z innymi wędkarzami oddawać się swojemu hobby, ale też nie przyjadą tu goście z innych regionów. – Do tej pory obowiązujący system był bardzo wygodny dla wszystkich – mówi. – Płaciło się 3 zł "dniówki" na konto RZGW lub 25 zł za pozwolenie 30-dniowe i wszyscy byli zadowoleni. Teraz legalnie łowić nie będzie można.

Inny ze szczecineckich wędkarzy dodaje, że najpewniej ktoś się dopatrzył, iż RZGW nie ma prawa pobierać opłat, bo nie jest użytkownikiem rybackim. – To dziwna instytucja, nie prowadzi gospodarki rybackiej np. zarybień, a chciałaby za to pieniędzy, bo przecież wpływy z pozwoleń na wędkowanie powinny być przeznaczane m.in. na zarybianie – mówi. – Na dodatek latami przeciąga wyłanianie użytkowników na niektóre obwody.
Nastroje tonuje Mariusz Getka, uznany wędkarz ze Szczecinka i były szef koła Polskiego Związku Wędkarskiego Jesiotr: - Kiedyś już problem z połowami na jeziorach bez użytkownika był, RZGW wybrnął z niego wprowadzając opłaty – mówi. – Nie wierzę, że zabronią połowów i teraz, mamy konstytucyjnie zapewniony dostęp do wód i RZGW musi go respektować.

- Nie rozpędzajmy się, dostęp, owszem jest zapewniony, ale do kąpania się, opalania i pływania łódką, ale nie do łowienia ryb – oponuje wędkarz ze Szczecinka. – Jest tak samo, jak z lasami: można tam chodzić, ale już nie każdy może polować. Z moim informacji, że całe to zamieszanie to efekt kontroli Najwyższej Izby Kontroli, którą z kolei zawiadomili wędkarze z centralnej Polski oburzający się na opłaty RZGW. Swoje też pewnie dorzucili użytkownicy rybaccy, bo ludzie nie chcą u nich łowić z uwagi na horrendalne opłaty. Efekt będzie taki, że jak nad jeziorami zabraknie wędkarzy to do akcji przystąpią kłusownicy, którzy teraz choć trochę ich się boją.

Anna Małysz, rzeczniczka RZGW Poznań, potwierdza, że pozwolenia zaprzestali sprzedawać po kontroli NIK. - NIK nie uznał argumentacji o prawie do prowadzenia amatorskiego połowu ryb w ramach powszechnego korzystania z wód, wynikającego z ustawy Prawo Wodne – informuje. - Prezes KZGW mając na uwadze zalecenia pokontrolne NIK wyraził stanowisko, iż pozostawienie wód obwodów rybackich w naturalnej równowadze biologicznej, bez jakiejkolwiek presji wędkarskiej na stan ilościowy i jakościowy organizmów wodnych w wodach obwodów rybackich pozostaje obecnie jedynym, tymczasowym wypełnieniem wniosków i zaleceń pokontrolnych NIK dotyczących obowiązku prowadzenia racjonalnej gospodarki rybackiej, uwzględniając przy tym możliwości regionalnych zarządów w tym zakresie.

Co to w praktyce oznacza? Od 30 kwietnia nie można w ogóle łowić na wspomnianym obwodzie. - Takie rozwiązanie będzie stosowane do chwili nowelizacji ustawy o rybactwie śródlądowym – mówi Anna Małysz. Nikt nie zaryzykuje podania nawet przybliżonej daty, kiedy posłowie by się z tym uporali. Już prędzej RZGW wybierze nowego dzierżawcę jezior. - Oczywiście planujemy ogłosić konkursy na obwodach rybackich nie posiadających wyłonionego użytkownika rybackiego – dodaje pani rzecznik.

źródło: Serwis Głosu Koszalińskiego

WMH 92Niżówka jest sprzymierzeńcem rzecznego wędkarza. Spacer brzegiem rzeki przy niskiej wodzie pozwala mu poznać ukształtowanie dna i namierzyć potencjalne stanowiska ryb. Niestety, niżówka w jakimś stopniu sprzyja też wędkarskim patologiom. Gdy woda opada, ryby kryją się w najgłębszych miejscach, które są łatwe do wytypowania, a wtedy... hulaj dusza, piekła nie ma!

 

 

 

Klasycznym przykładem jest odcinek Wisły w Warszawie i okolicach. Stosunkowo nieliczne tutaj głębokie fragmenty koryta rzeki są doskonale znane mazowieckim wędkarzom i wielu z nich korzysta z tego bez skrupułów.
Wiślane ostoje dużych ryb są non stop trałowane... zestawami trollingowymi. Tam i z powrotem, tam i z powrotem. Łodzi bywa niekiedy tyle, że aż dziw, iż ciągnięte zestawy wzajemnie się nie podhaczają. Większość trollingowców to etyczni wędkarze, którzy chcą najskuteczniejszą w tych warunkach metodą złowić okazałą rybę, zrobić jej fotkę i zwrócić wolność. Jest jednak wśród nich spora grupa zasługująca na miano pseudowędkarzy, którym „musi się zwrócić" już nie tylko składka, lecz także koszt paliwa do silnika łodzi. Żaden z nich nie myśli o tym, co będzie za rok, za dwa...

Znakiem czasu jest to, że szarpakowcy (w dużej części) przenieśli się z brzegu do łodzi. To w ich wykonaniu można obserwować zupełną patologię, jaką jest szybkie holowanie ciężkiej przynęty uzbrojonej w dużą, solidną kotwiczkę (a raczej kotwicę). Wielu takich miłośników „szybkiego trollingu" spotyka się w ostojach wiślanych albo zegrzyńskich sumów. Jeszcze niedawno się wydawało, że jedyne drapieżniki, jakie uchowały się tu w większej liczbie, to niełatwe do złowienia bolenie, ale ostatnio nawet ich jest coraz mniej. Nie trzeba zaś być ichtiologiem, aby wiedzieć, co się dzieje z rybami spokojnego żeru, kiedy w wodzie brakuje dużych drapieżników.
Jeżeli ludzie nie potrafią uszanować wspólnego dobra, to jedynym rozwiązaniem jest wprowadzenie odpowiednich uregulowań prawnych. I nie mam tu na myśli zakazania trollingu (ucierpieliby wówczas także uczciwi, rozsądni wędkarze), ale przede wszystkim objęcie ochroną odcinków rzek (i akwenów jezior) kluczowych dla utrzymania rybostanu.
W ankiecie, jaką opublikowaliśmy jakiś czas temu na www.wmh.pl, zdecydowana większość z Was opowiedziała się za wprowadzeniem na wodach nizinnych i górskich łowisk typu „złów i wypuść" (innymi słowy – mateczników ryb) bez żadnych dodatkowych opłat.
Ja poszedłbym jeszcze dalej: w każdym obwodzie rybackim powinna powstać określona liczba obrębów, na których łowienie byłoby dodatkowo płatne (ceny przystępne), jak również obowiązywałby nakaz wypuszczania ryb. Dlaczego akurat takie rozwiązanie wydaje mi się słuszniejsze?
Po pierwsze, jeśli u nas coś jest za darmo, to nie jest w ogóle szanowane. Niestety, daleko nam jeszcze do mentalności Skandynawów, dla których przyroda jest dobrem wspólnym, a nie niczyim. Po drugie zaś, aby wprowadzenie takiego typu częściowej ochrony rybostanu miało sens, niezbędne są wzmożone kontrole.
A na to trzeba oczywiście pieniędzy, bo trudno wymagać od strażników-ochotników, aby koszty dojazdu itp. pokrywali z własnych kieszeni. Tego rodzaju rozwiązania już działają w Polsce (także na wodach nizinnych)
i wędkarze ustawiają się tam w kolejkach mimo stosunkowo wysokich cen za wędkowanie.

Jeśli nie chcemy, aby za kilka lat zostały nam już tylko drogie łowiska licencyjne oraz bezrybne wody ogólnodostępne, trzeba jak najszybciej wziąć się za naprawę tej delikatnie mówiąc niezdrowej sytuacji.
W obecnej chwili ogół wędkarzy zwala winę za „bezrybie" na rybaków, kłusowników i władze związkowe,
a wypadałoby także samemu uderzyć się w piersi i w pierwszej kolejności uporządkować swoje „podwórko".

Paweł Mirecki



Spis treści:

Liny na picker 6 – 10
Boleń z podniesionej wody 12 – 14
Szczupak – majowy pan 16 – 19
Sztuczne mięsko 20
Co nowego na szczupłego? 22
Przywieszki dorszowe 23
Majowe okonie 26 – 28
Mucha spinningowa – tajna broń na szczupaki 30 – 32
Rodzaje antenek w spławikach... 34 – 35
Rzeczny zbój 36 – 39
Dylemat łowcy boleni 40 – 42
Kanibale. Cz. II 44 – 45
Spławikowa „reaktywacja" 46 – 48
Szczupaki bez łodzi 50 – 52
Drop shot – sposób na leniwe okonie 54 – 57
Technika łowienia z opadu 58 – 60
Czysta glina kontra czysta zanęta 62 – 64
Na owocowo 66 – 69
Wywózka zestawów 70 – 74
Wyspa wędkarskich marzeń 76 – 80
Flądra nietypowo 82 – 85
Robinson 86 – 87
Szczupaki, kajaki i Szwecja 88 – 91
Polecamy 92 – 94
W następnym numerze m.in. 96
X Otwarte Mistrzostwa Salmo Clubu Białystok... 97